ღ FIVE ღ

738 61 110
                                    

• Polecam włączyć muzykę w mediach lub jakąś swoją, byle z mrocznym klimatem. Z pewnością pozwoli to bardziej wczuć się w rozdział. •

•••

Widzę krew. Płynie strumieniem po moich dłoniach oraz ramionach. Patrzę w lustro, a wszystko mi się rozmywa. Słabnę, a krople cieczy skapują na podłogę. Do moich nozdrzy dostaje się nuta metalicznego zapachu. W moich oczach gromadzą się łzy. Trzęsę się, a myśli szaleją. W mojej głowie odbijają się czyjeś kroki. Czuje na sobie czyjś wzrok. Nie wiem co robić.

Owijam rany bandażem nawet ich nie odkażając. Boje się. Chcę zniknąć z tego miejsca jak najprędzej. Zakładam bluzę i wychodzę. Przede mną ciągnie się długi korytarz. Wszędzie panuje mrok, nigdzie nie ma żadnego światła. Przełykam gulę i stawiam pierwszy krok. Trzask.

Wydaje mi się, że przestrzeń nie ma końca. Ciągnie się i ciągnie. Idę niepewnie, a ciało drży. Do moich uszu dobiegają niepokojące dźwięki. Czyjeś szepty, podmuchy wiatru. Gdzieś w głębi krzyki. Głowa płata mi figle, a ja zamieram z każdym przemierzonym metrem.

Nagle się zapadam. Nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Uderzam o twardą posadzkę. Podnoszę głowę, a w okół mnie leżą ciała. W bezruchu, sine i zimne. Na ścianach widać ślady paznokci, plamy krwi. Niektóre jeszcze świeże, płyną powolnie w dół. W ciemnych kątach widzę małe ślepia.

Sparaliżowany strachem zmuszam się do wstania. Nogi mam jak z waty. Pokój zaczyna wirować, a mi zbiera się na wymioty. Zamykam oczy i znów upadam na kolana. Niepewnie uchylam powieki. Widzę kości, a nad nimi powieszonych ludzi. Wiszą nad brudną kostką.

Serce wali mi jak szalone. Nie chce tego widzieć, a jednak nie mogę oderwać wzroku. W końcu patrzę w podłogę. Łapie się za włosy i szarpie je boleśnie. Nie wiem co się dzieje. Wariuje, a psychika zaczyna sama płatać mi figle.

Znów ten krzyk.

Podnoszę się i zaczynam biec przed siebie. Odgłos robi się coraz głośniejszy. Skręcam w różne uliczki i szukam wyjścia. Szarpię za klamki, a drzwi, których jeszcze przed chwilą tu nie było, nie chcą ustąpić. Dobijam się do nich. Szukam pomocy. Chce się stąd wydostać. Czuje na sobie czyjś oddech, a stoję sam. Coś się do mnie zbliża. Tylko nie wiem co, bądź kto.

Biegnę dalej. Potykam się o własne nogi oraz porozrzucane śmieci, czy też kości. Pod stopami czuje coś mokrego, a nieprzyjemna woń unosi się w powietrzu. Nie chce się zatrzymać. Nie mogę już zawrócić, a głosy robią się bardziej donośne.

Na skroni czuje pot, serce chce wyskoczyć, w oczach legną łzy strachu. Powoli tracę siłę. Może taki był plan? Unieszkodliwić mnie? Zaatakować kiedy nie będę wstanie się nawet ruszyć.

Tracąc oddech zatrzymuje się. Opieram o ścianę, która wydaje się wyjątkowo czysta. Biorę głębokie wdechy, a kiedy czuje jak coś przechodzi po mojej ręce odskakuje. Wbijam tam wzrok, ale nic nie widzę. Tak jakby znikło, bądź zastygło w bezruchu. Wzdrygam się, a pomieszczenie zaczyna się kurczyć.

Robi się mniejsze i mniejsze. Panikuję. Siadam w koncie i próbuje się uspokoić. Nie potrafię. Zaraz zginę. Kulę się i czekam, aż zaatakuje mnie przeszywający ból.

Nic takiego nie następuje. Wstaje, a przed sobą znów mam coś nowego. Idę spokojnym krokiem rozglądając się. Co chwilę na ścianie wisi jakiś obraz. Są niepokojące. Patrzą na mnie przeraźliwie, bądź są obrzydliwe, czy też brudne. W rogach da się zauważyć robactwo. Odraża mnie to. Otaczają mnie, a gdzieś z tyłu echem odbijają się kroki. Wsłuchuje się w nie oraz swój niespokojny oddech.

Przechodzę powoli, a podłoga pode mną skrzypi. Nie wiem, w którą stronę iść. Na ciele czuje chłód. Przeszywa mnie strach.

Wchodzę do pokoju przede mną. Drzwi same się zamykają. Wiem, że nie ma już odwrotu. Wszędzie panuje ciemność. Kroczę powoli. Zatrzymuje się gwałtownie słysząc przed sobą warczenie.

Pokój robi się jaśniejszy. Moje źrenice się powiększają. Przed sobą widzę postać. Wychudzony stwór o brudnych, szarych włosach do linii klatki piersiowej. Czarne oczy o przeraźliwych białych i zarazem pustych źrenicach. Usta z wycięciami po bokach. Ubrany w ciemne, postrzępione szaty. Podchodzi bliżej, a mi ukazują się ręce o długich szponach. Uśmiecha się do mnie, a mój wzrok utyka w jej ogromnych spiczastych zębach.

Cofam się, a jak mniemam kobieta, zbliża się. Lustruję wzrokiem pomieszczenie. Nie mam gdzie uciec. Jestem przez nią osaczony. Serce bije mi jak szalone. W moje oczy rzuca się jej przedramię. Na skórze ma wypalony napis — Miłość.

Miłość. Jest to zbiór różnych uczuć. Kojarzy nam się z czymś cudownym. Jednak żeby doświadczyć szczęścia trzeba przebrnąć przez piekło. Samotność, ból, strach, odrzucenie. Boimy się jej, a równocześnie chcemy ją złapać. Manipuluje nami, a nawet tego nie zauważamy. Jesteśmy ślepi. Jeszcze bardziej niż ona.

Czuje na sobie jej oddech. Między naszymi twarzami powoli brakuje przestrzeni. Wpatruje się w moje oczy. Nastaje cisza. W końcu przeraźliwy krzyk. Jej ostre, jak brzytwa, zęby wbijają się w moją szyję. Przeszywają na wylot gardło, które pragnie wołać o pomoc. Na podłogę spływa krew, a dusza powoli opuszcza ciało. Miłość zabija.

Budzę się.

To tylko sen.

Ale czy na pewno?

_____
857

Jestem całkiem dumna ze stylu tego rozdziału. Liczę na waszą opinię ^^

Słodkie myśli w chorej głowie [Szymeq x Yoshi]Where stories live. Discover now