Prolog.

6.4K 319 22
                                    

Dziewczę to było córą szanowanego szlachcica, który wiecznie był w podróży. Nie można rzec-zajeżdżał do swojej wsi, odpocząć, nabrać sił przed kolejnymi bojami. Ale tyle go było, co córka ledwo pamiętała kolor jego oczu. Zielony, czy może szary?
Jednakże nie oznaczało to, że nie kochał swojego dziecka. Wolałby życiem zapłacić, aniżeli jedynaczkę oddać. Ale usiedzieć nie potrafił, a jako, że dziewczyna jeszcze młoda, to strach ją było brać. A na wsi osadziło się paru młodych chojraków, którzy poprzysięgli na Boga, że chronić jego córy będą, choćby na wioskę napaść mieli Niemce z Ruskimi. Także ojciec był spokojny.
A dziewczę nosiło wdzięczne imię Rozalia oraz było cudne jak sen.
Byli sami na świecie. Gdy dziewczyna była dzieckiem, żona i matka udała się do lasu zbierać jagody, pozostawiając córkę wraz z jakąś wieśniaczką. Ciało znaleziono zagryzione przez wilki po tygodniu.
Właściciel wsi wpadł w szał, a pamiątką tego wydarzenia był jeden z krzyży we wsi. Złamany w pół, w gniewie na Boga.
Żałoba trwała długo. Najął tę samą kobietę, co feralnego dnia usługiwała przy dziecku. Była ona wtedy w wieku trzydziestu lat, niezamężna i taka już pozostała. Mimo plotek, już nie przyjął do siebie żadnej kobiety. Trzydziestolatka została jedynie jego służącą.
Jednakże dla dziewczęcia zastępowała owa matkę.
Niestety, szczęście rozwiało się wraz z wiosennym wiatrem. Kobiecina zmarła, pogrzeb się odbył, a Rozalia pozostała sama. Tato wrócił dopiero na zbieranie zbóż, przeżegnał się na jej grobie i osiadł przy córze na miesiąc, po czym odjechał.
Dziewczyna była samodzielna. Nieraz jej przybrana matka jej czegoś uczyła-a to jak zrobić pranie, jak coś uprasować, jak upiec smaczne ciasto, jak oskubać gęś. Tato podczas swoich pobytów w domu uczył dziecię jak rozpalić w piecu, jak polować czy ujeżdżać wierzchowca. Potrafiła nieco, jednak nie robiła tego. Bała się. Potrzebowała silnej ojcowskiej ręki, która trzymała wierzgającego konia czy kobiecinej staranności w skubaniu gęsiny.
Rozalia była bardzo strachliwa. Mało mówiła, a jak już jej się coś wyrwało, to szeptała. Nie była lubiana we wsi przez młodzież. Dziewczęta plotkowały, że pewnie gardzi nimi. A chłopcy im wierzyli.
Jednakże tak nie było. Rozalia nieraz spoglądała z zazdrością na zakochane młode osoby. Spoglądała ze smutkiem. Zazdrościła im. Bo co miała ona sama? Jedynie wykształcenie. Potrafiła i czytać, i pisać, i śpiewać. Uczył ją ksiądz. Jedyny sprzymierzeniec dziewczęcia.
Był raz dzień pochmurny i ponury. Był to dzień, gdy dziewczyna udała się do lasu. Szła długo, myśląc o nowoprzeczytanej opowieści. Często snuła własne historie. Pełne przygód, tajemnic i miłości.
W pewnym momencie przystanęła i się rozejrzała. Gdzie była? Nie wiedziała, toteż wyruszyła w drogę powrotną.
Długo błąkała się po lesie, nie odnajdując drogi powrotnej. Tym bardziej przerażał ją fakt, że z nieba od godziny padał ciężki, ulewny deszcz, a wokół unosił się odgłos grzmotów.
Toteż przestraszone, zrezygnowane, mokre i zmęczone dziewczę ułożyło się pod jednym z drzew i zasnęło.

BestiaWhere stories live. Discover now