Rozdział 11 - Nie taka śmiertelna śmiertelniczka

48 7 0
                                    

Salon w Wielkim Domu był dokładnie w takim stylu, jakiego Courtney nienawidziła.
Meble wyglądały jak wyjęte z jakiejś starej knajpy, winorośle były wszędzie puszczone samopas, na ścianie wisiała głowa lamparta, która zdawała się na nią łypać kpiąco. Dziewczyna ledwie powstrzymywała się przed pokazaniem środkowego palca martwemu zwierzęciu.

Jedynym co ją przed tym powstrzymywało, był stojący przed nią centaur. Nie była najlepsza w określaniu wieku twarzy, ale dałaby sobie rękę uciąć, że stworzenie w ludzkiej rachubie miałoby około czterdziestki na karku. Koński tułw był biały, łapy (nogi?) stały spokojnie. Brązowe oczy patrzyły się na nią łagodnie.

Gdyby nie ostatni przymiotnik, chętnie w myślach uznałaby, że centaur wpatrywał się w nią jak sroka w gnat.

- ... więc będzie mogła zostać, prawda? - skończył Percy, patrząc na mentora z niezachiwaną pewnością.

Stworzenie (mężczyzna?) pogładził dłonią przerzedzoną brodę.

- Jest półboginią, oczywiście, że tak. Zapewne chcesz ją oprowadzić, ale najpierw muszę porozmawiać z nią na osobności.

Court spoglądała z niepokojem na kuzyna, prosząc go w myślach, by nie zostawiał jej z konioludem. Percy jednak wzruszył ramionami, posłał dziewczynie uspokajające spojrzenie i posłusznie wyszedł.

- Miło mi cię poznać, Courtney.

Jackson spojrzała na centaura z rezerwą.

- Ja bym wolała iść z kuzynem. Mama zawsze ostrzegała mnie przed rozmowami z centaurami, które wychodzą z wózków inwalidzkich.

Uśmiechnął się lekko.

- Widzę, że humor ci dopisuje.

- Humor to moje drugie imię.

- To dobrze, dogadasz się ze swoimi nowymi współlokatorami. Przypadnie im do gustu. Jednak nie poprosiłem o rozmowę na osobności tylko po to, aby porozmawiać o żartach. Jak znalazłaś się w St. Louis?

Court pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Dojechałam pociągiem, przecież Percy mówił.

- Nie do końca o to mi chodziło... Dlaczego się tam zjawiłaś?

- Byłam w drodze do Los Angeles - wzruszyła ramionamj. - Wie pan, przesiadki, przerwy techniczne, te sprawy. Z Detroit jest kawałek.

- A co robiłaś w Detroit?

Zasadziła sobie mentalnego kopa w dupę. Nie przestrzegała zasad gry, którą sama zaczęła. Wrzasnęła na siebie w myślach, że ma wziął tyłek w troki i nie kopać pod sobą dołków.

- Przyjaciółka mnie tam wysłała. Nic, co powinno pana interesować.

- Wystarczy Chejronie, nie musisz mi mówić na pan. Percy wspominał, że przez chwilę zmagałaś się z Chimerą. Posłużyłaś się może jakąś specjalną bronią?

- Zależy czy scyzoryk uznaje pan za specjalną broń.

- Mógłbym go zobaczyć?

Zastanowiła się. Była tu nowa, okazywanie aż takiej nieufności nie wróżyło zbyt dobrze, powinna pokazać dobrą wolę.

Z drugiej strony niepokoiło ją, że centaur może odkryć tajemnicę przedmiotu. Powinna oddać go Gwen, nie mogła tak beztrosko ryzykować utratą go.

Już otworzyła usta, ale powstrzymała się przez chwilę, zestawiając w myślach argumenty za i przeciw, korzyści i ryzyko.

Interes własny przeciwko ewentualnej złości Gwen. Rachunek był prosty.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 08, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Courtney JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz