☆彡Rozdział 12☆彡

235 24 13
                                    

    Chłopcy mieli opuścić już miasteczko, lecz nagle zza rogu drogę im zagrodziło dwóch rycerzy Cara, którzy siedzieli na swoich wierzchowcach i właśnie sięgnęli po miecze. Wystraszona czwórka cofnęła się, lecz z tyłu też mieli ograniczoną ucieczkę.

- Z rozkazu naszego króla, jesteście aresztowani i mamy nakaz eskortowania was do zamku. Który z Was ma na imię Polska? - odezwał się jeden z rycerzy surowo. Zmieszany Litwa chwycił Polskę za dłoń i szepnął do niego na ucho:

- Co robimy?! Oni nas zabiją! 

- Musimy jakoś uciec. - odszepnął do niego. 

- Ale jak? Oni nas obstawili.

- Powtórzę pytanie: Który z was to Polska?? - słychać po głosie, że mężczyzna się denerwuje.

  Nagle do rycerzy zbiegło się kilkunastu ludzi z widłami i pochodniami, którzy przeklinali rycerzy i grozili im swoimi ''broniami'', aby zostawili w spokoju osaczonych przyjaciół. Chłopcy to wykorzystali i uciekli do lasu, nie oglądając się za siebie. Rycerze zorientowali się dopiero później że uciekli i ruszyli za nimi w pogoń, by pojmać ich; w końcu któryś z nich to książę. Nastolatkowie przeskakiwali kłody, korzenia drzew i dołki zwinnymi ruchami, a także biegli szybko, aby stracić się z oczu goniących ich wysłanników Cara. W pewnym momencie Litwa sobie coś przypomniał i podbiegł do Polski.

- Poli, biegniemy w dobrą stronę?! - wykrzyknął.

- Najpierw ucieknijmy im! Później sprawdzę czy to właściwa droga! - odkrzyknął do niego, prawie się potykając o wystający korzeń.

  Dobiegli do urwiska, które było strome, ściana urwiska była obłożona kamieniami a na samym dole była rzeka, która miała porywczy nurt, a przy brzegu była łąka. Spanikowani próbowali znaleźć inny sposób na ucieczkę, lecz trafili w kozi róg. Słyszeli też z daleka krzyki i tętent końskich kopyt. Musieli coś szybko wymyślić.

- Jasna cholera, co robimy? - Litwa chodził podenerwowany w kółko i zgarniał ciągle mokre włosy od potu do tyłu. - Ja nie chcę zginąć z rąk tego zasranego Cara!

- Spokojnie, może jest jakaś szansa na obejście tego urwiska. - odezwał się Estonia, który zaczął sprawdzać teren. Znalazł pękniętą na pół dużą kłodę, która nadawała się w miarę do zjechania z górki do rzeki. Wstał i pokazał reszcie swoją zdobycz. - Ej, to się może nadać! Zjedziemy na niej po kamieniach i wskoczymy do rzeki!

 Reszta patrzyła na niego przez chwilę jak na wariata, ale prędko się zgodzili nie mając innego pomysłu na uratowanie tyłków. Szybko usiedli na szczycie urwiska na kłodzie, jeden za drugim łapiąc się za siebie. Tętent kopyt słychać było wyraźniej, więc szybko Esti się do nich odwrócił bo był z przodu. 

- Umiecie pływać? - zapytał.

- Ja nie umiem. - oświadczył Łotwa, mając wymalowany strach na twarzy, zaś reszta pokiwała głową na tak.

    Po chwili posunęli się do przodu i zjechali na kłodzie po kamieniach, wrzeszcząc ze strachu na całe gardło; po chwili wpadli na większą skałę, rozbijając się i wpadając do nie aż tak głębokiej rzeki jak sobie wyobrażali. Tymczasem rycerze dobiegli do urwiska, a ku ich zdziwieniu nie ujrzeli uciekinierów. 

- Gdzie oni są?? 

- Nie wiem. - odezwał się drugi, zsiadając z konia i podszedł do krańca urwiska, spoglądając w dół gdzie nie było widać chłopców. 

- Myślisz, że mogli skoczyć?

- Myślę, że tak, choć mogli nas wykiwać i pobiec inną drogą. - wstał i podszedł do swojego konia, na którego wsiadł. - Szukajmy dalej, nie mogą być daleko.

  Po paru chwilach gdy tamci odjechali by szukać uciekinierów, młodzi wynurzyli się z wody i zaczerpnęli powietrza. Po tym jakoś wygramolili się na brzeg lekko obolali, padając na brzegu ze zmęczenia. Na całe szczęście dzisiaj było cieplej, więc szybko by się osuszyli i ruszyli dalej. Polska podniósł się do siadu i rozejrzał wokół.

- Rany, to było coś... - sapnął, ocierając wodę z twarzy. Zauważył kątem oka, że Łotwa leżał na ziemi plackiem w bezruchu, co go zmartwiło. - ...Łotwa? - podpełznął do niego przekręcił na bok, wtedy zauważył że jest nieprzytomny. Sprawdził mu oddech, a gdy stwierdził że go nie wyczuwa, zaczął mu naciskać klatkę piersiową. - Łotwa, nie rób sobie żartów! 

  Litwa wystraszony podbiegł do nich i zaczął cucić brata ze łzami w oczach. Dopiero po paru minutach młodszy kaszlnął, wypluwając wodę z płuc; kaszlał tak kilka minut, aż odzyskał całą świadomość i usiadł. 

- ...Nigdy więcej nie wejdę nawet do jeziora. - mruknął niezadowolony, a brat go przytulił mocno. Od razu odwzajemnił.

- Dobrze że nic ci nie jest, wystraszyłem się jak nie poczułem twojego oddechu. - oświadczył Polak. Przycupnął obok niego Esti, do którego się zwrócił od razu. - Dzięki tobie nie wpadliśmy w sidła rycerzy. Uratowałeś nas, a przede wszystkim mnie. 

  Najmłodszy zarumienił się lekko.

- T-to nic takiego. 

   Minęło kilka godzin od tamtego incydentu. Chłopcy zatrzymali się nieopodal dużego jeziora by odpocząć i osuszyć swoje ubrania, a przy okazji zjedli kolację i rozpalili ognisko, bo robiło się ciemno powoli. Esti siedział po cichu jako jedyny, który nie rozmawiał z resztą przyjaciół; gdy zjadł swoją kolację, postanowił pójść się umyć - wstał więc i poszedł nad brzeg jeziora, po czym się rozejrzał; gdy stwierdził że jest sam, rozebrał się całkowicie do naga. Powoli wszedł do jeziora, zanurzając się po szyję w chłodnej wodzie, która go relaksowała. 

  Gdy tak pływał, nie zauważył nawet Łotwy, który po cichu za nim poszedł i go obserwował z ukrycia. Po jego skrzących się oczach i sposobie, w jaki patrzy na Estończyka, można było wywnioskować, że chłopak  najzwyczajniej się zakochał w młodszym. Na początku ignorował to uczucie, ale stawało się ono silniejsze i jego serce mu podpowiadało, żeby zrobić ten pierwszy krok. Wstydził się jednak, bo był nieśmiały i nie ma takiego doświadczenia w podrywie jak jego starszy brat, do którego w  szkole łaknęła każda niewiasta.

- Nie, nie mogę. Wkrótce wróci do domu i zapomni o mnie. - przeszło mu przez myśl, na co ścisnął dłoń na lewej stronie torsu. - A to uczucie mi przejdzie niedługo na pewno. 

   Nagle znikąd pojawił się niedźwiedź, który znalazł się tuż przy brzegu jeziora i zaczął wchodzić do wody. Wystraszony Łotwa wyszedł z ukrycia i krzyknął do przyjaciela:

- ESTI, ZA TOBĄ!!! - wydarł się na całe gardło, rzucając kamieniami w niedźwiedzia.

  Estończyk odwrócił się do tyłu i z przerażeniem w oczach zaczął płynąć na otwartą wodę, gdy zwierzę zaczęło za nim gonić. Łotwa nie wiedział co ma teraz zrobić: Biec po pomoc, czy odciągnąć niedźwiedzia od niego i narazić siebie? W każdym razie, miał niewiele czasu na podjęcie racjonalnej decyzji...


☆゚.*・。゚☆゚.*・。゚

No hej

Countryhumans: Upadłe KrólestwoWhere stories live. Discover now