☆彡 Rozdział 27 ☆彡

148 10 0
                                    

   Głowę przyszłego króla zawracały niedające mu spokoju myśli; starając się usnąć, wiercąc z boku na bok, szło mu to na opór. Mimo że była prawdopodobnie północ, musiał jeszcze poszperać w biurze Imperium. Czuł, że tam mógł znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania, między innymi na to, jak zginął RON. Wzdychając cicho, spojrzał na swoją ukochaną, która spokojnie spała z odkrytym ciałem, a długie włosy spływały po jej twarzy na miękką poduszkę. Z uśmiechem na twarzy okrył ją kołdrą i musnął swoimi wargami czoło dziewczyny, oraz odgarnął kosmyki włosów. Wtem wstał i po cichu zapalił lampę naftową, następnie kierując się w stronę rzeźbionych drzwi, wyszedł na chłodny oraz ciemny i cichy korytarz; w nocy niezbyt zachęcał do małych wycieczek, ale młodzieńcowi przelatywało to obok... Wiadomo czego.
    Przemierzając oblany mrokiem labirynt korytarzy, natrafił na wejście, które nie posiadało drzwi, ale za to kamienne schody prowadziły w dół, a stamtąd wyczuwany był zapach stęchlizny i chłodu. 

- Ciekawe gdzie prowadzą te schody... - mrugnął szeptem do siebie, wyraźnie zaciekawiony. Aż go korciło, żeby sprawdzić nową lokalizację. Wtedy jednak ujrzał też na wprost niego małe drzwi, także dębowe, które były zniszczone. - Pewnie tam jest biuro, lub jakiś magazyn.

   Jego rozum mu podpowiadał, by natychmiast wracać do pokoju i położyć się spać. Jednak ciekawość - jak to ona - zawsze zwycięża. Biorąc głęboki, drżący wdech, wybrał schody prowadzące w dół, mając nadzieję, że nie spotka go nic niemiłego. Nie ukrywał, bał się, bo nawet największy śmiałek potrafi narobić w gacie przez lęk... 
  Gdy schody się kończyły, poczuł okropny chłód panujący tutaj; nie było tutaj żadnych pochodni oświetlających to miejsce, lecz zauważył drzwi zrobione z desek na wprost. Walcząc z małym lękiem, wziął się w garść i powoli otwierając je, ujrzał jasność. Pierwsze co się rzucało w oczy, to wysoka sala, wiele pochodni, kilku strażników stojących na warcie oraz lochy z więźniami. Czyli teraz już wie co się tutaj znajduje. I mimo, że śmierdzi tu trupem, jakim cudem strażnicy tu mogą wytrzymać?
    Loch tonął w grobowej ciszy. Wszyscy jeńcy pogrążeni byli we śnie. To skłoniło Polskę by tam pójść i się rozejrzeć, ale w sumie... Po co? Tu nie ma niczego, skąd mógłby czerpać informacje. W dodatku strażnicy pewnie nie będą chcieli rozpamiętywać przeszłości, nie mówiąc już o jakiejkolwiek rozmowie; wszyscy czuli się znużeni. Już miał się wracać, lecz ktoś go zauważył już i zbliżał się smętnym krokiem. Zakłopotany chłopak skierował wzrok na wysokiego, muskularnego mężczyznę w zbroi i szablą w pochwie przepasaną wokół bioder.

- Co tu robisz, Waćpanie? - wypalił znużony. - Toć to już późna pora.

- Ja... Ja tu trafiłem przypadkiem - wypalił. - Właśnie miałem wracać na górę, nie wiedziałem że tu są lochy.

   Mężczyzna sapnął i przetarł oczy palcami; jego srebrzysty i długi zarost zalśnił od odbijającego się światła pochodni. 

- Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, chętnie odprowadzę do sypialni - zaproponował.

- Nie, dziękuję, trafię sam - uśmiechnął się lekko, cofając do tyłu i chwytając za mosiężną klamkę, nacisnął ją. - Dobrej nocy, przyjacielu! - rzucił na odchodne, szybko wychodząc stamtąd, zostawiając zdezorientowanego strażnika. Czuł, że musi tu jeszcze wrócić.

 Mile zaskoczony brodacz wybałuszył oczy. Nikt do tej pory go tak nie nazwał, ale było to całkiem miłe ze strony księcia. Poczuł się dzięki temu komplementowi dowartościowany, czego mu trochę brakowało. Jednak jego mała radość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, bo jego uwagę przykuło jękliwe wołanie jednego z więźniów. Warcząc cicho, podszedł do jednej z celi zwracając wzrok ku starcowi siedzącemu na pryczy ze zgarbionymi plecami. 

Countryhumans: Upadłe KrólestwoМесто, где живут истории. Откройте их для себя