Małe zło cz.2

3.4K 218 7
                                    


Załatwiłem wszystkie sprawy na mieście. Nie cierpię tej części roboty w której muszę zameldować osobiście wszystko co działo się na moim terenie. Czasami mam wrażenie że gadam ze ścianą. Wykorzystują moją zdolność do wymuszania odpowiedzi  lecz "Nie może ona służyć jako stuprocentowy dowód" Oczywiście, da się nie powiedzieć całej prawdy, jeżeli wie się jak ominąć ten haczyk, ale jak ktoś był szkolony do przesłuchań bez tej umiejętności to nie ma bata by ktoś mi się z tego wymknął. 

Wziąłem łyka lodowatej kawy, kupiłem ją kiedy wchodziłem do pierwszego z budynków, miała mnie postawić choć odrobinę na nogi lecz czuje jakbym miał zaraz zasnąć. Na szczęście dom Apolonii jest niedaleko za miastem. Nie powiedziała Sylwii dlaczego chce się ze mną spotkać, jednak podejrzewałem o co jej może chodzić. Od dawna próbuje się pozbyć tego domu. Dla niej samej jest on za duży, co się dziwić dwupiętrowy dom ze zrobionym poddaszem, piwnicą i wielkim podwórkiem.  Już wcześniej próbowała mi wcisnąć to zobowiązanie lecz odmówiłem wiedząc w jakim stanie bym go zastał jakbym wracał z misji. Janice oczywiście suszy mi o to głowę kiedy tylko może, dla niej obecne mieszkanie jest stanowczo za małe. Mi wystarcza schowek na miotły za całą garderobę kiedy ona ma dwa pokoje, naszą sypialnie, toaletę, oraz salon. Mam nadzieje że nie przerzuci się do kuchni. 

Apolonia nie próbowała tego jedynie ze mną, Tommyiemu również próbowała wcisnąć mieszkanie. Zgodziłby się gdyby miesiąc wcześniej nie wyremontowali z Sylwią innego domu. Później się pytała Rafaela, Nathaniela, a nawet ojca. Wszyscy odrzucili. 

W jakiś kwadrans dojechałem do mniejszego miasteczka, nie pamiętam kiedy te drogi były puste o tej porze. O wiele przyjemniej i szybciej się podróżowało. A tak nic innego w okolicy się nie zmieniło, wszystko na swoim miejscu. No może były drobne zmiany, lampy które w dzieciństwie zostały zniszczone zaczęły ponownie świecić.  Podjechałem pod dom babki, światła paliły się w kuchni jak i salonie. Udało mi się wyczuć kilka osób znajdujących się w mieszkaniu. Przeskoczyłem przez bramę , nim bym przypomniał sobie jaki był do niej kod wzeszło by słońce. 

O czym oni tak dyskutowali? Nawijali jak najęci strasznie głośno a i tak nie mogłem zrozumieć nawet słowa, gdy zapukałem do drzwi głosy na chwilę umilkły drzwi otworzył mój najstarszy brat Rafael.

-No w końcu jesteś -Uśmiechnął się szeroko otwierając swoje ramiona do uścisku - zaczynaliśmy się powoli obawiać żeś usnął po drodze.

-Mało brakowało - puścił mnie w końcu -co to za blizna? -wskazałem na wielką szramę którą miał na szyi. 

-Ona jest już jakiś czas, poopowiadam ci o swoich akcjach jutro...

-NO NARESZCIE -krzyknęła babka wychodząc z kuchni -ILE TO MOŻNA CZEKAĆ NA CIEBIE?! - podeszła do mnie krzyżując ręce, tupała energicznie nogą. Gdyby była wyższa to patrzyłaby na mnie z góry jak robił to dziadek kiedy nabroiłem. 

-Dużo miałem na głowie...

-Sprawy sprawami mogłeś zadzwonić. TUTAJ MOŻNA DZWONIĆ DO RODZINY. -tupnęła nogą ostatni raz, tak głośnym że nawet Raf drgnął -POCHYL SIĘ W KOŃCU I PRZYWITAJ SIĘ ZE MNĄ - wyciągnęła ręce jak małe dziecko, kucnąłem i przytuliłem się do niej. Puściła mnie po chwili badawczo przyglądając. -Kiedyś ty ostatnio spał, nie mówiąc o prysznicu. -Raf zaczął się śmiać pod nosem, wyminął nas i poszedł do kuchni. Apolonia chwyciła mnie za rękaw i zaprowadziła do kuchni gdzie siedział jeszcze Nathaniel z Ellą. Nie trzeba było zgadywać że dziewczyna jest w ciąży. Nath wstał i uściskał mnie jak Raf, marszcząc przy tym nos, przekręciłem tylko oczami. Uściskałem również Elle. 

-Który to już miesiąc? -wskazałem na jej brzuch z czego tylko się zaśmiała.

-Dziewiąty - Nath usiadł koło niej i położył dłoń na jej brzuchu -córka.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Where stories live. Discover now