ღ F O U R T E E N ღ

426 42 81
                                    

On... ma dziewczynę.

Ciągle próbowałem go dogonić. Złapać. Zbyt mocno skupiłem się na swoim cierpieniu, na myśleniu co może powiedzieć.

Trzymając w dłoniach skarb ktoś mi go skradł.

Chciałem wrócić do początków naszej znajomości, kiedy jedyne co między nami było to przyjaźń.

Oddałem go nieświadomie. Pozwoliłem wyrwać.

Czy na pewno?

On nigdy nie był mój.

Po prostu odszedł w tę stronę, którą chciał.

Gdzie powinienem pójść ja?

x x x

Leżę, znowu. Nie jestem w stanie się ruszyć. Nie rozumiem swojego stanu, działań. Cała ta sytuacja wyżera mnie od środka. Zakorzeniła się i daje o sobie znak bez przerwy.

Odrzucenie? Czym jest odrzucenie? Jakim prawem mam się tak czuć skoro on nawet nie wie o moich uczuciach?

A może zauważył?

Ale nie chce się do tego przyznać.

Woli zachować to dla siebie.

Ma nadzieję, że źle zrozumiał.

Chce się zacząć okłamywać tak ja ja siebie?

Hah.

To zabija.

• • •

Woda. Znów otacza mnie woda. Zimna jak lód. Otacza mnie całego, przytula. Czuje się tak bezpiecznie. Opadam na dno, a ona chce coraz więcej. Brakuje mi tlenu.

Czerń jest uspokajająca.

Brak oddechu trochę paniczny.

Nagle biorę głęboki wdech i zaczynam kaszleć. Czuje jak owa ciecz spływa po moim ciele. Chłód robi się coraz większy.

Odkaszluje czując jak boli mnie wnętrze. Drżę, a nasilający się wiatr świszczy, tak jakby się bawił.

Przecieram oczy i spoglądam za siebie. Za mną kuca, na oko o wiele starszy, mężczyzna. Dyszy ciężko, jakby przebiegł maraton, lub zobaczył ducha.

— Nic ci nie jest? Wezwać karetkę? — wydusił w końcu z siebie.

— Wszystko w porządku — odwracam się w jego stronę.

— Wystraszyłem się na śmierć. Co ci przyszło do głowy?

— Nie rozumiem — unoszę jedną brew.

— Wskoczyłeś do wody! W taką pogodę, o takiej godzinie?! Postanowiłem sprawdzić, czy na pewno wszystko okej. Mogłeś na prawdę stracić życie.

— Aha. Dziękuję.

Podnoszę się, nogi same się pode mną uginają. Po chwili łapię równowagę. Jeszcze przez moment rozmawiam ze starszym. Następnie oboje rozchodzimy się w swoje strony.

Kroczę powoli, a w moich oczach kształtują się łzy. Jestem cały przemoczony, a serce bije mocniej. Natomiast wiatr wspomaga utratę ciepła.

Co ja tak na prawdę chciałem zrobić?

Przecieram oczy i idę dalej. Próbuję jakkolwiek się ogarnąć, ale nie potrafię. Nie wiem co mnie do tego skłoniło. Nie pamiętam jak do tego doszło.

Pociągam nosem i wchodzę do mieszkania. Spoglądam na przedsionek. Widzę jej buty. Wzdycham ciężko i ściągam te swoje. Odkładam je na bok i idę dalej.

Na moment się zatrzymuje. Słyszę ich w kuchni. Biorę głęboki oddech i wychylam się z korytarza. Są tam. Zaciskam szczękę i kieruję się w stronę schodów.

Rzucam na nich wzrok. Widząc, że Filip chce coś powiedzieć, przyśpieszam kroku. Znajdując się na piętrze idę do siebie. Zatrzaskuje drzwi i opieram się o nie. Przekręcam klucz, a moje serce nadal nie może się uspokoić.

Kładę się na łóżku i wtulam twarz w poduszkę. Nie interesuje mnie, że pościel jak i cała reszta zaraz przemoknie. Moje ciało drży jeszcze mocniej.

Kiedy do moich uszu dociera dźwięk pukania zastygam w bezruchu. Niepewnie odwracam głowę w tamtą stronę. Widzę jak klamka się ugina.

Zamknięte.

Znów stukot. Odwracam się plecami w stronę drzwi. Nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

Znowu robię scenki, prawda?

Martwią się?

Jeśli tak, niepotrzebnie.

Może powinienem umrzeć.

____
551

Przepraszam, że znów tyle nie było rozdziału. Nie wiem, czy następny będzie za dwa tygodnie, czy za trzy. Postaram się to upilnować.

Słodkie myśli w chorej głowie [Szymeq x Yoshi]Where stories live. Discover now