Rozdział 23

42 19 0
                                    

Szlam dzielnie, nie przestając macać ściany, albowiem wyłącznie dzięki niej nie wylądowałam na zimnej i skalnej ziemi. Moje ciało owiał potężny chłód, który sprawił, że zaczęła delikatnie się trząść. Nie byłam ubrana najlepiej na taką wyprawę, ale musiałam wziąć się w garść i przetrwać – jak zwykle. Nie byłam w stanie opanować swoich zgrzytających zębów, które z pewnością słyszał także Damien. Westchnęłam leniwie, kiedy po raz kolejny nawiedziły mnie zawroty głowy. Chwyciłam się za nią jedną ręką i masowałam pulsujące miejsce. Ból nasilał się, a ja nie mogłam temu zapobiec. Czułam ogromne zmęczenie, dlatego zatrzymałam się na moment, podpierając się o ścianę. Przymknęłam oczy, ale i bez tego nie widziałam nic przed sobą. Serce mimowolnie przyspieszało swój rytm, stając się niemożliwie ekstremalnym. Pochyliłam się nieco, żeby zachować równowagę. Udało się. Stałam prosto, ale nadal nie mogłam wytrzymać przez ogromną falę bólu, która kumulowała się w moim mózgu, czaszce, głowie... po prostu wszędzie! Odczuwałam to potężnie, ze zdwojoną siłą i mocą. Oddychałam ciężko, sapałam, starając się złapać normalny wdech, a potem równie zwyczajnie wykonać wydech. Przy takim tętnie, jakie wtedy miałam, nie było to łatwe zadanie.

Nagle poczułam czyjąś obecność. Spojrzałam przed siebie, lecz nikogo nie dostrzegłam, a nawet jeśli, to ciemność skutecznie blokowała moim oczom zauważanie czegokolwiek. Wytężyłam mocno wzrok, ale zdołałam zobaczyć co najwyżej kontury. Usłyszałam ciche mruczenie, dlatego zaciekawiona odwróciłam się za siebie, lecz to, co zobaczyłam, doszczętnie mnie zaskoczyło. Byłam w totalnym szoku, nie mogąc nawet ruszyć się z miejsca.

— Milo? — wyszeptałam, nie dowierzając. Patrzyłam chłopaka szeroko otwartymi oczami, nie mogąc się nadziwić. — Jak...? — zaczęłam, ale nie potrafiłam nawet wypowiedzieć sensownych słów. Oniemiałam. — Przecież ty nie żyjesz — powiedziałam tak cicho, że ledwie sama słyszałam swój głos. Bałam się mówić, bo obawiałam się, że postać przede mną zniknie, rozpłynie się na dobre.

Zmarszczyłam brwi, słysząc głośne tupanie butów, które w szybkim tempie zbliżały się do mnie. Spojrzałam przelotnie w tym kierunku, lecz ciemność zabroniła mi dojrzenia czegokolwiek. Wróciłam wzorkiem do Milo.

Perspektywa trzeciej osoby

W ciasnej i od lat niegoszczonej jaskini w tamtym dniu działy się dziwne rzeczy, wręcz niespotykane. Agnes stała nieruchomo i patrzyła na swojego zmarłego przyjaciela. Milo także wpatrywał się w twarz kobiety, lecz nie wypowiedział ani jednego słowa. Wtedy ją nie zastanowiło to, nie chciała myśleć o czymś, co mogłoby zmienić jej postrzeganie rzeczywistości – o ile była ona rzeczywista.

Tupanie butów, a raczej głośny ich łoskot, to zasługa Damiena, który jak oparzony rzucił się w bieg, aby dotrzeć do powolnej kobiety. Usłyszał jej rozmowę, słowa, które zostały wypowiedziane, ale nie rozumiał do kogo.

Przecież nikogo więcej nie było i nie miało być w tym miejscu. Bestie? Nie rozmawiałaby z Bestiami... — głowił się mężczyzna, ale nie zmartwiał się tym zbyt długo. Postanowił sam sprawdzić sytuację.

Kiedy dotarł do miejsca, gdzie stała zaskoczona Agnes, patrzył na nią nie rozumiejąc. Była sama, nikogo więcej nie dostrzegł, a jednak jej buzia się nie zamykała.

— Z kim ty rozmawiasz? — spytał oszołomiony Damien, przyglądając się znajomej. Lustrował jej twarz, a nawet ciało, szukając odpowiedzi na swoje pytanie, lecz nic mu w tym nie pomogło.

W jednym momencie kobieta upadła na ziemię, sycząc głośno. Klęczała – jej kolana podtrzymywały ciało przed spotkaniem z podłożą.

— Dlaczego to robisz?! — żaliła się emocjonalnie, patrząc w pustą przestrzeń przed sobą.

Ludzkie zmysłyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz