Rozdział 34: HARRY

476 31 4
                                    

**

Byłem przerażony. Ja naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Stałem tam jeszcze parę sekund, aż Niall popchnął mnie do przodu. Kiwnąłem głową w podzięce. Podszedłem do Louis'a i szeroko się uśmiechnąłem.

— Ruszają się?

— Tak, daj rękę — powiedział, a ja momentalnie spełniłem jego prośbę. Podniósł bluzkę i położył ją po prawej stronie brzucha. — Tutaj powinno.

Poczułem kopnięcie w rękę, ale jej nie cofnąłem. Rozszerzyłem oczy. Niall parsknął śmiechem.

— Spierdalaj stąd — powiedział Louis i tym razem, ja się zaśmiałem. — Zaraz spakuję Freddie'go. A teraz naprawdę chcę jeść. Dzieci są głodne!

— Na co masz ochotę? Spróbuję coś zrobić. Niall pójdzie z tobą i pomoże ci zapakować małego.

— Chcę makaron z cukrem. A mamy ciastka? Byle jakie!

— Poszukam czegoś. Jakiś owoc?

— Banana — powiedział i spojrzał na mnie.

— To jak sobie pójdę! Te dzieci będą małymi perwersami za Lewis'em.

— Czy ja mam ci walnąć?!

— Dobra, Niall idź, mu pomóż, a ja zrobię obiad albo coś, co będzie przypominać obiad.

Louis prychnął pod nosem i wyszedł z pokoju. Westchnąłem. Z dnia na dzień, Louis stawał się coraz gorszy. Wiedziałem, że w jego organizmie hormony buzują. Musiałem to przeczekać. Nie obawiałem się porodu czy opiekowaniem się maluszkami. Bałem się reakcji Louis'a, kiedy będzie musiał zrobić trasę koncertową. Bałem się tego też, że ja w pewnym momencie będę musiał wyjechać na trasę. Co on zrobi? Trójka dzieci! Okay, Harry. Nie panikuj. Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Nie. Ja po prostu panicznie się bałem. Wiedziałem, że ten strach to tylko moje myśli. Powinienem dać sobie radę. Powinienem. Westchnąłem i ruszyłem do kuchni. Musiałem zrobić coś do zjedzenia Louis'owi. Głodny Louis to wściekły Louis. Strach się bać!

— Harry!

— Czego chcesz, Niall!?

— Louis! On... Kurwa! Harold!

Skierowałem się szybko do pokoju Freddie'go. Rozszerzyłem oczy na Louis'a, który trzymał się za dwój zaokrąglony brzuch. Twarz miał wykrzywioną w bólu. Podszedłem do niego i pomogłem mu usiąść.

— Co się stało?

— Nie wiem! Boli!

— Niall, idź po mój telefon. Jest w salonie. Muszę zadzwonić do jego pani doktor. Szybko! — Prawie krzyknąłem. Spojrzałem zmartwiony na szatyna. Pogładziłem jego ramię. — Będzie dobrze, zobaczysz.

Kiedy Niall przyszedł, odebrałem od niego swój telefon i od razu zadzwoniłem do pani doktor. Na nasze szczęście miała dzisiaj nocny dyżur, więc mogła przyjechać.

— Chodź skarbie. Pójdziemy do salonu. Pani doktor zaraz przyjedzie.

Zaprowadzenie go trochę trwało. Kiedy usiadł, zadzwonił dzwonek do drzwi. Niall poszedł otworzyć, za co dziękowałem mu w myślach. Chwilę później, spanikowana pani doktor wleciała do pomieszczenia, ciągnąc za sobą cały sprzęt.

— Co się dzieje?! — Zapytała i ukucnęła przy nim. Odsunąłem się kawałek, aby zrobić jej miejsce.

— Nie wiem. Boli! Ja-ugh! Znowu! — powiedział i się skrzywił. — Nie wiem, co to jest.


— To nie są skurcze, prawda? — Zapytała, a on kiwnął głową. — Zrobimy USG, dobrze? Harry, pomóż mu, położyć się na plecach i podciągnij bluzkę.

Kiwnąłem głową i kiedy kobieta wstała, pomogłem mu podwinąć bluzkę. Znowu wykrzywił twarz w bólu. Zacisnąłem usta w cienką linię. Cholera jasna dlaczego? Dlaczego ja, Louis i nasze dzieci? Trzymałem go za rękę i starałem się nie pokazywać, że sam się bałem. Obserwowałem kobietę, która ze skupieniem wykonywała swoją pracę. Na jej twarz wpłynął uśmiech. Zmarszczyłem brwi.

— Co jest?

— Fałszywy alarm. Nie skończy się to szpitalem — powiedziała i podała papier. Przejąłem go i zacząłem wycierać brzuch Lou.

— A co się dzieje? Dlaczego tak boli?

— Cóż, wasze dzieci są mocno rozbrykane. — Odwróciła ekran w naszą stronę. — Chcecie znać płeć?

— Tak! Znaczy... Harry?

— Jasne, kochanie. Będzie można coś już kupić.

Kiwnął głową i zakrył brzuszek. Pomogłem mu usiąść.

— Będziecie mieć dwie dziewczynki. Wydrukować zdjęcia?

Kiwnąłem głową. Musiała minąć chwila, abym przyjął tę wiadomość do głowy. Dwie dziewczynki. Córki. Rozchyliłem usta i spojrzałem na Louis'a, który tonął we własnych łzach. Za plecami usłyszałem pisk Niall'a. Siedziałem w szoku, bo... Dwie córki!

— O matko... C-córki? Jezu Chryste — powiedziałem i o mało co, nie przewróciłem się. — Och...

— Harry musi zdecydowanie usiąść. Dalej, Harold. Wstawiaj, zaraz przyprawisz Louis'a o zawał. To już po raz kolejny, kiedy prawie mdlejesz.

Prychnąłem na słowa Niall'a. Wcale nie był taki zabawny, jak mu się wydawało. Wyprostowałem i spojrzałem na szatyna. Przyglądał mi się zmartwiony.

— Wszystko dobrze?

— Tak. Nie martw się — powiedziałem i wziąłem głęboki wdech. Grunt, aby go nie denerwować. — Wszystko jest dobrze. Nie spodziewałem się tego i...

— Jasne. Dobrze wiemy, że jesteś panikarzem.

Spojrzałem na Horan'a i pokazałem mu środkowy palec. On tylko prychnął i założył ręce na krzyż. Dupek.

— Dobrze chłopcy. Tutaj macie zdjęcia. Dwie dziewczynki bardzo kopią, dlaczego Louis poczuł tak silny ból. Kopnęły go w żebra. Obie są zdrowe, dobrze się rozwijają. Następna wizyta, tak jak była umawiana. Posłuchamy wtedy bicia serduszek. Chciałabym, aby w czwartym miesiącu, Louis wykonał badania prenatalne. Chcę wiedzieć, czy dzieci na sto procent się dobrze rozwijają i czy nie grozi im żadna choroba. To badanie wykonuje się w szpitalu. Będzie to szpital, tam, gdzie pracuję i tam, gdzie Louis pierwszy raz rodził.

— Drugi raz też — powiedział i złapał mnie za rękę. — Choć niewiele pamiętam, to wiem, że żadna informacja nie wyszła poza mur tego szpitala.

— Nasz personal ma doświadczenie z męskimi ciążami oraz z celebrantami. Spokojna głowa, Harry. Louis będzie tam bezpieczny i nikt się nie dowie. Nie od nas.

Kiwnąłem głową i naprawdę — te słowa mnie uspokoiły. Czułem coś na wzór ulgi. Mogłem jej zaufać. To było coś wielkiego. Byłem spokojny. Pomogłem szatynowi wstać, a on odebrał wydruki. Kobieta pochowała swój sprzęt i pożegnała się z nami. Wyszła i chwilę panowała cisza.

— Louis! Jutro urządzamy wielkie internetowe zakupy! 5 sekund frajerów oszaleją, jak dowiedzą się, że to dwie małe księżniczki! Pakujcie mi Freddie'go! Muszę zadzwonić!

Poszedł do kuchni z telefonem w ręku. Pokręciłem głową. Nie mogłem uwierzyć w to całe szczęście.

— Jak się czujesz? — Zapytałem.

— Jestem szczęśliwy. Nie spodziewałem się tego.

— Ja też nie, ale teraz mogę malować pokoje!

Louis zaśmiał się i wtulił się we mnie. Było idealnie i mogło tak zostać.

Perfect → larry ✔Where stories live. Discover now