Rozdział 22

2.4K 124 35
                                    

*14.10.2016*

ROSELYN

Po kilku minutach jazdy w końcu zatrzymujemy się na małym parkingu. W oddali widzę odbicia jasnych świateł, a do moich uszu dociera gwar i głośna, wesoła muzyka.

- Co tu robimy? – pytam, gdy wysiadam z samochodu.
- Zobaczysz. Porobimy coś fajnego.

Brunet obdarza mnie radosnym, dziecięcym uśmiechem, gdy spogląda w stronę, z której dobiega hałas.

- Chodźmy. Im szybciej tym lepiej.

Jason rusza pewnym krokiem przed siebie, a ja drepczę za nim jak kociątko za swoją mamą. Po kilkunastu metrach obraz staje się coraz wyraźniejszy aż wreszcie dostrzegam ku czemu się zbliżamy. Wesołe miasteczko. Rozstawione tuż przy słabo oświetlonej plaży.

- A jednak plaża! – wołam z dumą w głosie.
- Wcale nie. Plaża jest obok. A teraz idziemy się bawić jak dzieci. Byłaś kiedyś w wesołym miasteczku?

Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią, jednak okazuje się ona prostsza niż myślałam.

- Nie.

Chłopak zatrzymuje się i gwałtownie odwraca w moją stronę. Lustruje mnie wzrokiem od stóp do głów.

- Nigdy nie byłaś w wesołym miasteczku? Nawet jako dziecko? – pyta z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy pokrytej delikatnym, dwudniowym zarostem.

Kręcę przecząco głową.

- Zawsze mieszkaliśmy w małych miasteczkach oddalonych od centrów miast i tak dalej.. Tam nigdy nie przyjeżdżały takie atrakcje.
- No tak.. Ale jak byłaś w mieście..?
- Nie. Nigdy. Raz widziałam z daleka, ale mama powiedziała, że jestem za mała na takie atrakcje. Ale kiedyś na wakacjach u babci poszłyśmy na wiejski festyn i były takie wielkie dmuchańce dla dzieci. Bawiłam się na nich dobre trzy godziny.
- Chociaż tyle dobrego. To już coś. Tutaj też są takie.

Gdy dochodzimy coraz bliżej głównego wyjścia gwar rozmów, śmiechów i krzyków staje się dużo głośniejszy, a jasne, zimne światła oślepiają moje oczy.

Jason prowadzi nas do kasy, gdzie kupujemy bilety wstępu i już po chwili znajdujemy się po środku szerokiej, zatłoczonej alejki głównej, prowadzącej do prawie każdej możliwej atrakcji. Rozglądam się dookoła, żeby choć trochę zorientować się co tu właściwie można robić. Diabelski młyn, dmuchańce, mały rollercoaster dla dzieci, budki z grami, jedzeniem i napojami, kilka karuzel o różnych stopniach „trudności" i wiele innych. Bogata oferta jak na tymczasowe wesołe miasteczko, które krąży po świecie i rozbija się w najatrakcyjniejszych turystycznie miejscach.

Nim zdążę cokolwiek powiedzieć, Jason chwyta mnie za dłoń i ciągnie w kierunku jednej z budek z kolorowymi, foliowymi dachami.

Stajemy przy ladzie naprzeciw młodej, czarnowłosej dziewczyny, której wyraz twarzy mówi jedno – z pewnością wolałaby teraz być gdzieś indziej. Jason zagaduje dziewczynę, pytając jakie są zasady gry.

- Trzy rzuty, trzeba strącić wszystkie puszki. Za trzy celne strzały jest duża maskotka, za dwa mała, za jeden kubek albo bransoletka a za zero nagroda pocieszenia, naklejki, glutki albo plakietki z postaciami z kreskówek. – tłumaczy od niechcenia dziewczyna, gdy podaje nam po trzy sporej wielkości, gumowe piłeczki

Jason zerka na mnie i uśmiecha się tajemniczo.

- Ty pierwsza, Rose. Zobaczymy kto jest lepszy.

Słyszę w jego głosie nutę dziecięcej ekscytacji wymieszaną z dużą pewnością siebie i chęcią rywalizacji. Jason zdecydowanie należy do tych chłopców, którzy nigdy nie dorastają i zawsze cieszą ich tak błahe rzeczy.

Zaginiona | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz