☆彡 Rozdział 22 ☆彡

159 12 1
                                    

  
- Czyś ty zwariował?! - Łotwa się wydarł na brata, który zaczął pakować swoje rzeczy. Byli sami w sypialni starszego, na dodatek panował pół-mrok. - Ja cię nigdzie nie puszczę, nie po to szliśmy tyle dni żebyś teraz zawracał!

- Ok, w takim razie wrócę sam! - odpyskował mu. - Do niczego cię nie zmuszam, jak chcesz to sobie zgiń w tej wojnie! Sami sobie rzucacie kłody pod nogi, a ja nie mam zamiaru beknąć za wasze błędy i nie daj Boże, śmierci!

  Łotwę zalewała fala gniewu; nie miał pojęcia co mu nagle odbiło, ale domyślał się że to ma związek z Polską. 

- Chodzi o Polskę, prawda? - zapytał stanowczym tonem. - Ty naprawdę masz nierówno pod sufitem! Rany, nie wierzę czasem że ktoś taki jak ty jest moim bratem!!!

  Litwa syknął cicho i założył torbę na ramię. Był gotów do drogi.

- W takim razie nie jesteś moim bratem!! Rzygam tobą, ciągle ci coś nie pasuje i mnie pouczasz, a sam jesteś ciotą której zawsze ratowałem tyłek! - wrzeszczał na niego i gadał co mu ślina przynosiła na język. - Ile razy za ciebie obrywałem od tych knypków co cię dręczyli, a ile od rodziców?! To ty zawsze byłeś traktowany lepiej, a na mnie wrzeszczeli za byle błąd! ZAWSZE MI SIĘ OBRYWAŁO, ROZUMIESZ?! 

  W tej chwili dostał od młodszego brata w twarz, i to mocno. Przez chwilę był w szoku, a głośny plask rozległ się echem po całej komnacie, który brzmiał jak skapnięcie kropli wody do kałuży w jaskini. Gdy się otrząsnął i spojrzał na Łotwę, zauważył spływające po jego twarzy łzy, zaś w błyszczących oczach, na których padało światło lamp,  widział smutek. 

- ...Nienawidzę cię.

 Łotwa wyszedł szybkim krokiem z komnaty, dając upust emocjom; zaczął szlochać i pociągał nosem, do tego oparł się o ścianę i zsunął po niej plecami, aż w końcu usiadł na podłodze. Nie chciał żeby ktoś widział go w tym stanie, musiał się tutaj uspokoić i zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. 
  Litwa się otrząsnął i z lekkim wytrzeszczem usiadł na łóżku. Schował w dłoniach swoją twarz i ją przetarł, czując w gardle rosnącą gulę, a w oczach zbierające się słone łzy, które powoli spłynęły po jego ciepłych policzkach i skapnęły na nadgarstki, po czym spłynęły do łokci; po momencie zaczęło do niego docierać, że mocno przesadził, gdy tylko usłyszał te dwa słowa z ust młodszego brata. 

,,Nienawidzę Cię''.

  Nigdy nie czuł się tak źle, jak teraz. Uświadomił sobie, że niewłaściwe słowa ranią bardziej niż czyny... Było to jak ugodzenie sztyletem w serce i rozprucie go jednym cięciem, które wywoływało wewnętrzny ból. Im bardziej o tym myślał, tym bardziej wylewał z siebie łzy i szlochał... 

♛♛♛

  W zamku Imperium panowała napięta atmosfera; król przeczuwał, że w ciągu najbliższych dni wydarzy się coś, co na zawsze odmieni przyszłość. Właśnie przebywał w swoim biurze i wyglądał przez okno na zachmurzone niebo, które zapowiadało deszcz i pioruny; popijając herbatę z porcelanowej filiżanki, zauważył poruszający się obiekt na niebie, który zmierzał prosto do jego okna. Odstawił naczynie na talerzyk, który trzymał w drugiej ręce i przymknął oczy, przyglądając się ptakowi, który był coraz bliżej, aż w końcu zwolnił lot i wylądował na parapecie od zewnętrznej strony i postukał swoim dziobem w szybę. 
  Mężczyzna odstawił filiżankę na bok i otworzył okno, wpuszczając ptaka do środka. 

- Skąd ty się tu wziąłeś? - zamknął okno i podszedł do zwierzęcia, które usiadło na jego biurku; w dziobie trzymał kopertę. - Ach, masz do mnie wiadomość? Ciekawe od kogo.

Countryhumans: Upadłe KrólestwoWhere stories live. Discover now