Prolog

211 11 5
                                    


Courtney siedziała na swoim łóżku, przypatrując się świadectwu na koniec roku. Westchnęła zrezygnowana. Schowała kartkę do plecaka. Czekała jedynie aż jej ciotka wróci z pracy, a potem miała zamiar pójść na spotkanie z przyjaciółką, z którą była umówiona już od tygodnia.

Skrzywiła się, gdy usłyszała zamykanie drzwi wejściowych. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie. Było zbyt wcześnie na powrót Sally — bo tak właśnie się jej opiekunka nazywała.



Rzuciła się z powrotem na łóżko, nasłuchując odgłosów zza ściany. Przeklęła w duchu, gdy nie udało jej się wychwycić konkretnych słów.

Westchnęła. To zdecydowanie nie był jej szczęśliwy dzień. Bolały ją plecy od dłużącego się apelu, głowa od widoku ocen końcoworocznych i oczy od beznadziejnej jakości światła w szkole. Przewróciła się na brzuch, wkładając ręce pod poduszkę i przyciskając ją do policzka. Tępo patrzyła na spakowany plecak. Poprzedniego dnia ciotka podzieliła się z nią planami na pierwszy weekend wakacji. Chciała pojechać do domku na plaży, razem z nią i Percym. Courtney odmówiła. W zamian za to poprosiła panią Jackson o zgodę na nocowanie u przyjaciółki.

Gwendolyn była dość... specyficzną osobą. Zawsze miała przyklejony do twarzy psotny uśmiech, a w jej oczach tliła się iskra szaleństwa. Rówieśnicy raczej niespecjalnie za nią przepadali. Momentami niepokojąca pewność siebie dziewczyny przytłaczała bardziej niż cokolwiek innego.



Pomimo to Pani Jackson z uśmiechem na twarzy przystała na takie rozwiązanie. Była zadowolona, że wszyscy spędzą jak najmilej ten czas.



Drzwi do jej azylu otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny jak jej kuzyn, Percy Jackson we własnej osobie. Miała wręcz ochotę zaśmiać się ze swojego zapominalstwa. Ona się głowiła, kto niepochopnie wdepnął w śmierdzące towarzystwo Gabe'a, a tutaj odpowiedź miała od paru dni.



Dziewczyna uniosła brwi na widok chłopaka, który ewidentnie miał ochotę kogoś pobić.



— Percy? Złapałeś wściekliznę? - spytała, uśmiechając się.



— Spadaj — burknął pod nosem i rzucił walizkę na łóżko.



— Męski sekret? - bardziej stwierdziła, niż spytała dziewczyna wszystko wiedzącym głosem.



— Jakbyś zgadła.



Dziewczyna skuliła się, robiąc miejsce kuzynowi.



— Siadaj. Chyba że masz zamiar stać we własnym domu.



Chłopak upuścił torbę na podłogę i usiadł ciężko. Courtney uśmiechnęła się delikatnie.



— Kiedyś, ten Śmierdzący Gbur, dostanie za swoje. Wtedy to Ty będziesz grał w pokera — dziewczyna delikatnie szturchnęła Percy'ego stopą w ramię. - Halo, ziemia do Percy'ego. Odbiór.



Czarnowłosy spojrzał na kuzynkę nieprzytomnym wzrokiem. Tęsknił za Court — to chyba oczywiste. Ale pomimo wszystko najchętniej w tej chwili wyrzuciłby kuzynkę i jej wredne komentarze za drzwi.



Jackson jakby odczytując z jego wzroku co naprawdę myśli, przestała się tak uśmiechać. Zamiast tego pozostawiła lekko uniesiony lewy kącik ust.



— Pójdę skontrolować, ile pieniędzy idiota przehulał w pokera. Ciocia Sally powinna za niedługo wrócić z pracy — oznajmiła, z jękiem podnosząc się z niezbyt wygodnego łóżka.

Przetarła oczy dłonią i podeszła do drzwi. Delikatnie nacisnęła klamkę, zatrzymał ją jednak głos kuzyna.


— Tęskniłem Court. Miło Cię widzieć.

Courtney JacksonWhere stories live. Discover now