Pierwszy walc.

262 18 5
                                    

Rozalia
  Zgarbiłam się.
  -Proszę się nie ruszać!-krzyknął artysta.
  Nieznacznie pokiwałam głową i wróciłam do postawy pionowej.
  -Czy to naprawdę konieczne, żebym cały czas tutaj była?-spytałam znużona.
  -Chcę oddać twoje piękno, uwzględnić wszystkie twoje powaby, więc...-westchnęłam niezadowolona.-Tak. Głowa wyżej.
  Uniosłam podbródek do góry. Jedynie kątem oka zauważyłam, że do środka weszła kobieca postać.
  -Tutaj jesteś Rozalio! Szukałam cię-zawołała z ekscytacją Liliana.
  -Od dwóch godzin niezmiennie tutaj-narzekałam.
  Przyjaciółka przysiadła obok mnie na sofie.
  -Proszę odejść!-zganił ją malarz.
  Wstała zdezorientowana, ale szybko przestała zwracać uwagę na mężczyznę. Usiadła na ziemi przy siedzisku.
  -Uważasz, że która broszka bardziej będzie pasowała do mojej sukni? Ta-pokazała mi najpierw jedną-czy ta?-przedstawiła wyciągając chudą rączkę przed moją twarz.
  -Bardzo cię wzrusza ten bal-zauważyłam.
  -Słyszałam, że mają być wspaniali ludzie! Warszawiacy, Rosjanie, nawet Francuzi i Włosi!-odparła podekscytowana.
  -I w jakim języku się z nimi będziesz porozumiewała?-skomentowałam jej naiwność.
  -Aj tam, od razu porozumiewała! A poza tym, umiem po polsku... Rosyjsku też dosyć...
  Zaśmiałam się.
  -Ta druga broszka.
  Dziewczyna obejrzałam je jeszcze raz, po czym ku uciesze artysty odeszła w swoją stronę.
  Z początku również czułam ekscytację, ale czterogodzinną sesją Aleksander zdecydowanie mój zapał ostudził. To on zamówił u tego mężczyzny mój portret po sukcesie rzeźby gilotyny. Niestety nic mu zarzucić nie mogę-obraz był piękniejszy ode mnie samej.
  W dwie godziny później do posiadłości zaczęły zajeżdżać wszelkiej maści wozy, a służba ustawiać się na swoje miejsca. Wszyscy piękni, bogaci, eleganccy-niczym lalki z wystawy galanteryjnej. Aleksander przyszedł po mnie, gdy większość ważnych osobistości już zaczęła przekraczać próg sali balowej. Piękny był on, piękna byłam i ja. Przypominając marionetki udaliśmy się do budynku.
  -Wyglądasz cudownie-skomplementował mnie.
  -Ty wcale nie gorzej-odparłam.
  Spojrzeliśmy sobie w oczy bardzo serdecznie. Weszliśmy do pomieszczenia, którego dawno nie odwiedzałam. Wyglądało jak z baśni.
  Wszyscy cudni, wszyscy zamaskowani. Damy zakrywały usta wachlarzami i kokietowały panów. Sunęłam obok mojego partnera aż do stolika z szampanem. Stał już tam znajomy mi mężczyzna. Aleksander podał mi kieliszek, następnie nieznajomemu, a na koniec sam się poczęstował. Siwy człowiek zastukał w szkło, a ludzie spojrzeli na niego.
  -Chciałbym życzyć wszystkim w imieniu moim, wnuka mojego brata i jego uroczej towarzyszki-wskazał kolejno na nas-wszelkiej dobroci w trwającym roku i wytrwałości w tych trudnych dla nas czasach.
  Powtórzył to jeszcze w kilku innych językach, po czym zebrał oklaski. Spojrzałam zdezorientowana na sztucznie uśmiechniętego Aleksandra. Wzięłam solidny łyk alkoholu. Odeszliśmy w tłum.
  -...kogo?-zauważyłam.
  Spojrzał na mnie już zwyczajowym, zimnym wzrokiem.
  -To jest rola Ludwika. To on utrzymuje te wszystkie nic nie znaczące dla mnie kontakty. To on ma wizerunek starego, rozgoryczonego samotnika. To on jest mną w wielkim świecie. Ja jestem jego prawowitym następcą, młodym bałamutnikiem, do którego wstydzą pisywać przyzwoite panie-powiedział i ukłonił się jakiejś kobiecie.
  Prychnęłam.
  -Twoje całe życie jest teatrem, czy się mylę?
  Przystanął, a ja wraz z nim.
  -Bardziej operą, baletem.
  Ukłonił się nisko. Zrozumiałam, że prosi mnie do pierwszego tańca, którego nie odmówiłam. Podałam mu dłoń, w której również trzymałam maskę na ładnym patyczku. Drugą złapałam się jego ramienia. Orkiestra zaczęła grać delikatną melodię, a my ruszyliśmy walcem. Obok nas jeszcze tańczył Ludwik z jakąś dystyngowaną panią.
  Spojrzałam w zmęczone i smutne oczy Aleksandra, a wszystko się rozmyło. Obracaliśmy się zwinnie, a nasze ruchy były niesamowicie zsynchronizowane. Sunęliśmy noga przy nodze, chociaż było to trochę nieprzyzwoite. Nic nas jednak wtedy nie obchodziło. Tańczyliśmy, jakby świat był snem, a rychła pobudka rzeczą nieuniknioną.
  Gdy muzyka przestała grać, zauważyłam tłum par dookoła. Były wcześniej rozmytym obrazem, iskrami-czyżby udzieliła mi się wrażliwość na piękno po artystycznym popołudniu?
  Ukłoniliśmy się sobie i zeszliśmy z parkietu. Ujrzałam gdzieś pomiędzy ludźmi kobiecą postać w czarnym  stroju i masce zakrywającej całą twarz. Szybko zniknęła z mojego pola widzenia, więc nie przejmowałam się zbytecznie jej odmiennością. Zaczęłam prowadzić z Panem konwersację odnośnie gości, jednakże bardzo mnie ona nudziła. Gdy tylko zauważyłam przyjaciół, pociągnęłam mężczyznę w ich stronę. Puściłam ramię mojego towarzysza i podeszłam do Liliany. Dziwnie na mnie zerkała, ale nie potrafiłam wyczytać z niej powodu do takiego zachowania.
  -Niesamowita noc, uważacie?-spytała towarzystwa.
  -Nie zaprzeczę-odparł Jakub.
  Spojrzałyśmy na Aleksandra. Wydawać by się mogło, że on rozumiał to, czego ja pojąć nie potrafiłam. Nie odpowiedział.
  -Jest cudownie-rzekłam zaś ja.-Może udamy się do bufetu, Liliano?-podkreśliłam.
  -Świetny pomysł-powiedział Pan i złapał mnie pod rękę.
  Jego zmęczenie wymieszane było ze złością. Wtedy zrozumiałam, co się działo; więc nie podjęłam nawet słowa o tym.
  -Aleksandrze-zganiłam go, kiedy zbyt mocno mnie chwycił.
  Stanęliśmy przy półmisku z jakimiś egzotycznymi owocami, w kolejności-Aleksander, ja, Liliana i Jakub. Zrobiłam test i szepnęłam coś na ucho przyjaciółce. Pan nasłuchiwał niezbyt skrycie.
  -Wiesz?-spytała tajemniczo dziewczyna.
  Wzięłam owoc do ust i puściłam jej oczko. Spojrzałam na roztargnionego Woronowa. Zachowywał się strasznie dziwacznie.
  Orkiestra zaczęła przygrywać kolejnego walca.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz