Tata.

630 61 6
                                    

  Minęły dwa dni od naszej rozmowy. Filip stał się bardziej delikatny w swoim zachowaniu i bardziej ważył słowa, przed co czułam się dosyć niezręcznie. Czy on uważał, że mam serce z porcelany?
  Nasze życie stało się dosyć monotonne. Stworzyliśmy coś na wzór domu, jednakże oboje nerwowo stukaliśmy w stół. Przez zwłokę mogliśmy zostać złapani przez Aleksandra, lecz nie miałam zamiaru się poddawać. Byłam świadoma niezadowolenia mojego narzeczonego, jednakże ten milczał. Czułam wdzięczność.
  Autentycznie się bałam; lecz nie o siebie. Bałam się o mojego miłego. Czy jest tak zuchwały, że mógłby porwać się na Bestię? Miałam szczerą nadzieję, że nie, chociaż nie mogłam mieć tej pewności. Wtedy też, siedząc i obierając warzywa na zupę, podjęłam decyzję, iż pozostanie tutaj jest zbyt egoistyczne i nie mogę pozwolić na jeszcze sroższe narażanie naszej przyszłości. Odłożyłam jarzyny, wytarłam dłonie o fartuch i wyszłam przed posiadłość, aby porozmawiać z moim chłopcem, który w tym momencie miał rąbać drewno.
  Zobaczyłam, jak pochodzi do niego jakiś mężczyzna. Wyglądał na szlachetnie urodzonego.
  -Kim jesteś? Co tu robisz?-spytał niezadowolony.
  -Jestem narzeczonym Rozalii, cór...-odparł, lecz nie mógł dokończyć.
  Jego rozmówca wyjął pistolet i po chwili strzelił do niego. Poderwałam się w przerażeniu. Mężczyzna jednak, najpewniej umyślnie, jedynie go drasnął.
  -Wynocha stąd, parobku. Nie jesteś pierwszym i ostatnim krętaczem.
  Pokazał wymowny gest dłonią.
  -Zostaw go!-zawołałam.
  Ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę.
  -Rozalia...-szepnął mój narzeczony, łapiąc się za ranę.
  Mężczyzna odwrócił się przez ramię i spojrzał na mnie ze ściągniętymi brwiami. Po krótkiej chwili jednak jego wzrok stał się delikatniejszy.
  -Różyczka?
  -Tatka?
  Przyglądaliśmy się sobie moment, po czym rzuciłam mu się na szyję.
  -Wiedziałam, że wrócisz!-pisnęłam.
  -Ja... Nie przypuszczałem tego samego...-odparł zdezorientowany.
  Odsunęłam się od ojca i podeszłam do chłopaka. Miał kulę w udzie. Zawiesiłam sobie jego ramię na szyi i pomogłam mu w kuśtykaniu do sieni. Tata dopiero po chwili złapał jego drugie ramię, co usprawniło naszą podróż. Posadziłam miłego w salonie na kanapie.
  -Tatusiu, mógłbyś pojechać po doktora? Mogę wyjąć kulę, ale nie wiem jak sie...
  -Tak, tak...-rzekł oszołomiony i machinalnie wyszedł.
  Nalałam do miski wody, w której zmoczyłam szmatkę. Wzięłam nóż i kucnęłam między nogami Filipa. Z pomocą ostrza pozbawiłam go materiału spodni wokół rany. Przemyłam to miejsce wodą. Narzeczony nic nie mówił, tylko z bólu zaciskał szczęki.
  -To nic takiego, że cię boli-rzuciłam.
  Odwrócił twarz w przeciwną stronę. Męska duma-pomyślałam.
  -Teraz spróbuje to wyjąć, ale tylko przez chwilę, żeby nie narobić większych szkód...
  Dotknęłam dziury, a Filip momentalnie napiął z bólu mięśnie. Wydał zdławiony okrzyk.
  -Dobrze, dobrze, lepiej poczekamy na doktora...-wyszeptałam spanikowana.
  Raz po raz przemywałam mu to miejsce i mocno trzymałam go za rękę. Chyba potrzebowałam tego bardziej niż on.
  Tata wrócił prędko, mimo, że ten czas dłużył mi się niemiłosiernie. Lekarz kazał opuścić nam pomieszczenie, a ja miałam wymienić wodę. Gdy wróciłam z miską, zobaczyłam, jak mężczyzna grzebie mu w nodze jakimiś obcążkami. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia i odwróciwszy wzrok wyszłam. Usiedliśmy z ojcem w jadalni.
  -Czyli uciekłaś z tym chłopakiem, tak?-spytał niezadowolony.
  Zaprzeczyłam. Złączyłam dłonie na stole.
  -Ten chłopak mi pomógł. Zostałam porwana.
  -Porwana?
  Skinęłam głową.
  -Barbara weszła do tego samego lasu...-mruknął pod nosem.
  To było imię mojej matki. Zignorowałabym jego słowa, ponieważ nie chciałam wspominać teraz tak smutnych zdarzeń. Jednakże przypomniał mi się głos Weroniki...
Zmarła Benedykta, przyszłam ja. Zmarła Barbara, przyszła Liliana. Zmarła Urszula, przyszłaś ty. Zmarła Małgorzata, przyjdzie nowa.
Czy to możliwe? Nie, nie, przecież... Nie. To niemożliwe.
  Potrząsnęłam głową, wyrzucając te niemądre myśli. Postanowiłam skupić się na sytuacji za ścianą, lecz gdy usłyszałam jęk mojego ukochanej, głośno powiedziałam:
  -Jak ci się wiodło, ojczulku?
  Nieco zagłuszyło te niemiłe dźwięki.
  -Nadal nie mogę uwierzyć, że wróciłaś... I że to naprawdę ty...-szepnął.
  Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
  -Chciałam tylko ostatni raz cię ujrzeć, tatku. Lada dzień wyjeżdżamy do Grabowa, wziąć ślub. Potem musimy uciekać do Ameryki.
  Spojrzał zdziwiony.
  -Za ocean? Uciekać? A któż was goni?
  -Goni nas człowiek, który niegdyś mnie tobie odebrała.
  Pokiwał niezadowolony głową.
  -Kim jest ten mężczyzna?
  Zaśmiałam się żałośnie.
  -Tatusiu, nic nie zrobisz. Nikt nie jest w stanie mu się przeciwstawić.
  -Cóż to? Diabeł?
  -Podobny diabłu. Zna magię.
  -Magię? Poganin...
  -Jednakże jeśli ucieknę, a on mnie nie znajdzie, będę wolna.
  -Jaką wartość ma życie w strachu?
  To pytanie dotknęło głęboko mojej duszy. To oczywiste, że nigdy nie zaznamy spokoju duszy. Nie będziemy mogli prowadzić normalnego życia, kiedy za zakrętem mógł czekać Pan. Ten mężczyzna był piekielnie inteligentny, potężny, wpływowy i szalony. Można z nim wygrać bitwę, lecz to on króluje w każdej wojnie. Czy narażanie kogokolwiek na taki żywot nie byłoby zbyt samolubne z mojej strony? Czy skoro kocham Filipa, nie powinnam pozwolić mu odejść?
  -Pójdę do nich-oznajmiłam.
  Tata nic nie odpowiedział. Weszłam do salonu i usiadłam obok narzeczonego. Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie, więc tylko złapałam jego rękę i oparłam się czołem o jego ramię.  Doktor najpewniej tylko dlatego mnie nie przepędził, bo już zszywał mu ranę. Po każdym dotknięciu Filip zaciskał palce na mojej dłoni, lecz dzielnie milczał.
  Po godzinie ojciec zapłacił i odprawił lekarza, a ja zaopiekowałam się lubym. Ułożyłam go na łóżku w pokoju dla gości i uprzątnęłam salon. Teraz w mojej głowie tylko obijały się słowa "musi teraz tylko leżeć, przynajmniej dwa tygodnie potrzebuje, żeby zacząć poruszać się o własnych siłach".
  Oparłam się dłońmi o blat kuchenny i przymknęłam oczy. Dwa tygodnie? Nie możemy sobie na to pozwolić...
  Poczułam na szyi czyiś oddech.
  -Rozalio...
   Odwróciłam się przerażona, jednak nikogo nie zastałam. Czy to znowu jego sztuczki? Czy on jest gdzieś blisko?
 
Bestia
  Patrzyłem tępo na słowa zapisane łaciną. Pustka. Nicość. Kompletny brak jakiejkolwiek informacji!
  Przygryzłem wargę na wspomnienie jej delikatnych ust... Po czym wyobraziłem sobie jej kruche dłonie pieszczące innego mężczyznę. W złości zacisnąłem pięść na świecy, która oświetlała mi księgę. Ta momentalnie złamała się w pół. Spojrzałem na górną część i po chwili rzuciłem nią w stronę kominka.
  -Co zrobiłem źle? Dlaczego twoje serce należy do innego?-spytałem jej podobizny w moich myślach.
  Nie mogłem jednak zapomnieć jej widoku u boku kogoś innego. Czy dla niego też jest taka nieprzystępna?
  Usłyszałem niewyraźne szczekanie za oknem. Szybko zasłoniłem uszy, żeby nie słyszeć tego wołania. Przez zmęczenie i wyrzut emocji przyspieszył mi oddech.
  Nie żywiłem się od ponad tygodnia. Bałem się wyjść na zewnątrz. Bałem się, że zrobię coś, czego nigdy sobie nie wybaczę. Nie mogłem wypić jego krwi, dlatego dźwięk jego płaczu był przytłaczający.
  Musiałem zrobić wszystko, czego żąda Anioł. Musiałem ulec. Przed oczami wymalował mi się kolejny obraz: Róży i...
  Poderwałem się nerwowo.
  -Ona jest moja!-wrzasnąłem do własnej samotności. 
  Odpowiedziało mi jedynie psie wycie.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz