Rozdział 14 |Ametyst źródłem nadziei|

1.2K 56 1
                                    

Wszyscy staliśmy w ogromnym zdziwieniu dłuższą chwilę, kiedy nagle wszystko zaczęło układać się w jedną wielką całość. Udało nam się, wróciliśmy do domu! Z naszej czwórki ocknąłem się jako pierwszy i uśmiechając się radośnie klepnąłem Edmunda w ramię.

-Ha! Żałuj, że nie jesteś tak szybki jak ja!-zawołałem do młodszego i pędem rzuciłem się w stronę morza.

W biegu zrzuciłem z siebie marynarkę i buty, po czym wraz z rodzeństwem wbiegnęliśmy w wzburzone fale, chlapiąc się i bawiąc w najlepsze. Pierwszy raz od roku czułem się taki szczęśliwy.

-Ej co jest?-zapytałem spoglądając na stojącego w bezruchu i wpatrującego się w jeden punkt bruneta.

-Gdzie my jesteśmy, jak myślisz Piotrek?-spytał.

-A co nie widać?-odpowiedziałem marszcząc brwi.

-Ale przecież w Narnii nie było żadnych ruin-wskazał na kawałki murów na górze.

Podążyłem wzrokiem za jego ręką, kiedy natknąłem się na to czym mówił mój brat. Znów poczułem ten dziwny niepokój.

♕♕♕

Chodziliśmy po ruinach starając się określić czym były one kiedyś. Wszystko wskazywało na to, że był to zamek. Jednak nie wiedząc dlaczego czułem się tu bardzo znajomo. Te kamienne pozostałości schodów i ścian tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że jestem w Narnii. Siadając na jednym z głazów, zastanawiałem się ile lat mogło tutaj minąć. Rok? Dwa? Może nawet dziesięć. Zapewne moje dziecko umiało już mówić i chodzić. Bolało mnie to, że było zmuszone poznawać świat beze mnie. Jak Ellie sobie z tym poradziła? Z westchnięciem przejechałem dłonią po zakurzonej połowie kolumny. Musiałem jak najszybciej ich odnaleźć.

-Ciekawe kto tu mieszkał?-zapytała złotowłosa stojąc na kamiennym podeście.

-Zdaje się, że my-odpowiedziała jej Zuzanna i wyciągnęła z wysokiej trawy jakiś mały złoty przedmiot.

-Pamiętam tego konia, był w moich szachach-zauważył Edmund i wziął od dziewczyny figurkę.

-Których szachach?-zapytałem nie rozumiejąc. Czy to możliwe, że stałem właśnie na Ker- Paravelu?

-No przecież w Finchley złotych figur raczej nie mieliśmy-odparł.

Spojrzałem kątem oka na stojącą obok Łucję. Była dość mocno zamyślona. Po chwili spojrzała na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami i złapała mnie za rękę.

-Jak to możliwe-szepnęła, po czym zaczęła ciągnąć mnie w stronę ogromnego kamiennego placu.

Mniej więcej na środku okręgu znajdowało się pięć stosów kamieni. Dziewczynka ustawiła każdego z nas przy jednym stosie, w takiej kolejności w jakiej stały kiedyś nasze trony. Tylko jedno miejsce pozostało puste.

-Wyobraźcie sobie komuny i ściany-mówiła chodząc pomiędzy nami- I szklany sufit.

-Ker-Paravel-wydyszałem nie dowierzając- Ale przecież to niemożliwe, jakiś absurd...

-Ale co mogło się z nim stać?-przerwała mi starsza z sióstr.

-Katapulty-mruknął Edek i przykucnął przy jakimś głazie.

-Słucham?!-zapytałem wściekle.

Przecież to nie mogło być prawdą... Co w takim radzie dzieje się z moją Ellen.

-Przecież nie zawalił się sam z siebie. To musiało być oblężenie-wyjaśnił patrząc na mnie smutno.

-Nie...-szepnąłem i ruszyłem biegiem do największego kawałka muru.

Lioness |The Chronicles of Narnia|Where stories live. Discover now