06 ~ Plan musiał wejść w życie

946 61 37
                                    

Marinette

Poniedziałek.
Chyba nikt za nimi nie przepada.
Po raz kolejny w swoim krótkim życiu zignorowałam budzik, który dzwonił już od dobrych dwudziestu minut. Zignorowałam również Tikki, która bezskutecznie próbowała ściągnąć mnie z łóżka, skacząc mi po głowie.

Może spędzenie całej wczorajszej nocy z Czarnym Kotem, na siedzeniu z nim na dachu przez blisko siedem godzin, nie było najrozsądniejszym czynem z mojej strony, lecz dla jasności; niczego nie żałuję.

Po kolejnych dziesięciu minutach leżenia, postanowiłam w końcu wstać i chwiejnym krokiem udałam się do łazienki, by zrobić coś z tymi podkrążonymi oczami, które wręcz błagały o sen.

Nie byłabym sobą, gdybym się nie spóźniła, więc wybiegłam z domu bez śniadania. Kolejny zły ruch z mojej strony. Kot zawsze mi powtarzał, że dobre śniadanie to dobry dzień, a poza tym nie mogę chodzić głodna. Martwił się o mnie na każdym kroku i pewnie gdyby tylko znał mój adres, to codziennie czekałby przed drzwiami z koszem pełny słodkości.

Jednak i na to przyjdzie kiedyś pora, celem na teraz jest szkoła!

Z impetem wbiegłam do klasy, potykając się o swoją własną torbę, przez co poleciałam na osobę przede mną, która również spóźniona, wchodziła właśnie do sali.
- Ooh, hej Marinette! - przywitał się, pomagając mi wstać.
- Aaa-a-Adrien! H-hej. - zająknęłam się przez chwilę, zastanawiając się czemu ten zawsze punktualny chłopak, się spóźnił.
- Świetnie dzisiaj wyglądasz. - powiedział. - Czekałem na ciebie przed szkołą, mogłem przewidzieć, że się spóźnisz. - dodał, jednak nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, gdyż nauczycielka uderzyła otwartymi dłońmi o blat, każąc nam tym samym wracać na swoje miejsca.

Posłusznie wykonaliśmy jej polecienie. Zajęłam swoje miejsce tuż za blondynem, który przez cały czas przyglądał mi się z ogromnym zainteresowaniem. Postanowiłam póki co całkowicie zignorować ten fakt i nie zwracać mu uwagi zbyt wcześnie.

Tego dnia, wyjątkowo skazana byłam na siedzenie samej. Alya dzień wcześniej pisała mi, że ma pilną wizytę u dentysty. Ponoć mają jej zakładać aparat na zęby.
Zazwyczaj już z góry nastawiałam się negatywnie do takich dni jak dzisiaj. Chyba każdy z nas zna ten ból kiedy wasz najlepszy kumpel, czy też kumpela z klasy, nie przyjdzie do szkoły i zostajecie skazani sami na siebie. Jednak tym razem, większy ból odczuwałam myśląc o tym, że mój ukochany Kocurek, jest z dala ode mnie i nie mogę po prostu podejść by go przytulić. Dodatkowo dzisiaj jest poniedziałek, czyli dzień w którym nie spotykamy się na żadnym patrolu. Jedyną okazją by go zobaczyć, byłby atak akumy, jednak nie chcę tego robić w ten sposób.

Odpłynęłam myślami do naszej wspólnej przyszłości. Uwielbiałam myśleć tak 'daleko'. Moje wyobrażenia w większości nie opierały się na naszym ślubie czy kolejnych namiętnych pocałunkach, a raczej na zwyczajnych codziennych sytuacjach, jak wspólnie jemu śniadanie, a potem szykujemy się do pracy.

Byłam tym wszystkim tak pochłonięta, że nawet nie usłyszałam kiedy lekcja dobiegła końca, o czym świadczył nielubiany przez wszystkich uczniów dzwonek. Niechętnie opuściłam klasę. Mimo iż go nie widziałam, miałam wrażenie, że Adrien znowu mnie obserwuje.

- Hej Marinette! - usłyszałam za swoimi plecami i już wiedziałam, że co do tej kwestii się nie pomyliłam. Zanim zdążyłam w jaki kolwiek sposób zareagować, zostałam odwrócona i oparta o ścianę.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - chłopak uśmiechnął się łagodnie, po czym wyjął zza swoich pleców dużą, czerwoną różę, ozdobioną równie czerwoną wstążką.

Patrzyłam się oszołomiona to na niego, to na kwiat już dobre pięć minut, aż w końcu udało mi się wydusić z siebie jakieś zdanie.
-A-ale ja, umm no nie mogę te-tego przyjąć. - zająknęłam się.
- Oczywiście, że możesz, a nawet musisz. Nie przyjmuję żadnej odmowy. - jego usta rozciągnęły się w głupkowatym uśmieszku.
- Nie Adrien. - tym razem użyłam bardziej stanowczego tonu. - Ty masz dziewczynę, a ja... - nie dane mi było dokończyć, bo mimika jego twarzy gwałtownie się zmieniła, przyjmując tym razem postać małego, porzuconego kotka.
- Ranisz mnie wiesz? - teraz zaczął udawać obrażonego.
- Życie. - odparłam oschle, po czym zdałam sobie sprawę, że było to dosyć niemiłe z mojej strony. W końcu Adrien to mój bardzo dobry tylko przyjaciel, a ta róża to zwykły przyjacielski gest.- Dobra w porządku, niech już będzie, ale następnym razem bez takich numerów. - wzięłam od niego kwiat i wymusiłam uśmiech na swojej twarzy.
- Wedle życzenia skarbie. - mrugnął do mnie i odszedł, a ja udałam że wszystko co działo się przed chwilą, nie miało miejsca.

Do końca dnia dręczyło mnie dziwne zachowanie mojego przyjaciela. Nie potrafiłam się na niczym skupić, pewnie też dlatego oddałam pustą kartkę na niezapowiedzianej kartkówce z chemii. Tłumaczyłam sobie to wszystko tym, że był to zwykły, nic nie znaczący, przyjacielski gest i absolutnie nic więcej.

Jestem niemalże pewna, że kilkanaście miesięcy temu skakałabym z radości, w końcu chłopak, którego niegdyś kochałam zaczął ze mną flirtować. Jednak teraz jestem w końcu pewna czego ja tak naprawdę chcę. Wszystkie uczucia, którymi kiedyś darzyłam blondyna, wyparowały.

- Myślę, że gdzieś w głębi serca ucieszyłaś się z tego gestu. - Tikki podleciała do mnie i usadowiła się wygodnie na moim ramieniu.
- O czym ty mówisz? Przecież dobrze wiesz, że kocham tylko Czarnego Kota, temat zamknięty. - skrzyżowałam ręce na piersi, jednak Kwami wiedziało swoje.

Adrien

- Myślisz, że jej się podobało? - zwróciłem się do Plagga z wyraźną nadzieją w głosie.
- Sądząc po tym jaka pyskata była w stosunku do ciebie, sugeruję iż musisz się bardziej postarać i następnym razem zamiast kwiatów, kupić jej ser. - stworzonko rozmarzyło się, mówiąc ostatnie słowo.
- Masz w tym trochę racji... - zamyśliłem się na chwilę. Muszę się bardziej postarać by dostrzegła we mnie tą iskierkę Czarnego Kota, jednak nigdy przenigdy nie kupię jej sera! - dodałem, jednocześnie szukając w internecie jakiejś pięknej biżuterii. Plagg spojrzał na mnie z politowaniem. Mógłbym przysiąc, że widziałem jak w ironicznym geście unosi jedną brew do góry, było to jednak niemożliwe, gdyż Kwami nie mają brwi.

Nagle mnie olśniło.
- Ależ ja jestem głupi! - wykrzyczałem, odjeżdżając na moim fotelu w tył.
- Ciężko nie zaprzeczyć. - skwitowało Kwami.
- Jeżeli ma się zakochać we mnie jako Adrienie, to nie za prezenty jakie jej kupię, tylko za moją osobowość, za mój charakter! Pokażę jej, że jestem Czarnym Kotem na swój własny sposób. Jakie to proste! - wciąż krzyczałem z radości, a Plagg mając ewidentnie dosyć mojego podniecenia, zabrał swój ser i poleciał w bliżej nieokreślone miejsce przy koszu na brudną bieliznę.

Następnego dnia w szkole wręczyłem kilka zaproszeń na małą imprezę, z okazji moich osiemnastych urodzin, która miała odbyć się już w ten piątek. Chociaż imprezą bym raczej tego nie nazwał, bardziej małe towarzystkie spotkanie w gronie najbliższych przyjaciół.

Jedno z zaproszeń różniło się od innych.
Było to zaproszenie dla Marinette. Celowo została zaproszona na sobotę, gdyż miałem wobec tego dnia wyjątkowy plan, który opierał się na zorganizowaniu najbardziej romantycznej randki na jakiej oboje kiedykolwiek byliśmy. Mam wrażenie, że Czarny Kot ubarwi trochę to spotkanie, w końcu życie jest pełne twistów. To będzie dzień, który na zawsze odmieni naszą, mam nadzieję, wspólną przyszłość...

𝐖𝐡𝐲 𝐈 𝐋𝐢𝐞 𝐟𝐨𝐫 𝐋𝐨𝐯𝐞? ~ Miraculous ✔︎Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin