ღ TWELVE ღ

488 46 163
                                    

Kiedy jesteśmy dziećmi nie umiemy kłamać. Spowija nas szczerość. Jednak im więcej dni posiadamy tym bardziej zaczynamy kombinować. Z uroczej prawdy przestawiamy się na małe kłamstwa. Natomiast im dalej w las, tym gorzej. W pewnym momencie już sami nie wiemy, czy nasze słowa są autentyczne. Wszystko zlewa się w jedno, a my nie potrafimy ufać samym sobie.

Chciałbym znów być dzieckiem.

Przemierzamy to życie bez większej świadomości tego, gdzie nas doprowadzi. Mamy plany, marzenia, pasje. Jednak to wszystko może legnąć w gruzach, w ułamek sekundy. Zaczynając od chorób i wypadków, kończąc na braku pieniędzy w rodzinie. Pomimo tych sprzeczności losu, dalej możemy w to brnąć. Jednak w pewnym momencie stajemy się bezsilni. Chcąc żyć musimy złapać za inny sznur. Niestety nie wiadomo, czy i ta lina nie pęknie.

Tylko co jeśli nie złapiemy się ponownie?

Ktoś nas uratuje?

Upadniemy?

Uda nam się podnieść?

Chyba nie potrafię.

𝚡

     Stoję przy ścianie, a wzrok wbijam w mroczne niebo. Sączy się z niego mnóstwo wody, a co jakiś czas słychać grzmoty. Błądzę wzrokiem, a ciało odmawia posłuszeństwa. Zaciskam usta w wąską kreskę. Czuję się skrępowany. Pragnę tej wolności. Chcę wyjść z tych cholernych czterech ścian, zaczerpnąć powietrza i pozwolić przemoczyć się ubraniom. Ukoić skotłowane myśli, by za chwilę ponownie dać im uderzyć.

     Jeszcze przez moment paraliżuje mnie zdrowy rozsądek. Jednak szybko zostaje zastąpiony adrenaliną. Podchodzę do szafy i naciągam na siebie bluzę. Następnie schodzę po cichu na dół i zakładam stare buty. Odwracam się jeszcze na moment i skanuje wzrokiem puste pomieszczenia.

     Uśmiecham się delikatnie i wybiegam z domu. Pędzę przed siebie, a na ciele czuje ciężar oraz chłód. Pogoda w ułamek sekundy zmienia mój wygląd. Nie przejmując się spowalniam kroki. Na twarzy czuje podmuchy wiatru, które co jakiś czas są gwałtowniejsze. Bagatelizując słyszalne w tle pioruny, zmierzam do parku.

Jestem nieodpowiedzialny.

Jednak co mi zostało?

Coś mnie musi zabić.

Miłość zrobiła to dawno.

Teraz pora postawić kropkę nad i.

Nie radzę sobie z tym.

Powtarzam to ciągle.

Na prawdę jest źle.

Pomóż mi.

     Zatrzymuje się tuż przy rzece, która poprzez napływ wody, zaczyna wylewać. Staję tuż przy barierce i opieram się o nią. Moknę dalej, a do nozdrzy dociera pięknie pachnące, świeże powietrze. Wzrokiem śledzę przepływający nurt cieczy. Zauważam w niej połamane gałęzie, liście, czy też porzucone gdzieś wcześniej śmieci.

     Dostrzegając, że moje ciało coraz szybciej traci temperaturę i zaczyna się trząść, zaczynam powoli wracać do domu. W moim uszach odbija się tylko dźwięk kropli uderzających o budynki, czy też ziemię. Mając w zasięgu wzroku mieszkanie, mój uśmiech mimowolnie znika.

Słodkie myśli w chorej głowie [Szymeq x Yoshi]Where stories live. Discover now