Jest czwarta nad ranem, a mój wzrok spoczywa na suficie. Nie potrafię zasnąć. Słońce powoli wstaje, a ja leżę bezsilny. Dłonie trzymam na klatce piersiowej. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Brakuje mi ciepła i bliskości. Patrzę w bok, a jedyne co widzę to pustkę.
Chce złapać Cię za rękę. Trzymać mocno i nie puszczać. I choć wiem, że nie zawsze byłoby kolorowo za każdym razem cierpiałbym do póki byśmy się nie pogodzili.
To uczucie wyniszcza mnie. Powoli, ale skutecznie. Błądzę korytarzami życia, szukam celu, jakiejś poszlaki, a zaznaje tylko rozczarowania. Potykam się i duszę. Cała ta sytuacja owija się w okół mej szyi niczym wąż. Zaciska i zabiera tlen.
W końcu wstaje i człapie do łazienki. Zamykam cicho drzwi i podchodzę do umywalki. Mój organizm jest na tyle wyczerpany, że z mojego nosa zaczyna skapywać krew. Wbijam wzrok w swoje odbicie, a do oczu napływają łzy.
Nie kochany.
Odrzucany.
Nienormalny.
Buduję w okół siebie ten mur chociaż nie chcę. To zaczęło się zupełnie przypadkiem. Nie mogłem tego zatrzymać.
Czekam, aż ktoś mnie wybawi.
Tylko co jeśli dla mnie nie ma już ratunku?
Obracam między palcami metalowym przedmiotem. Moje głowa jest pusta, a równocześnie zawalona myślami. Na delikatnej skórze pojawia się nowe cięcie. Przez ciało przechodzi ból, a po ręce płynie szkarłatna ciecz. Z każdą chwilą coraz więcej.
Jest mi słabo.
Powoli odpływam.
Wyjmuję z szafki bandaż i owijam nim swoje nadgarstki. Myje umywalkę i chowam wszystko. Wyciągam tabletki nasenne i biorę dwie. Popijam je wodą z kranu i wracam do swojego pokoju. Cały świat mi się kręci. Chce wymiotować.
Gdzie ja jestem?
Co robię ze swoim życiem?
Co poszło nie tak?
Przykrywam się kołdrą i wtulam twarz w poduszkę. Odgłosy z zewnątrz zaczynają się zlewać w jedno. W końcu zanikają, a w uszach słyszę piszczenie. Odpływam. Zapadam w upragniony sen. Chociaż na chwilę.
𝚡
Podnoszę się do siadu i przecieram twarz rękoma. Patrzę na godzinę, która wskazuje dwunastą. W dalszym ciągu odczuwam zmęczenie.
Podnoszę się i przebieram. Zakładam spodnie, koszulkę, a na to luźną bluzę. Przez moje ciało przechodzi przeszywający ból. Podciągam rękawy i zerkam na przesiąknięte bandaże. Wzdycham cicho i zmieniam je na świeże.
Dalej to robię.
Głupota nie zna granic.
Zwłaszcza moja.
Schodzę na dół i wchodzę do kuchni. Przy blacie widzę Filipa, który z niemrawą miną patrzy na różne składniki przed sobą. Staje obok niego i przelatuje po wszystkim wzrokiem. Nie mam pojęcia po co mu to.
YOU ARE READING
Słodkie myśli w chorej głowie [Szymeq x Yoshi]
FanfictionKolejne cięcie. Kolejna łza. Pokochaj mnie proszę. Chociaż ten jeden raz. 𝑀𝑜𝒿𝒶 𝓂𝒾𝓁𝑜𝓈𝒸 𝒿𝑒𝓈𝓉 𝓌𝒾𝑒𝓁𝓀𝒶 𝓃𝒾𝒸𝓏𝓎𝓂 𝑜𝒸𝑒𝒶𝓃. 𝒲𝑜𝒹𝒶 𝒿𝑒𝓈𝓉 𝓏𝒹𝓇𝒶𝒹𝓁𝒾𝓌𝒶 𝒾 𝓏 𝓁𝒶𝓉𝓌𝑜𝓈𝒸𝒾𝒶 𝒞𝒾𝑒 𝓌𝒸𝒾𝒶𝑔𝓃𝒾𝑒. 𝒲𝒾𝑒𝒸 𝒹𝓁𝒶𝒸𝓏...