Rozdział 4: HARRY

990 70 22
                                    


**

Spojrzałem na Ashton'a, który od pięciu dni waruje przy laptopie i telefonie. Louis nie dawał znaku życia, a ja nie widziałem w tym nic złego. Chciał pobyć sam, może komponował i dlatego nie odbierał. Ja naprawdę nie widziałem w tym nic złego. Irwin podskoczył w miejscu i szybko zaczął robić coś na laptopie. Potem usłyszałem połączenie na Skype.

— Louis? Dzięki Bogu!

Podniosłem się, żeby zobaczyć Lou, ale Ashton kopnął mnie w nogę. Spojrzałem na niego urażony, ale nic nie powiedziałem.

— Coś się stało? Ash, jak ty wyglądasz!?

— Nie ważne! Dobrze się czujesz? Bierzesz leki? Jesz? Śpisz? Louis, pieprzone pięć dni się nie odzywałeś! Chcesz mnie przyprawić o zawał?! Chciałem już dzisiaj wracać i ci przetrzepać tyłek! Nie chcę cię odwiedzać w szpitalu, ty dupku! Jezu, nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiłem!

Zamrugałem kilka razy, aby przyswoić informację. Cierpliwie czekałem na to aż będę mógł się odezwać.

— Przepraszam, nie chciałem stykać się z mediami, dopóki mi nie przejdzie. Wyłączyłem telefon i...

Przerwał, bo jego głos się załamywał. Chciałem się odezwać czy pokazać się, ale Ashton znowu dyskretnie mnie uderzył w nogę.

— Dobrze, nic się nie stało. Hej, Louis, spójrz na mnie — powiedział. — Och, Lou. Nie ma co płakać. Nic się nie stało. Wyśpię się dzisiaj, bo wiem, że tobie nic nie jest i jesteś cały.

Uśmiechnąłem się, bo Ashton naprawdę się o niego martwił. Był gotowy już dziesięć razy spakować się i wrócić za nim czy dwa dni później. Michael i Calum próbowali go przekonać, aby został, ale był nieugięty. Skrócili swój pobyć do jutra. Byłem tak bardzo zdziwiony jak stoją murem za nim. Skoczyliby za nim nawet ogień. Louis miał dobrych przyjaciół. Oni byli nawet gotowi skoczyć za nim w sam środek piekła czy pójść na koniec świata. Spojrzałem na drzwi, które się otworzyły. Wszedł przez nie Zayn. Uśmiechnął się do mnie, a potem spojrzał na Ashton'a.

— Louis się odezwał? Wiesz coś, Ash?

Irwin westchnął i coś kliknął na komputerze.

— Właśnie z nim rozmawiałem, ale go spłoszyłeś — powiedział do niego, a potem spojrzał na mnie. — Coś ty chciał zrobić?! Nie wolno mi przerywać jak z nim rozmawiam! Nawet nie wiesz, to byś zrobił!

— Czemu Louis bierze leki? Czemu każdy się tak gorączkuje, jak on się nie odzywa?

— Louis ma za sobą ciężki czas. Przeszedł dużo. Choruje na nawracającą się depresję, ma napady paniki i nie umie poradzić sobie z presją, która jest w show-biznesie. Cierpi też na bezsenność i czasami nawet zapomina jeść. Dla niego jest łatwo wyjść, zaśpiewać, ale potem czuje się przytłoczonym tym wszystkim. Nie zasłużył na to wszystko. Ma za sobą cztery próby samobójcze, od tamtego czasu jest pilnowany na każdym kroku, jak tylko się da. Nie zrozumiesz go w wielu kwestiach, bo on jest charakterystyczny na swój sposób i ma własny świat. On się boi świata. Nikt poza mną nie zna jego historii, bo tylko mi zaufał. Michael, Calum czy Luke... Oni nie wiedzą. Wspierają go w chorobie, jak mogą. Rozumieją go, ale nie wiedzą dlaczego. Każda próba zapytania go kończyła się atakiem płaczu, duszności. On nie umie sobie poradzić i dlatego tak bardzo ważne jest kontaktowanie się z nim przynajmniej parę razy dziennie. Namawialiśmy go na przeprowadzkę do Sydney, chociaż na krótki czas, ale nie chciał. Powiedział, że lepiej czuje się w deszczowej Anglii, bo to odzwierciedla jego osobę i humor, który ma. Nie ma nikogo, kto mógłby zaglądać do niego w Londynie.

Perfect → larry ✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat