☆彡Rozdział 13☆彡

241 26 11
                                    


- ...Nie kłam Licia, mnie nie oszukasz! - zaśmiał się Polska, leżąc na ziemi z głową spoczywającą na udzie Litwina, który głaskał i bawił się jego białymi włosami. 

- Oj no, daj mi spokój. - sam parsknął pod nosem rozbawiony młodzieniec, który patrzył przyjacielowi w oczy. - Musisz być zawsze taki dociekliwy?

- No wybacz, ale niestety taka moja natura. 

- Eh. Powiem ci, ale chcę coś w zamian. - uśmiechnął się chytrze, co nie wróżyło nic dobrego z jego strony. Polak patrzył na niego z lekkim politowaniem ale i też zaciekawieniem.

- A co?

 - ...Buuuziiii. - wypalił po chwili ciszy, robiąc dziubek z ust, na co drugi zalał się rumieńcem i dał mu z liścia - siadając, odwrócił speszony wzrok. Zaśmiał się na to. - Ała.

- Kretyn. - prychnął.

  Nagle oboje usłyszeli znajomy wrzask, który dobiegał z kilkunastu metrów od nich, prawdopodobnie z nad jeziora, gdzie są teraz ich przyjaciele. Zerwali się na to przerażeni z myślą, że coś się dzieje złego i poszli to sprawdzić. Ku ich zdziwieniu i przerażeniu, ujrzeli szarżującego niedźwiedzia na Łotwę, który odciągnął bestię od Estonii, tym samym szybko skorzystał z szansy na ucieczkę, chowając się za skałami. 

  Łotwa wrzeszczał i wciąż rzucał kamieniami, które nie robiły praktycznie nic zwierzęciu i bardziej rozjuszały go. Chłopak miał przewalone i dobrze o tym wiedział, ale gdy zobaczył Polskę i brata, jego strach się zmniejszył. Litwa nie zwlekając ni sekundy, wziął sztucer do rąk, wyciągnął kilka naboi, załadował, odbezpieczył, po czym - klękając na jedno kolano, wycelował w niedźwiedzia i strzelił w niego małą, huczną serią, która powaliła go na ziemię. Chłopak chcąc się upewnić że nie żyje, podbiegł szybko i tyknął go stopą w łeb. Zwierz był martwy, gdyż dostał w głowę, oko i szyję. Do dyszącego ze stresu i zdenerwowania Łotwy podbiegł Polska, który kucnął przy nim i położył mu dłoń na ramieniu.

- Nic ci nie jest? - pomógł mu wstać.

- N-nie... - gdy nie zauważył nigdzie Estonii, zaczął panikować. - Esti?! ESTI! 

  Zza skał wyszedł przestraszony i zalany łzami chłopak, który zakrywał swoje ciało ubraniami, trzęsąc się z zimna i ze strachu.

- N-nic mi nie jest... - wysapał cicho, nie patrząc na nich. Łotwa przytulił go mocno. - U-uratowałeś mnie... 

- To drobiazg. - poklepał go lekko po włosach i uśmiechnął się delikatnie. - Nie mogłem pozwolić by ci się coś stało.

   Podszedł do nich Litwa, który przepasał sobie sztucer na ramieniu i skrzyżował ręce na torsie.

- W porę udało mi się go załatwić. Dobrze, że przybiegliśmy w porę. - oświadczył.

- Mhm, dobrze że im nie stało się nic. 

   Łotwa oderwał się i wytarł łezki chłopaka, po czym założył mu swój płaszcz na ramiona i objął lekko ramieniem.

- Już dobrze, nic ci nie grozi. - uśmiechnął się do niego ciepło, co zostało od razu odwzajemnione. 

- Ok, wracajmy do naszego obozowiska, niech Esti się ogrzeje i ochłonie. - zarządził książę, na co reszta przytaknęła głową i poczekali aż Estończyk się ubierze. Po tym wrócili do obozu i rozsiedli się przy ognisku, zajadając się kolacją. Po paru kwadransach zasnęli i oczekiwali kolejnego dnia.

♛♛♛

  Nazajutrz wyruszyli w dalszą podróż. Tym razem przemierzali niezwykle urokliwą dolinę przez główną ścieżkę, gdzie u podnóży gór leżała wioska. Pogoda była ładna - świeciło słońce, które przysłonięte było większymi chmurami, wiał przyjemny wiatr kołyszący bujną roślinność na łąkach (m. in. polne maki, chabry, mlecze oraz - uwaga - rzadko występujące w tym regionie słoneczniki), oraz wysoką, soczysto zieloną trawę. No i wiadomo, jak pogoda dopisuje, to i humor naszym bohaterom także. Zapomnieli nawet przez to o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru, więc wyszło im to na dobre i mogli skupić się na wędrówce. 
  Polska szedł z przodu jak zwykle z nosem w mapie i kompasie, przez co wiele razy prawie wpadł na drzewo, czy potykał się o wystające korzenie, lecz ratował go co jakiś czas Litwa z opresji. Skoro już tu mowa o Litwinie, ten wciąż bujał w obłokach i rozmyślał nad paroma rzeczami - czyli jak się zbliżyć do Polski, w którym się zauroczył kilka lat temu, lecz nie umiał się zebrać na odwagę i powiedzieć mu tego. Bał się, że zepsuje tym ich przyjaźń, czego by nie chciał, ba, nawet stara się o tym nie myśleć. 

