Rozdział 45

1.4K 150 42
                                    


Jeszcze zanim odzyskałem całkowitą świadomość, czułem jak każda komórka w ciele pali mnie żywym ogniem. Było mi niedobrze, nie potrafiłem skleić sensownych myśli. Chciało mi się niesamowicie pić. Znieruchomiałem w niewygodnej pozycji. Opierałem się o coś zimnego, ręce miałem uniesione do góry przypięte chyba metalowymi kajdanami. Skupiłem się na własnym organizmie, dlatego dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś jest w pomieszczeniu razem ze mną. I te osobniki ze sobą rozmawiają.

— ...nie możesz tego zrobić. Co ON na to powie? Nie zdecydował o jego losie. A ty ewidentnie naginasz zasady dla własnej przyjemności. To co chcesz zrobić...

— Nie dyskutuj ze mną. Jestem wyżej postawiona niż ty. — tak, ten syk definitywnie należał do tej suki.

Otworzyłem ciężkie powieki i rozejrzałem się. Byłem chyba w piwnicy. Całe pomieszczenie było słabo oświetlone, panowała wilgoć i pachniało stęchlizną. Jedyne co tutaj było to materac, na którym siedziałem i najprawdziwsze ciężkie metalowe kajdany, do których byłem przyczepiony.

Wiedziałem, że ma jakieś chore fetysze. Ale gry wstępne wprost z średniowiecznych sali tortur? To było za dużo.

Dostrzegłem Wiktorię bardzo łatwo. Stała w uchylonych drzwiach i z kimś rozmawiała. Jestem pewny, że ten ktoś pomógł jej mnie tu zatargać. Zmarszczyłem nos z frustracji, nie mogąc dostrzec jej kolegi. Choć mógłbym przysiąc, że rozpoznaje ten głos.

Spróbowałem wstać, ale udało mi się to dopiero za drugim razem. Całe moje ciało było ciężkie i wydawało się jakbym używał go po raz pierwszy.

Pomogłem sobie podciągając się na łańcuchach przyczepionych do ściany.

Chyba zrobiłem to wszystko mało dyskretnie, bo Wiktoria natychmiast się do mnie odwróciła.

Jej piękna twarz wykrzywiła się w największy szok. Natychmiast ucięła konwersację, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Ruszyła w moją stronę stukając głośno swoimi szpilkami.

Dyszałem. Samo wstanie na równe nogi kosztowało mnie wiele wysiłku. Czułem jak pot spływa mi po karku.

— Wiedziałam, że jesteś silny, ale nie że aż tak — mruknęła zalotnie stając na bezpieczną odległość. Czułem jak nogi mi drżą. — Mogłam jednak podać ci końską dawkę tych leków...

— Ty suko... - syknąłem zachrypniętym głosem. Gardło mnie piekło. — Niech ja cię tylko dorwę...

Uśmiechnęła się złośliwie i machnęła włosami. Dorównała gracją w tym geście nawet Alicji.

— Kochany, jeszcze za wcześnie. Czeka nas sporo pracy...

— Zamierzasz mnie tu trzymać? — syknąłem, oddychając coraz szybciej.

Z jednej strony dobrze, że byłem przykuty kajdanami. Bo chyba bym ją udusił na miejscu i miałbym kolejną osobę na sumieniu.

— Tak — powiedziała niewinnie jakby to było najnormalniejsza rzecz na świecie. — Aż nie będziesz gotowy. Spokojnie mamy czas...

— Chyba cię zabiję. — Jeśli dałoby się dać w tym zdaniu więcej jadu, to byłaby do tego zdolna tylko kobra. — Chcesz wytworzyć u mnie jakiś jebany Syndrom Sztokholmski? 

— Wiedziałam, że jesteś inteligentny — uśmiechnęła się słodko.

Podejrzewałem, że jest niebezpieczna, ale nie, że jest nienormalna. Świerzbiły mi ręce, jak tak na nią patrzyłem. Szybko poczułem jak adrenalina rozchodzi się po całym moim ciele,  pomogło mi to się utrzymać na nogach. Jednak to nie zniwelowało wszechogarniającego mnie bólu.

AbsolutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz