83

7.4K 306 448
                                    

- Ja zacznę - powiedział wypuszczając z ust chmurę szarego dymu.

Otarł ręką twarz i westchnął głośno.

- Przepraszam - odparł - Przepraszam cię Marcelina, chociaż wiem, że to słowo z moich ust jest gówno warte...

Przerwał na chwile, tylko po to, aby zaciągnąć się używką.

- Wiem, że już sto razy ci obiecywałem, że ograniczę picie, ale to jest kurwa silniejsze ode mnie... Zrozumiałem, że chyba mam z tym problem... Znaczy na pewno mam z tym problem, cholera na pewno. Tylko... Jak jesteś ze mną to pije, a jak cię nie ma to pije dziesięć razy więcej... Zapijam to wszystko i chwilami doprowadzam się do takiego stanu, że sam się zastanawiam co ja właściwie wyrabiam...

- Michał... - chciałam się odezwać, jednak nie dał mi dojść do słowa.

- I teraz, jak siedziałem sam w mieszkaniu, tuląc do twarzy jakąś twoją bluzę, jak wszystko do mnie dotarło... To myśli samobójcze wróciły, pierwszy raz od liceum... I uwierz naprawdę chciałem już ze sobą skończyć...

Po moich policzkach cały czas płynęły łzy, a ja nawet już nie chciałam tego kontrolować.

- Ale wtedy sobie pomyślałem, że ty byś tego nie przeżyła, gdybym coś sobie zrobił... W tym momencie zdecydowałem, że jadę do Piaseczna i to chyba był głupi pomysł, bo jak kazałaś mi wracać do Warszawy to przepłakałem cały wieczór... Nic do mnie nie trafiało, nawet tłumaczący mi wszystko po raz nie wiem który Szczepan...

Wziął kolejnego bucha i wypuścił dym, tuż przed moją twarzą.

- Zdaje sobie sprawę z tego, że umowa była taka, że jak coś odjebie to wypierdalam z domu... Więc dziś wieczorem znikam, rano mnie już nie będzie... Tylko musisz mi pożyczyć walizkę, bo ja nie mam się w co spakować...

- Michał...

- Serio mówię! Wyprowadzam się i nie będę ci więcej rozpierdalał życia... Będę mieszkał znowu ze starymi, chuj jakoś przeżyje... Dla ciebie wszystko...

- Zamknij się wreszcie! - przerwałam mu.

Skończył swój słowotok i wbił wzrok w swoje zapinane na rzepy adidasy.

- Nigdzie się nie wyprowadzasz i przestań pieprzyć takie głupoty - powiedziałam.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

- No co? - spytałam.

- Nie chcesz nie mieć ze mną nic wspólnego?

- Po tym jak rzuciłam się na ciebie w kiblu? Kurwa, Matczak myśl czasem - zaśmiałam się lekko, a na jego twarzy również zagościł uśmiech.

Zgniotłam resztkę papierosa o murek i odrzuciłam gdzieś w bok.

- Chyba jestem od ciebie uzależniona - mruknęłam - Jak przyjechałeś do mojego domu i otworzyłam ci drzwi, myśląc że jesteś dostawcą pizzy... To nie marzyłam o niczym innym, niż o tym, żeby paść ci w ramiona, znów wszystko ci wybaczyć i udawać, że jest dobrze, ale zrozum, że nie mogłam tego zrobić.

- Wiem - przysunął się bliżej i położył swoją dłoń na mojej, delikatnie poruszając kciukiem - Mogłem tam nie jechać, ale nie chciałem znowu wyjść na chuja... Chociaż i tak wyszedłem.

Westchnął głośno.

- W ogóle jestem ci winny wyjaśnienia, bo... W życiu nie chciałbym pójść do moich rodziców z żadną inną dziewczyną... Kurwa, dobrze wiesz, że niczego tak nie pragnę, jak szczęśliwego życia z tobą u boku... Wiesz, dom za miastem, z ogródkiem i biegającymi po trawie psami i dziećmi - pociągnął nosem.

Raz się żyje | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz