V

179 38 9
                                    

Co szepczesz zza gładkiego muru,
rzeźbionego silną dłonią kamienia?
Nikt Cię nie rozpoznaje przez tą...
grubą, twardą, nieporęczną osłonę,
ale gwarantuję, jeśli ją zniszczą,
Ciebie także czeka kres.

Rozpłyniesz się w świecie,
którego nie znasz, ale który,
o ironio, przypadkowo kiedyś
w magiczny sposób poznał Ciebie.
Zapomniał kim jesteś, gdzie jesteś,
dlaczego jesteś, co reprezentujesz.

Bo zrobiłaś to samo, co wieki temu.
Ustąpiłaś miejsca w szczytnej sprawie... Twe pobudki szlachetne...
Prawie tak jak ogień w Twej dłoni...
Niegdysiejszy.

Usunęłaś się w ciemny, wilgotny kąt,
ułożyłaś na lodowatej posadzce...
I zastygłaś w miejscu, zasnęłaś.
Czy masz prawo dziś znów istnieć?
Jedna iskra starczy, a uwierzę.

Połącz się z kamieniem,
w którym zaklęto Twą moc.
Synteza, czyż nie?
I tak powróć, z honorem
posągu dawnej personifikacji ogniska.

P.S: Weź mnie nie zabijaj.
PS nr 2: Ja prorokiem nie jestem.

(nie)poezja Where stories live. Discover now