Rozdział 10: wolf drawn to a butterfly

Zacznij od początku
                                    

- Będą wiedzieć, że to byłem ja. Harry będzie wiedział, że to ja - powiedział, a dłuższe kosmyki jego włosów falowały na wietrze.

Liam tylko wzruszył ramionami, niewzruszony. 

- W porządku, więc nie rozmawiaj z nim. Po prostu to zrób. Nie będą mogli wtedy niczego udowodnić, prawda? 

Louis zacisnął zęby.

- On będzie wiedział - powtórzył stanowczo. - Poza tym - kontynuował, głośniej i szybciej, zanim Liam mógł coś powiedzieć. - On nie przyjdzie. Harry? Nie przyjdzie. Nie lubi takich społecznych rzeczy. Nie lubi imprezować ani nic takiego, nie tak jak ty. - Przełknął ślinę, przypominając sobie wydarzenia z wcześniejszego dnia - Harry'ego grzecznie uśmiechającego się do małej grupy, która przyszła z nim porozmawiać, prawdopodobnie, aby poprosić go o dołączenie do nich na zajęciach pozaszkolnych.

A potem przypomniał sobie o sposobie, w jaki Harry uprzejmie odmówił, minął ich z oczami utkwionymi w Louisie, który na niego czekał, stojąc przy drzewie jak bezdomny z papierosem w ustach, słuchawkami utkwionymi w tłustych uszach, drapiąc swoje uda niecierpliwymi dłońmi. 

Harry zawsze wybierał teraz spędzanie z nim czasu. Zawsze tak bezmyślnie wybierał Louisa.

- No cóż, to łatwe - odparł pewnym siebie głosem Liam. Louis spojrzał na niego, patrzył na jego zrelaksowane ramiona, kosztowną bluzę i świeżo przystrzyżone włosy. - Musisz tylko dać mu powód, aby przyszedł, prawda? - Uśmiechnął się.

Słowa były połączone z wystarczającą ilością insynuacji, by Louis mógł się nimi zadławić.

Wziął kolejnego bucha i nie powiedział ani słowa przez resztę nocy. Liam natomiast mówił, mówił i mówił - o swoich wielkich planach, o swojej udanej przyszłości na tym pierdolonym uniwersytecie, który rozpoczął to wszystko...

Ugh.

Tak czy siak. Powracając do teraźniejszości.

- Naprawdę chcesz, żebym dzisiaj przeleciał Horana oraz Stylesa? - zapytał Louis po chwili ciszy, wypełnionej jedynie Liamem wpatrującym się w jego ciało w lustrze. Zaczynało go to naprawdę irytować, ale nie wiedział dlaczego. Zwykle uwielbiał, gdy Liam płaszczył się dla niego, pożądał go jak prymitywny worek kości, którym był. Ugh. - Obu? Na tej samej pierdolonej imprezie?

Jego usta wykrzywiły się, gdy Liam obwąchiwał jego szyję, prawie mrucząc, kiwając głową i wreszcie zwalniając uścisk na jego talii. Gdzieś przez niego przepłynęła zamglona fala pożądania, coś nudnego, co wydawało się obecne, ale po prostu poza zasięgiem.

On chciał Liama. Naprawdę. Liam był solidnym wyborem. Miał mnóstwo pieniędzy. I właśnie dlatego Louis postanowił zrobić to całe gówno w pierwszej kolejności - chciał Liama. Zawsze tak było, odkąd obciągnął mu w tamtym zaułku, tyle czasu temu. (Jak romantycznie.)

Chodzi o to, że zawsze wiedział, gdzie stoi z Liamem. Nie było żadnych pozorów życzliwości i manier. Nie było kwiecistych bzdur. Oboje byli popieprzeni, samolubni, wściekli, hedonistyczni i prymitywni i nie mieli nic przeciwko wykorzystywaniu innych ludzi dla własnego szczęścia. Wszystko działało z Liamem. Wszystko było łatwe z Liamem. Z Liamem był wersją Louisa, który odnosił sukcesy. A kiedy się połączą, kiedy Liam w końcu mu się podda... Będzie prowadził dobre życie. 

Louis został przyciągnięty do Liama ​​ze względu na prostotę ich relacji. Ponieważ wiedział, że Liam go chce. Wiedział, jak Liam czuje się wobec niego. Co Liam o nim myśli. Czego Liam od niego oczekuje.

Gods & Monsters | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz