Rozdział 16

1.6K 159 65
                                    



Wchodząc do komisariatu od razu zauważyłem, że dziś nie ma pani Basi na porannej zmianie. Zamiast niej siedziała kobieta z czerwonymi ustami. Znów coś jadła, więc wyglądała jak chomik z pełnymi policzkami.

— Dzień dobry — przywitałem się rozbawiony.

Zmieszała się i pokiwała histerycznie głową, próbując szybko przełknąć to co ma w buzi.

Nie chciałem męczyć tej biednej kobiety, dlatego skierowałem się od razu w stronę schodów.

— Proszę poczekać, panie Cesarski! — krzyknęła za mną.

Zaskoczony cofnąłem się do niej i opierając się o kontuar obserwowałem jak nerwowo szuka jakichś kartek.

— Inspektor zostawił to dla pana. Proszę podpisać te dokumenty przeniesienia, a ja je później zaniosę.

Kiwnąłem w odpowiedzi głową i zająłem się czytaniem dokumentów. Moja obecność chyba wywołała jakąś presję w tej kobiecie, bo po krótkiej chwili schowała się w pomieszczeniu gospodarczym na tyłach recepcji.

— Dzień dobry — usłyszałem za sobą.

Zaskoczony oderwałem się od dokumentów i spojrzałem na dżunglę rudych włosów. Nie mogłem powstrzymać drwiącego uśmiechu.

— Dzień dobry, pani Gąsko.

Chyba wyczuła mój ironiczny ton, bo sapnęła wciekła i spojrzała na mnie z irytacją.

— Nie życzę sobie, by pan nabijał się z mojego nazwiska — syknęła, grożąc mi palcem.

Rozbawiała mnie jeszcze bardziej.

Nie spodziewałem się, że ta mała nieśmiała istota, która robi się czerwona, za każdym razem gdy w pobliżu znajduje się Aleksander, jest tak pyskata.

— A kto powiedział, że nabijam się z pani nazwiska? — parsknąłem szczerym śmiechem. — Bardziej chodzi o całokształt....

Nie pozwoliła mi dokończyć, bo pisnęła wściekła i zrobiła coś czego kompletnie się nie spodziewałem.

Kopnęła mnie.

Kopnęła mnie w kolano na tyle mocno, by nogi się pode mną ugięły. Na szczęście złapałem się blatu recepcji.

— Ty mała ruda...

Znów urwałem bo tym razem kopnęła mnie w drugie kolano.

— Kurwa.

Blat recepcji cały był obłożony kartkami papieru, przez co zniknęła siła tarcia i moje ręce przejechały po blacie i runąłem na ziemie.

Sapnąłem.

— Jednak rude to wredne — jęknąłem leżąc na ziemi.

— Pani Gąsko? — usłyszałem ze szczytu schodów rozbawiony głos Aleksandra.

A to ci chuj, pomyślałem.

Byłem pewny, że wszystko widział, bo nie słyszałem stukotu jego wiecznie wypastowanych butów.

— Och, pan Aleksander. Miło pana widzieć! — pisnęła mała fałszywa jędza.

— Cesarski, co robisz na ziemi?

Chuj, doskonale wiedział co.

— Opalam się — sarknąłem.

Kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki kroków wziąłem się w garść i mozolnie zacząłem się podnosić. Mrucząc przekleństwa pod nosem wstałem, a następnie znów kucnąłem. Ktoś musiał pozbierać te cholerne kartki.

AbsolutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz