Rozdział 16

54 31 0
                                    

Walenie w drzwi nie ustępowało. Nasze serca biły coraz szybciej, a w głowach panowała wszechobecna pustka. Patrzyłam pustym wzorkiem na ścianę, za którą kryli nasi wrodzy.

— Drewno nie wytrzyma długo — powiedział nagle Samuel, przez co poczułam, jakby grunt pod nogami mi się osunął. Przełknęłam ślinę przestraszona. Byliśmy w kiepskiej sytuacji – cholernie kiepskiej. — Na pewno nie jest jeden — stwierdził mężczyzna, wskazując na drzwi. — Musimy uciec, bo inaczej zaraz będzie po nas.

— Weźcie potrzebne rzeczy i spadamy — poleciła Jess, wtrącając się i sama także podniosła z podłogi swój plecak. Zrobiłam to sami, po czym stanęłam obok Sama. Nie wiedziałam, czemu to zrobiłam, ale przy nim czułam się nieco bezpieczniej – to zapewne instynkt przetrwania. — Broń w gotowości — dorzuciła słów i rozejrzała się dookoła.

Huk był coraz głośniejszy, a moje serce miało ochotę wyskoczyć z piersi, zapewne nie tylko moje. Usłyszałam łamanie się drewna, przez co wcale nie byłam spokojniejsza. Ogromne ciarki przeszły przez moje ciało, a nogi rwały się do biegu. Kiedy drzwi w końcu puściły, raz jeszcze rozejrzałam się po pomieszczeniu, patrząc na twarze znajomych. Potwory wchodziły do budynku, pchając się zawzięcie. Zamknęliśmy się w pomieszczeniu najbardziej po lewej, ale nie była to bezpieczna kryjówka. Czuli nas, więc doskonale wiedzieli gdzie byliśmy. W jednej chwili ktoś pociągnął mnie za rękę, a ja poczułam mocne szarpnięcie. Pospiesznie odwróciłam głowę w kierunku Sama, żeby zachować równowagę. Dostrzegłam w jego oczach tajemniczy błysk i już wiedziałam, że miał plan. Skierowaliśmy się do jednego z okien, które wychodziło na drugą stronę domu.

— Czysto — krzyknęła zdenerwowana Jess i jako pierwsza wyskoczyła przez otwór. Machnęła do nas ręką, żeby pospieszyć proces ucieczki. Bestie dostały się do domu, a to nie było wcale pocieszające. Mieliśmy bardzo mało czasu – zdecydowanie za mało. — Szybciej — poganiała nas nerwowo kobieta, która ciągle rozglądała się na wszystkie strony. Jak dobrze, że Bestie nie były inteligentnymi stworzeniami.

Samuel popchnął mnie, żebym wyszła przez okno, a sam stał przy ścianie obok, obserwując sytuację wewnątrz. Potwory zaczęły dobijać się do drzwi, za którymi się kryliśmy. Poczułam ogromny stres, adrenalina buzowała w moich żyłach jak rzadko kiedy. Walczyłam o życie, o przetrwanie – ostatnio dość często mi się to zdarzało.

— Chodźcie! — krzyknęłam do męskiego grona, kiedy postawiłam obie stopy na zewnątrz domu. Patrzyłam na nich wzrokiem pełnym emocji. Jeszcze nie przystąpiliśmy do prawdziwej ucieczki, a ja miałam zadyszkę.

— Idź, Sam, ja przytrzymam jeszcze drzwi — powiedział odważnie Milo, a mnie wcale nie spodobał się ten pomysł. Jedna z Bestii przebiła drewno w taki sposób, że jego potężna pięść była dla nas widoczna. Wstrzymałam oddech na moment, ale siedemnastolatek umiejętnie zmienił miejsce, żeby go nie dopadły potwory. Samuel patrzył na niego zdenerwowany. Nie wiedział, co ma zrobić. Był w rozsypce, mając ogromny mętlik w głowie. — No, już! — krzyknął wkurzony Milo. Jego żyłka na czole stała się wyraźna, co oznaczało, że używał sporo siły do utrzymania drzwi. Z czoła zaczął płynąć ciurkiem pot, mocząc jego ubranie.

— Nie zostawię cię! — upierał się lider, nie pozwalając mu zostać ostatnim.

— Jak nie pójdziesz, to żadne z nas się nie wydostanie! — wrzeszczał na niego, nalegając ogromnie. W oczach Sama dostrzegłam niepewność i zwątpienie. Wahał się, a to mogło doprowadzić nas do zguby. — Idź!

W końcu przełamał się i wyskoczył pospiesznie przez okno, lecz stanął zaraz za nim i spojrzał na chłopca. Z całych sił starał się nie pozwolić Bestią dostać się do środka pomieszczenia.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz