74

7.4K 279 347
                                    

- Musimy jutro wracać? - zapytałam, mając nadzieje, że jednak odpowie mi przecząco.

- Niestety - odparł jednak - Też najchętniej zostałbym tutaj na zawsze...

Siedzieliśmy właśnie na dachu bydynku, w którym mieszkaliśmy podczas naszego wyjazdu. Odkryliśmy, że da się tam wejść, więc nie mogliśmy nie skorzystać z tej opcji.

Była już noc, jednak Sopot nie spał. Nadal było słychać gwar przechadzających się po Monte Casino osób oraz dźwięki przejeżdżających o każdej porze dnia i nocy samochodów.

Owinęłam się szczelniej kocem i wyciągnęłam rękę po jedną z truskawek, które znajdowały się w papierowej siatce. Michał podniósł do ust butelkę szampana i pociągnął z niej sporego łyka.

- Za nas - powiedział - Kocham cię.

- Ja ciebie też, Matczak - zaśmiałam się pod nosem i pocałowałam go.

Smak truskawek zmieszał się z szampanem, co stanowiło zdecydowanie dobre połączenie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie położyłam się na nadal nagrzanym dachu i westchnęłam.

Nie docierało do mnie to co się dzieje. W życiu nie pomyślałabym, że zamiast uczyć się będę leżeć z Matą na dachu nie naszego domu, w nie naszym mieście. Mimo to, cholernie podobała mi się ta wizja i dziękowałam Bogu, że miała ona miejsce tu i teraz. Była to kolejna z naszych wspólnych chwil, podczas której miałam ogromną ochotę kliknąć pauzę. Mogłabym całymi dniami leżeć z nim i wpatrywać się w gwiaździste niebo oraz rozmawiać na jakieś głupkowate tematy. Teraz brunet snuł teorie, dlaczego Mały Wóz i Wielki Wóz, a nie mały i duży?

- Tak samo, jak mała i wielka litera. Dlaczego nie duża...

- Zaśpiewaj mi coś - przerwałam mu.

- Nie umiem - odparł szybko.

- Akurat - przewróciłam oczami - No, Michał proszę cię...

- A dasz mi coś w zamian? - uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.

- Zastanowię się - mruknęłam.

Chłopak wyprostował się i odchrząknął.

- Parostatkiem w piękny rejs, statkiem na parę w piękny rejs - zaśpiewał, a ja ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.

Popukałam się palcem w czoło, jednak nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zdawał się być przyklejony do mojej buzi.

- Kąpielowy kostium włóż i na pokładzie ciało złóż - śpiewał dalej, cały czas nieudolnie próbując naśladować głos Krzysztofa Krawczyka.

- Jesteś głupi - skwitowałam.

- Dobra, będzie coś innego - powiedział.

Oparł się na łokciach o kamyczki, tak, że teraz miałam idealny widok na jego twarz. Włosy opadały mu na czoło, a oczy zdawały się błyszczeć w świetle księżyca dwa razy bardziej, niż w słońcu.

- Listen to the night... It's the rule we can waste some time, I hate it - zaśpiewał, po czym zaśmiał się głośno.

- Waste some time with me - dokończyłam.

- Z tobą to nie marnotrastwo - wzruszył ramionami.

- Idziemy już na dół? - spytałam.

- A będzie ta nagroda? - uśmiechnął się głupio.

- Będzie - zachichotałam i podniosłam się z koca.

Michał zerwał się na równe nogi i chwycił szampana do ręki. Podniósł butelkę do ust i wyzerował, to co w niej pozostało.

Raz się żyje | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz