Rozdział 49

1.7K 163 36
                                    



Siedziałem na zimnych, balkonowych płytkach, obserwując latający dym papierosowy wokół mojej twarzy.

Noga nadal mi doskwierała, ale nie tak bardzo jak w szpitalu. To właśnie ona bolała najbardziej, ból promieniował z taką siłą, że rana postrzałowa w brzuch była jak lekkie zadrapanie, choć to ona była zagrażająca dla mojego życia. Mimo wszystko, starałem się nie brać tabletek przeciwbólowych w końskich dawkach. Alicja mnie w tym skrupulatnie pilnowała. W końcu to ona studiowała medycynę. Choć nie wyglądała, wiedziała co robi. Była świadoma jak łatwo można się od tego uzależnić.

To tylko głupi postrzał, pomyślałem, odchylając głowę do tyłu. Natrafiłem na krawędź parapetu okna kuchni. Okno było uchylone więc usłyszałem głośne krzątanie się Alicji.

- Wychodzę! - wrzasnęła w pewnym momencie. Zlokalizowałem jej głos w korytarzu. Pewnie ubierała swoje niesamowicie wysokie szpilki. Że też jeszcze nie złamała przez nie nogi. - Schowałam wszystkie tabletki, będę o szesnastej!

Nie odpowiedziałem jej, nie musiałem, wiedziała że słyszałem. Jestem pewny, że nasi sąsiedzi również.

Pogoda jak zwykle była paskudna. Szybko zrozumiałem, że zima w Szczecinie jest szczególnie brzydka. Skupiłem wzrok na szarych chmurach, głaskając bezmyślnie Zeusa. Od kiedy wróciłem do domu po długiej nieobecności, kundel nie odstępuje mnie na krok. Chyba się przestraszył, że w ogóle już nie wrócę, bo leżałem dość długo w szpitalu. Alicja opowiadała mi jak wpadł w swego rodzaju psią depresję. Teraz nawet na rehabilitację za mną łazi. A dzieciaki, które mają zajęcia obok mojej sali, uwielbiają go. On też lubi tych gówniarzy, w końcu to darmowe głaskanie i pieszczenie.

Zapchlony cwaniak.

To kolejny dowód na to, że postrzał w nogę był dla mnie bardziej szkodliwy. Kulałem, dopiero po jakimś czasie zacząłem sam chodzić, a to tylko dzięki Darkowi - mojemu rehabilitantowi. Teraz podpieram się głupią kulą. Gdyby nie wrzaski Alicji, że powinienem ją mieć zawsze przy sobie, pewnie bym ją już dawno wyrzucił.

Nie jestem inwalidą. Ta kula godziła jakoś specjalnie w moją dumę.

Mimo irytującego zachowania Alicji, naprawdę mi pomagała. Obrała sobie za nowy cel zostać moją najlepszą, osobistą pielęgniarką. Czasem chciałem ją udusić. Ale wbrew mojej złości na nią, byłem jej wdzięczny. Przejęła się moim zdrowiem chyba najbardziej.

Właśnie, ona była ze mną od początku. A pewnego ktosia nie widziałem w ogóle od akcji na budowie.

Przymknąłem oczy wypuszczając kolejną dawkę dymu z płuc. Jestem pewny, że zaraz zacznie padać śnieg.

Nie zwracałem większej uwagi na ludzi pode mną, skupiałem się tylko nad tym, co było nade mną. Wszyscy mi współczuli i się o mnie martwili. Nawet parszywi znajomi z Warszawy. Jak odzyskałem przytomność, wisieli mi na linii telefonicznej jeden po drugim. Czasem chciałem się zabunkrować w pokoju i nie wychodzić, ale tam zawsze dorwała mnie Alicja albo Zeus. Od kilku tygodni nie mam kompletnie czasu na samotność.

Wszyscy wisieli nade mną jak nad jajkiem, oprócz jednej osoby, która nie pokazywała mi się na oczy od tych paru tygodni.

A to właśnie tą osobę chciałem zobaczyć najbardziej.

Już chciałem wstawać i wracać do mieszkania, bo robiło się coraz zimniej, kiedy coś przykuło moją uwagę. A raczej konkretny samochód wjeżdżający na parking przy moim bloku.

Skąd on ma, do diabła, pilot do bramy wjazdowej na podwórko?

Wychyliłem się z ciekawości, by go dokładnie widzieć. Zeus jęknął w proteście i położył pysk na moim zranionym udzie. Obserwowałem jak gość wysiada i robi pierwszy krok, następnie się zatrzymuje i odwraca z powrotem do samochodu. Stał tam trzy sekundy, a następnie znów odwrócił się w stronę mojej klatki i z zaciętą miną zaczął iść prosto.

AbsolutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz