twenty

2.6K 275 213
                                    

Nie minęło wiele czasu, zanim San zjawił się pod domem młodszego chłopaka. Cała droga trwała może piętnaście minut, a Choi przez cały czas starał się utrzymać kontakt z Wooyoungiem, aby być pewnym, że nie zrobi nic głupiego.

Gdy tylko taksówka zatrzymała się pod odpowiednim domem, czym prędzej wybiegł z samochodu, uprzednio płacąc szybko kierowcy i dziękując za podwózkę.

Napisał do Junga krótkie „Już jestem" i już kilka sekund później usłyszał ze środka tupanie, jakby schodzenie po schodach, po czym drzwi otworzyły się, a w nich stanął roztrzęsiony, wyglądający jak siedem nieszczęść chłopak.

Włosy roztrzepane miał na każdą stronę, zupełnie jakby próbował je sobie wyrwać, a na koszulce widniały mokre ślady łez, tak samo, jak na jego policzkach.

Niewiele myśląc, starszy wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, po czym wziął przyjaciela w ramiona, szepcząc mu do ucha uspokajające słówka.

— Już dobrze, Wooyoungie. Jestem tutaj — powiedział, pozwalając mu płakać w swoją bluzę.

Stali tak chwilę w ciszy przerywanej jedynie szlochami i pociągnięciami nosem młodszego, na zmianę z szeptem Sana. Postanowili w końcu jednak usiąść na kanapie w salonie, a Choi nie zamierzał odstąpić go na krok widząc, w jakim stanie się znajduje.

— Powiesz mi, co się stało? — zapytał cicho, nie chcąc go wystraszyć.

Młodszy wziął wyraźnie drżący wdech, próbując się trochę uspokoić, po czym oparł się o ramię Sana.

— Pokłóciłem się z Yeosangiem — odparł.

— Kim jest Yeosang?

— Moim przyjacielem. Przynajmniej tak mi się wydawało — westchnął.

Starszy pogłaskał go uspokajająco po głowie, wzdychając.

— Opowiesz mi, co się konkretnie wydarzyło?

Wooyoung przymknął oczy i pokiwał lekko głową, po czym oblizał spierzchnięte wargi.

— Napisałem mu, że chciałbym zapomnieć o moim byłym... — zaczął — Wiesz raczej którym. Chciałbym zacząć normalnie żyć, zakochać się kiedyś szczęśliwie. W końcu minęło już tyle czasu.

— Rozumiem — odpowiedział starszy — Kontynuuj.

— Wtedy on powiedział, że nie pozwoli, aby jakikolwiek chłopak znowu wtargnął do mojego życia i mnie skrzywdził i że niby robi to dla mojego dobra — zamilkł na chwilę, zaciskając pięści na materiale swojej koszulki. San mógł teraz bez przeszkód zobaczyć wszystkie blizny na jego nadgarstkach i przedramieniu — Ale on to wszystko robi dla swojego dobra, a nie mojego. On nie da mi zapomnieć o Seonghwie, nie da mi być znowu szczęśliwym, bo jest zdania, że znowu ktoś mnie skrzywdzi i on będzie potem musiał mnie znosić. Jestem jego ciężarem.

— Nigdy nie mów, że jesteś ciężarem — powiedział stanowczo Choi — Jesteś cudowną osobą, tylko się pogubiłeś, a Yeosang wcale nie pomaga Ci się odnaleźć. On pogrąża Cię jeszcze bardziej, Wooyoungie. Musisz mu się postawić, bo nie zasługujesz na takie traktowanie — chłopak odgarnął włosy z oczu młodszego, uśmiechając się pogodnie.

— Zdaję sobie z tego sprawę — mruknął Jung — Ale boję się. Nie chcę zostać sam.

— Nie zostaniesz. Ja będę przy Tobie.

— Obiecujesz?

— Obiecuję.

Brunet westchnął głośno i usiadł prosto, unosząc głowę. Poczuł wreszcie jakiś rodzaj ulgi.

— Boże — warknął — Jak ja go nienawidzę.

— Tak, wyrzuć to z siebie — dopingował go czarnowłosy.

— Jak on mógł nie pozwalać mi na bycie szczęśliwym — wstał z kanapy, ruszając do blatu, oddzielającego kuchnię od salonu, po czym złapał szklankę z wodą i wziął z niej łyk, następnie rzucając nią o kafelki.

— Wow, spokojnie — zaśmiał się San, podchodząc do niego.

— Chce wreszcie przestać się bać uczucia. Chce znowu się zakochać i być szczęśliwy! — krzyknął.

— Brawo, Wooyoungie! — chłopak przytulił go mocno, uśmiechając się od ucha do ucha, tym samym powodując uśmiech u drugiego. Gdy oderwali się od siebie nieznacznie, spojrzeli na siebie uśmiechnięci. W oczach Junga dostrzec można było iskierki radości, które niemal pochłaniały Sana — Masz piękne oczy — odparł. Obaj zatopili się w swoich spojrzeniach do tego stopnia, że żaden z nich nie zdawał sobie sprawy, jak blisko siebie znajdują się ich twarze, a usta dzielą tylko nieliczne centymetry.

Brunet skinął niepewnie głową, jakby dając drugiemu znać, że ma jego pozwolenie na ruch i nie minęła sekunda, a ich wargi zetknęły się ze sobą.

Nie śpieszyli się. Pocałunek był powolny, a zarazem słodki i delikatny. Taki jak powinien być.

Ich serca biły w zabójczych tempach, ale nie zwracali na to uwagi. Byli zbyt zajęci tym momentem.

— Nie bałeś się — wyszeptał Choi, przerywając chwilę.

— To prawda. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę — odpowiedział młodszy, uśmiechając się szeroko.

SUICIDE NOTE | woosan ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt