twenty five

2.2K 250 191
                                    

— Dlaczego Seonghwa miałby zabić Yeosanga? — westchnął San, siedząc przy stole w domu Wooyounga, którego nie opuścił od momentu wizyty pani Kang.

— Oni ledwo się znali — dodał młodszy — Spotkaliśmy się we trójkę może dwa razy — odstawił swój kubek z herbatą na drewniany blat, po czym oparł się wygodnie na krześle — Nic już nie rozumiem, wszystko jest coraz bardziej skomplikowane.

— Niestety, dzieci — mama Jung odebrała od czarnowłosego jego pusty już kubek, na co chłopak podziękował uprzejmie — Może znajdźcie kogoś, kto miał dobry kontakt z Yeosangiem, poza Tobą, synku.

— Ale kogo? — młodszy z chłopców spojrzał na swoją rodzicielkę niepewnie. Nie znał innych znajomych swojego przyjaciela, zawsze trzymali się razem i poza Seonghwą mało kto wkraczał im w drogę. San praktycznie nie znając denata, nie miał zbyt wiele do powiedzenia na ten temat.

— Czy Yeosang chodził na jakieś zajęcia dodatkowe?

— Nie. Jedynie w pierwszej i drugiej klasie należał do chóru, a później już nigdzie się nie udzielał — brunet dopił chłodny już napój, aby następnie wstać od stołu i odstawić naczynie do zlewu.

— Boże! Mam pomysł! — wyrwał się Choi.

— Jaki?

— Mój brat, znaczy się przyrodni brat, gdy jeszcze chodził do naszej szkoły, też należał do chóru — wyciągnął z kieszeni bluzy swój telefon — Może znał Yeosanga.

— Chwila, to ty masz brata? — Wooyoung spojrzał na swojego towarzysza zszokowany. Tamten nigdy nie wspominał o tym, że ma rodzeństwo.

— Tak, ale nie lubię o nim rozmawiać. Nasi rodzice po rozstaniu nie mają ze sobą najlepszego kontaktu.

— No dobra, ale jednak co ich znajomość może tutaj wnieść? Przecież to było lata temu.

— Co prawda, to prawda. Ale może dogadywali się ze sobą i jakimś cudem mieli ze sobą dalej kontakt. Nadzieja matką głupich, czyż nie? — Choi przeszukał całą listę swoich kontaktów, aby znaleźć ten jeden, który mógł wnieść wiele do tej chorej sprawy — Oby tylko nie zmienił numeru.

— Pomarzyć zawsze można — młodszy wrócił na miejsce z talerzem owoców w ręce. Wsłuchiwał się w dźwięk połączenia, co dawało dużą nadzieję, że chłopak pozostał jednak przy starym numerze telefonu. Dwa sygnały później zapanowała cisza, a zaraz po niej z głośników telefonu rozbrzmiał głos.

— Słucham? — odezwał się.

— Jongho? Tu San. Pamiętasz mnie jeszcze?

Przez kilka sekund nie odpowiadał, jednak chyba udało mu się przypomnieć, o jakim Sanie jest mowa.

— O mój Boże! San? To naprawdę ty? — powiedział wesoło — Minęło tyle lat. Coś się stało, że nagle do mnie dzwonisz?

— W prawdzie, to tak. Skup się teraz, mam do Ciebie bardzo ważną sprawę. Pamiętasz, jak śpiewałeś w chórze, gdy chodziłeś jeszcze do mojej szkoły?

— No... tak. A co? — starszy spojrzał z nadzieją na swojego przyjaciela.

— Czy znasz może kogoś takiego jak Kang Yeosang? Podobno też uczęszczał na chór — zapytał.

— Kang Yeosang? Ze starszego ode mnie rocznika?

— Tak, to bardzo ważne. Znasz go? — San powoli tracił cierpliwość. Następna odpowiedź mogła znaczyć wszystko.

— Tak — odparł w końcu, na co dwójka chłopców odetchnęła z ulgą — Byliśmy dobrymi znajomi przez dłuższy czas. Czy coś się stało?

— Tak się składa, że Yeosang był dobrym przyjacielem mojego... chłopaka — zawahał się — Niestety, Sang zginął dwa dni temu.

Na chwilę zapanowała cisza. Każdemu z nich po plecach przechodziły ciarki, gdy tylko usłyszeli to okropne słowo.

- Boże drogi — westchnął głos w telefonie — To nie są jakieś głupie żarty, prawda?

— Przykro mi — Choi przegryzł nerwowo wargę — Czy wiesz może, czy Yeosang miał jakichś innych znajomych, wrogów? Może ktoś mu wpadł w oko? — Wooyoung słysząc ostatnie słowo, spojrzał dziwnie na drugiego. Przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, gdyby ktoś mu się podobał, powiedziałby mu od razu.

— Nie, raczej nie. Zawsze był uprzejmy i miał z każdym dobre kontakty. Chociaż... kiedyś coś wspominał, że ktoś mu się podoba. Nie do końca pamiętam kto.

Brunet poczuł się okropnie. Jego przyjaciel, osoba, z którą mówili sobie o wszystkim, zataiła przed nim taką rzecz.

— Na pewno, nic więcej na ten temat nie wiesz? — dopytywał San.

— Wiem tyle, że ktoś z jego klasy — i wtedy wszystko spadło na starszego, jak grom z jasnego nieba. Teraz każdy szczegół zaczął układać się w nienormalną, lecz logiczną całość.

— No tak — zaśmiał się — Teraz wszystko jest jasne. Dziękuję Ci.

— Nie ma sprawy, musimy się niebawem spotkać.

— Oczywiście. Muszę kończyć. Do zobaczenia — chłopak rozłączył i aż wstał, nie wierząc w swoje przypuszczenia.

— Powiesz mi, co jest takie jasne? — zwrócił mu uwagę drugi.

— Yeosang kochał Ciebie — powiedział prosto z mostu.

- O czym ty gadasz? Czy tobie już do reszty padło na łeb?

— Yeosang kochał Ciebie. Seonghwa musiał o tym wiedzieć, przecież to było widać jak na tacy. Pewnie też dlatego nie chciał, żebyśmy się do siebie zbliżyli — mówił, gestykulując przy tym żywo — Yeosang był dla Seonghwy potencjalnym zagrożeniem w ponownym zdobyciu Cię. Co znaczy, że... ja też mogę nim być.

SUICIDE NOTE | woosan ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu