rozdział dwudziesty dziewiąty; I tak muszę zadzwonić po policję.

2.5K 172 279
                                    

Środa i czwartek minęły szybko, podczas gdy w trakcie tego drugiego dnia na kolejnej wizycie u psychoterapeutki Ayda poleciła mi kilka książek, które mogłyby mi pomóc jak powinienem zachowywać się przy osobie chorej na depresję, co mówić a czego nie, jak postępować, żeby trzymać Harry'ego przy sobie i aby nie chciał ode mnie uciekać.

Później pojechaliśmy do Harry'ego i rozmawiałem dłuższą chwilę z Gemmą, która nie wybaczyła mi tak szybko jak mój chłopak, ale nie przestała być dla mnie miła. W pewnym momencie telefon Harry'ego zadzwonił i chłopak z drobną paniką pokazał nam wyświetlacz telefonu, na którym widniała nazwa kontaktu "Mama". Poleciłem mu, żeby odszedł od nas i na osobności z nią porozmawiał oraz powiedział tyle, na ile się odważy bez przymuszania do niczego. Harry'emu o dziwo nie zależało aż tak na osobności, ponieważ odszedł jedynie do kuchni, gdzie i tak słyszałem niektóre stłumione zdania, gdy z rozemocjowaniem opowiadał "nigdy się nie przyznałem, ale to co robiliście z ojcem zawsze mnie raniło", słyszałem, że mówił o mnie "ma na imię Louis, wiem... zawsze mieliście nadzieję, że zwiąże się z kobietą, ale kocham go. Pomaga mi i dzięki niemu zdecydowałem się na terapię".

Już przy końcu usłyszałem jak pozbawionym pretensji głosem powiedział: "nie musisz płakać" i "dobrze, możesz przyjechać, ale jeszcze nie teraz".

Harry umówił się ze swoją matką na spotkanie i to był naprawdę ogromny krok.

W tej chwili nie byłem bardziej dumny. Oboje przezwyciężaliśmy swoje ściany.

Przez nagły pisk za moimi plecami kropka, którą stawiałem na końcu zdania wyszła gruba i niechlujna. Zatrzasnąłem swój pamiętnik do którego pisania wróciłem, ponieważ sama Ayda powiedziała, że to jest bardzo dobry sposób na wyzbycie się natłoku myśli.

Rachel przysiadła ze swoim batonikiem i kubkiem kawy, patrząc na mnie intensywnie. Na początku sądziłem, że pomyliła miejsca, ale ona nawet się do mnie uśmiechnęła!

– Hmm? – uniosłem brew, odkładając swój zeszyt w grubej okładce obok mnie, delikatnie zasłaniając go też kawałkiem swego uda. – W czym mogę pomóc?

– Christine pokazywała mi układ jaki ostatnio wymyśliłeś – cały czas na jej twarzy widniał mikry uśmiech co było dla mnie poważnie niepokojące. – Jest świetny!

– Dzięki, to nic wielkiego – chwyciłem własny kubek z herbatą, przysłaniając połowę swojej twarzy, gdy wziąłem łyk, nie kryjąc przy tym swoich nowych dłuższych niż zwykle paznokci.

Poważnie, ten układ to była typowa składanka dosłownie kilku kroków, które jedynie miały zachęcić do kibicowania i dopingować koszykarzy.

– Nie boisz się? – spytałem ją zawiadzko, mrużąc przy tym oczy. – Że się zarazisz oczywiście. W końcu stwierdziłaś ostatnim razem, że jestem chory – chyba nie sądziła, że tak po prostu przymili się do mnie, a ja nie będę kąśliwy.

– Chciałam cię przeprosić tak właściwie – odparła, a ja o mało sam się nie zgladzilem przez to jak bardzo zakrztusilsm się herbata. No bo, kurwa, co jest? – Nie chcę, żebyś się na mnie złościł.

– Nie złoszczę się – stwierdziłem słusznie, kładąc dłoń na swojej piersi. – Po prostu postanowiłem trzymać się z daleka od osób, które zachowują się tak odrażająco.

– Tak naprawdę to od zawsze cię podziwiałam i zazdrościłam ci – widziałem na jej twarzy oraz w języku ciała trud, z którym przychodziło jej przyznanie się do tak oczywistej dla mnie rzeczy. Mimo wszystko jednak, nie robiło to na mnie zbyt dużego wrażenia, ponieważ znałem te dziewczynę zdecydowanie zbyt długo, by uwierzyć w ten komiczny teatrzyk.

King Of The School • ls; zmWhere stories live. Discover now