Rozdział 57

1.4K 101 11
                                    

*25.01.2017*

ROSELYN

- Proszę wstać, Sąd idzie – rozlega się donośny, niski głos mężczyzny, oznajmujący o rozpoczęciu rozprawy.

Przełykam głośno ślinę i po raz kolejny zerkam w kierunku Jerrego i Michelle, siedzących tuż przede mną, a zaraz potem wiodę wzrokiem aż do Robertha, zajmującego miejsce po drugiej stronie Sali sądowej.

*

- Świadek Veronica Caruso proszona na salę.

Zamieram, słysząc imię i nazwisko z ust mężczyzny, kolejno wywołującego świadków. Nie spodziewałam się, że wezwą opiekunkę. Już raz została uniewinniona, dlaczego nagle pojawia się tu ponownie.

Gdy tylko podchodzi do mównicy lustruję ją wzrokiem od stóp do głów. Jest nieco młodsza, niż ją sobie wyobrażałam. Na oko ma około czterdziestu lat. Kruczoczarne, długie włosy spięła w nienagannie ułożonego koka na czubku głowy, a ciemna, ołówkowa spódnica doskonale podkreśla jej niedoskonałości. Zdecydowanie zabrakło jej czasu na przygotowanie odpowiedniego stroju.

- Proszę się przedstawić, powiedzieć ile ma pani lat i czym się zajmuje oraz kim jest pani dla oskarżonego – mówi sędzia.
- Nazywam się Veronica Caruso.

Bez wątpienia można stwierdzić, że kobieta jest włoszką i przyleciała tu specjalnie z tamtych okolic, gdyż po angielsku porozumiewa się co najwyżej w nagłych potrzebach. Choć wypowiedziała zaledwie cztery słowa, wystarczająco je okaleczyła, ignorując poprawną wymowę i jakiekolwiek zasady gramatyczne.

- Mam trzydzieści siedem lat, pracuję jako księgowa w małej firmie we Włoszech.
- Kim jest dla pani oskarżony? – dopytuje sędzia, gdy kobieta zbyt długo milczy.
- Nigdy wcześniej nie widziałam tego człowieka.
- Czy chce pani, aby w trakcie przesłuchania, na sali był obecny tłumacz?
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
- W takim razie oddaję głos panu prokuratorowi – obwieszcza sędzia.

Mężczyzna siedzący obok Jerrego poprawia togę i wstaję, po czym wlepia spojrzenie w Veronicę.

- Pani Veronico, co robiła pani dwudziestego szóstego czerwca dwa tysiące trzeciego roku? – pyta na wstępie.
- O ile pamięć mnie nie myli, tego wieczoru opiekowałam się dzieckiem państwa Anderson.
- A wcześniej?
- Nie pamiętam. Minęło zbyt dużo czasu. Mogę jednak przypuszczać, że przygotowywałam się do egzaminów na studiach. Byłam wówczas studentką trzeciego roku finansów i rachunkowości i to pochłaniało większość mojego czasu wolnego.
- Rozumiem. W takim razie, proszę opowiedzieć nam co działo się tego dnia, gdy przejęła pani opiekę nad Blue Anderson.

Kobieta wzdycha ciężko, jakby została całkowicie zaskoczona tą prośbą, co nie wykracza poza kwestie, których można się było spodziewać.

- Bardzo przepraszam, ale już raz odpowiadałam na te same pytania, zbadano moją sprawę i uznano za niewinną. Nie widzę więc konieczności powtarzania tego procesu – burzy się czarnowłosa.
- Pozwoli pani, że to sąd zdecyduje o konieczności przesłuchania lub jej braku – wcina się oschle sędzia. – Brakuje nam wielu, bardzo ważnych elementów układanki, a w śledztwie pojawiły się nowe dowody i przede wszystkim zeznania naocznego świadka.
- Proszę wybaczyć moją wybuchowość, ale nie do końca rozumiem, co sąd próbuje mi powiedzieć. Czy zeznania dziecka, które w dniu rzekomego przestępstwa miało zaledwie cztery lata, mają jakąkolwiek moc prawną? Nie wydaję się wysokiemu sądowi, że brzmi to absurdalnie. Ludzki mózg potrafi wiele elementów wytworzyć, wyłącznie na potrzeby danej sytuacji.
- Dość – sędzia podnosi głos. – Wystarczy tego. O tym, zadecydują biegli z odpowiedniej dzieciny, badający sprawę od dłuższego czasu. A także psycholog, opiekująca się poszkodowaną od dnia zgłoszenia się na komisariat.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz