Rozdział 28 |Dobre czasy|

690 41 11
                                    

Od zwycięskiej bitwy minął równy tydzień aż w końcu nadszedł ten tak długo wyczekiwany dzień koronacji. Cały zamek dwoi się i troił by wszystko na ten czas było przygotowane w idealny sposób. Ja sama również nadzorowałam wszystkie przygotowania wraz z Zuzanną zajmując się organizacją balu i jak całej wcześniejszej uroczystości.

I wreszcie gdy wszystko było już dopięte na ostatni guzik, mogłam na końcu udać się do swojej komnaty i zająć się samą sobą. Biorąc gorącą i odprężającą kąpiel, umyłam i dokładnie wyczesałam swoje długie włosy, które chyba pierwszy raz od stuleci przestały się puszyć i zamieniły się w błyszcząca taflę. Później ubrana w puchaty szlafrok usiadłam przed białą, drewnianą toaletką, gdzie całkowicie oddałam się w ręce służących.

Dwie młode dziewczyny szybko zajęły się moją cerą, którą pokryta delikatnym makijażem zyskała wiele, wyglądając o wiele zdrowiej i promieniej. Następnie lekkie fale moich włosów spięły z przodu, splatając z nich gustowne warkocze i łącząc je ze sobą z tyłu głowy, reszta została spięta tworząc tuż przy moim karku bardzo eleganckiego ale też o lekkiej strukturze koka.

Tak wyszykowaną pomogły mi ubrać długą suknię, którą znalazłam w skrzyni w skarbcu, która nosiłam jeszcze podczas trwania Złotego Wieku a do tego białe połyskujące obcasy. Stanęłam przed lustrem przyglądając się sobie samej i w sumie to właśnie wtedy od wielu, wielu lat w końcu poczułam się w pełni atrakcyjną. Suknia, którą miałam na sobie była w odcieniu granatu, z zakrytym dekoltem, spódnicą, której falbany oplatały mnie dokoła i rozszerzanymi od łokcia rękawami.

Nagle po całym pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie.

-Otworzyć pani?-zapytała młodsza ze służek.

-Nie, dziękuję Lily-posłałam jej lekki uśmiech i zeszłam z drewnianego podestu- Tak właściwie to możecie już odejść, myślę że dalej dam już sama sobie radę-poleciłam, na co dziewczęta skinęły zgodnie głowami i czym prędzej opuściły pomieszczenie.

Wygładzając jeszcze wierzch sukni ostatni raz przejrzałam się w lustrze i podeszłam do drzwi uchylając je mojemu gościowi.

-Kaspian?-zdziwiłam się widząc wchodzącego do pomieszczenia szatyna-Co ty tutaj robisz, koronacja zaraz się zacznie-przypomniałam, jednak ten zbył mnie machnięciem ręki i nadzwyczajnie na świecie złapał mnie w ramiona tuląc się mocno.

Wewnątrz czułam jak bardzo się trząsł i był strasznie spięty. Dlatego delikatnie gładziłam go po plecach, szepcząc ciche słowa wsparcia.

-Oj już dobrze, już spokojnie-odciągnęła go od siebie patrząc uparcie w praktycznie czarne tęczówki-Co się stało?-spytałam znów kładąc dłonie na jego rozgrzanych polikach.

-Boje się-wydukał w końcu i usiadł na stojącą pod oknem kanapę-Nie dam sobie rady-dodał łamiącym głosem.

-Ej ej ej!-machnęłam rękami i szybko zajęłam miejsce obok-Ani mi się waż tak mówić. Przecież to jasne, że sobie poradzisz, w innym wypadku Aslan nie wybrał by cię na władcę-starałam się go pocieszyć.

-Gdyby nie to, że mnie wychowałaś i trenowałaś to zginął bym już przy pierwszym pojedynku-westchnął pocierając swoje szerokie ramiona-Może i byłem w miarę dobrym księciem ale zaraz mam być królem całej Narnii to takie ah... Boje się, że choć obiecałem Narnijczyką tak długo wyczekiwany spokój, to nie będę umiał im go dać. Co jeśli nie poprawię ich życia, co jeśli nie uda mi się zjednoczyć Telmarów wraz z nimi. A jak powstaną bunty? Na Aslana nie dam sobie z nimi rady. A jeszcze polityka zagraniczna, trzeba zająć się wymianą handlową z Samotnymi Wyspami, tego jest za dużo-zaczął histeryzować-Piotr ma rację, jestem jeszcze zwykłym szczeniakiem i kompletnie się do tego nie nadaje-załamał ręce spuszczając wzrok na buty.

Lioness |The Chronicles of Narnia|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