- Kurde... Powinienem się zwierzyć bratu? - gdybał tak od paru minut w głowie. - A co jak mnie wyśmieje? Niee, widzę że jemu podoba się Esti, choć mogę się mylić... No a ja byłem do tej pory chłopem na baby, a nagle Poli zawrócił mi w głowie. Dziwne jest to wszystko.

- Litwa, zejdź z drogi! - ostrzegł go brat, odciągając na bok.

- Huh?! - rozkojarzony rozejrzał się - i gdyby nie refleks brata, prawie by wjechał w niego wóz z naładowanym sianem dla zwierząt ciągnięty przez konia, gdzie na jego grzbiecie siedział staruszek, który zauważywszy ich, ściągnął swój beret i spojrzał na nich witając się.

- Witajcie, młodzieńcy! Dokąd to? - zapytał uprzejmie, zatrzymując konia. Chłopcy także się zatrzymali.

- Witamy Pana, my idziemy teraz do tej wioski na uboczu gór. - poinformował go Polska.

- Do Kruszyniany? Mieszkam tam, mogę was podwieźć. Wsiadajcie na wóz! - machnął ręką. 

  Wszyscy spojrzeli na siebie i zgadzając się, ochoczo wsiedli jeden po drugim na pojazd. Estonia nie mogąc wejść bo był za niski, podskakiwał i próbował wejść; Łotwa tylko cicho parsknął i chwycił  go w pasie, po czym podniósł do góry. Czerwony Esti wszedł na wóz i usiadł w rogu, patrząc jak Łotwa zwinnie wskakuje na górę i siada obok niego. Po tym wsiedli Polska i Litwa, którzy rzucili się na świeżo zebrane, pachnące siano.

- Może pan ruszać! - oznajmił drugi.

- Się robi! - odkrzyknął staruszek i popędził swoją klacz, która szła szybszym tempem niż wcześniej.

  
Minęło bowiem dwadzieścia minut nim dotarli do wioski, która była piękna i tętniła życiem. Uprzejmy staruszek zatrzymał się na jej obrzeżach dając do zrozumienia młodzieńcom, że mogą już iść dalej. Polska zszedł jako pierwszy i podszedł do niego, wyciągając sakwę i wygrzebując kilka monet, podarował je mężczyźnie. 

- Proszę, to w ramach podziękowań za podwózkę.

  Staruszek tylko odsunął jego dłoń i pokręcił głową przecząco.

- Zachowaj dla siebie i swoich przyjaciół. Zrobiłem to z dobrej duszy, a nie przymusu. - uśmiechnął się życzliwie, poprawiając beret na głowie. Polak sapnął i schował pieniądze.

- Jest pan naprawdę bardzo miły. Dziękujemy.

- Niech będzie Pobłogosławiony.

  Estonia zszedł z wozu jako ostatni, przy pomocy Łotwy który trzymał go za rękę i pilnował by nie spadł. Po chwili młodszy zeskoczył i trafił w ramiona wyższego chłopaka, na co oboje zaczerwienili się i odwrócili wzrok. Litwa patrzył na to z lekkim rozbawieniem.

- W sumie, nawet wyglądają razem tak uroczo. - przeszło mu przez myśl to stwierdzenie.

- A właśnie, skoro się już poznaliśmy, to może zjemy razem obiad w moim domu? - zaproponował staruszek.

- Wie Pan, z ogromną chęcią, ale niestety mamy bardzo poważną sprawę na głowie i-

- Z wielką przyjemnością skorzystamy z zaproszenia! - wtrącił się w słowo przyjaciela.

- Litwa, nie mamy czasu na to.

- Oj no wyluzuj, zajmie to nam może godzinkę lub dwie. - nalegał czując burczenie w brzuchu. - Przynajmniej zjemy coś porządnego.

 Przez chwilę książę się zastanawiał patrząc z przymkniętymi oczami na ścieżkę zrobioną z kamieni i wyrastającej z pomiędzy nich trawą, po czym westchnął i uniósł głowę.

- No dobrze, zjemy z panem obiad. - zgodził się, co wyraźnie ucieszyło starca.

- Wspaniale! W domu czeka już moja żona, na pewno niedługo będzie nakrywać do stołu. 

  Wszyscy weszli wgłąb wioski, mijając targ, plac oraz docierając do dzielnicy z pięknymi chatkami z drewna i pięknymi ogrodami mieniących się kolorami kwiatów różnego gatunku.


დდდ

no elo

Countryhumans: Upadłe KrólestwoWhere stories live. Discover now