Stanisława.

609 49 6
                                    

Niezidentyfikowana postać
  -Proszę przekazać panu tej wspaniałej włości, że w imieniu moim, jak również mojego ojca, serdecznie dziękujemy za wspaniałą gościnę. Mam gorącą nadzieję, że jeszcze kiedyś wstąpię w wasze progi, lecz teraz wzywa mnie podróż. Nalegam też o ucałowanie dłoni małżonki pańskiej w ramach przyjacielskiego gestu. O ile ojciec mój ożywi ponownie zwyczaj wystawnych woronowowskich przyjęć, to będą oni zaproszeni ze wszystkimi zaszczytami. Bywajcie.
  Aleksander ukłonił się z gracją szlachcicowi, a ten mniej pięknie odpowiedział. Woronow odwrócił się z dumnie uniesioną brodą, a Filip wciąż zaskoczony kwiecistością wymowy swojego wroga niezgrabnie ruszył za nim. Wyleciałem szybko za nimi drzwiami i usiadłem na oblodzonym murku. Rosjanin nie zważając nazbyt na swojego towarzysza, podszedł do służącego tego dworu.
  -Gdzie znajdę psy?-spytał.
  Chłop z pomarszczoną od pracy twarzą wskazał jedną z szop.
  -Biały je tam.
  Skinął głową i sztucznie, acz szlachecko, uśmiechnął się. Ruszyli w przeciwne strony.
  -Psy?-zauważył Filip.
  Psy?-zdziwiłem się sam. Poleciałem za nimi dalej. Aleksander uchylił drzwi i sam skrył się za nimi. Ze środka wybiegł biały podhalańczyk i zaczął biegać po placu.
  -Masz psa?-powtórzył.
  -Owszem-zamknął szopę.-Właśnie dlatego akurat tutaj chciałem nocować; zostawiłem tu Eosforosa.
  Spojrzał niezadowolony na szczeniaka.
  -Pozbądź się go.
  -Wypraszam sobie-odparł z kamienną twarzą, lecz urazą w głosie.
  Przemieściłem się na gałązkę lipową nieopodal nich. Lecąc nie słyszałem słów.
  -...W takim razie też udam się do Grabowa po mojego psa. Nie ufam na tyle tobie i twojemu szalonemu psu.
  Aleksander się zgodził. Skoro otrzymałem informację o kierunku ich podróży, to wzbiłem się w przetworza i przemienieniłem w kruka. Ruszyłem w kierunku, w którym ostatni raz widziałem Rozalię.

Bestia
  Pogładziłem Eosforosa po głowie i mocniej zacisnąłem palce na łańcuchu, którym go przypiąłem. Filip opuścił swój dom i skinął na mnie dłonią. Ruszyłem w jego stronę. On zmierzał już w przeciwnym kierunku. Po chwili staliśmy przy ciemnym psie uwiązanym przy budzie. Zaczął agresywnie warczeć na nas.
  -Jesteś pewien, że jest to twój najłagodniejszy pies?-spytałem ironicznie.
  -Aleksandrze, poznaj Stanisławę-oznajmił, zbywając moje pytanie.
  Odczepił zwierzę, które od razu nim szarpnęło. Mój przyjaciel zaszczekał niezadowolony na agresora.
  -Czy nie miał być on samcem?-zauważyłem.
  -I jest.
  -Imię jest przynajmniej nieadekwatne.
  -Przyszedł na świat w noc śmierci mojej mamy; toteż musi mieć jej cząstkę.
  -To nieładnie przyrównywać imię rodzicielki do psiego.
   -Mówi to człowiek, który nazwał psa Eosforos.
  -To bardzo wdzięczne imię-zaprotestowałem.
  -Stanisławo, zachowaj spokój!-krzyknął.
  -Nie masz innych psów?-spytałem niepewny jego decyzji.
  Jego samiec był coraz bardziej nieokiełznany, jak i właściciel w tym momencie mi takiego przypominał.
  -To jedyny, który byłby w stanie mnie obronić, więc i takiego wezmę. Teraz ruszajmy.
  Filip zaczął ciągnąć gniewnie za sobą psa, który uciszył się.
  -Eosforosie, to będzie długa podróż-oznajmiłem przyjacielowi i ruszyłem za kompanem.
 
Rozalia
  Czując przerażenie szłam lasem i obserwowałam zachodzące między drzewami słońce. Kilka godzin temu zeszłam z konia, a teraz nie byłam w stanie ponownie go dosiąść przez odmrożone palce u rąk, jak i stóp. Kroczyłam lasem trzymając zirytowanego wędrówką konia za uzdę i nie widziałam nadziei w mojej podróży. Umrę tej nocy i przynajmniej wszystkich dosięgnie szczęście.
  Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w tym momencie usłyszałam warczenie. Przez lęk puściłam konia, a ten równie przestraszony stanął dęba i pobiegł. Wilk nie zlękł się go, co zdziwiłoby mnie, gdyby nie fakt, że ruszył w moją stronę. Wyobrażenie sobie watahy wilków odebrało mi zdolność racjonalnego myślenia i ruszyłam pędem w jakimkolwiek kierunku. Niewyobrażalny ból odmrożonej skóry okropnie mnie spowolniała, ale i sam wilk był magiczny: nie zachowywał się, jakby chciał mnie pożreć, a naprowadzić. Czy to moje urojenia?
  Po kilkudziesięciu minutach biegu wypadłam na jakąś długą, polną drogę. Na horyzoncie majaczyło się światło pochodni, toteż nie myśląc długo rzuciłam się w tamtą stronę. Gdy już byłam przy mężczyźnie, wyczerpana padłam na ziemię. Osoba w habicie odstraszyła zwierzę ogniem, a następnie pomogła mi wstać. Pamiętam jedynie okropne zawroty głowy i fakt, że zaczął mnie gdzieś prowadzić.
 
Niezidentyfikowana postać
  Czy im naprawdę zależy na znalezieniu tej niewiasty, czy po prostu jeden chce udowodnić drugiemu swoją wyższość? Do diabła, co tu robi drugi kundel?
  Przed godziną wyprowadziłem Rozalię z lasu, teraz czas na tych półinteligentów. A na pewno takim można nazwać tego drugiego, niższego.
  Osiadłem na ziemi pomiędzy Eosforosem a tym drugim i przemienieniłem się w czarnego kota. Pomknąłem we właściwym kierunku, a ciemny zwierzak za mną. Biały nawet nie drgnął.
  -Stanisława!-zawołał Filip i popędził za nami.
  Gdy już byliśmy na właściwej ścieżce, przemienieniłem się w ćmę i wzleciałem w powietrze. Pies w konsternacji stanął. Właściciel szybko zeskoczył z konia i skoczył ku psu. Po chwili za nimi pojawił się Woronow, który ładnie zszedł z wierzchowca i rozejrzał się podejrzliwie. Wyjął z kieszeni płaszcza damską rękawiczkę i przystawił ją do nosa przyjaciela. Pies powąchał i spojrzał za siebie. Przystawił pysk do ziemi i skierował pana do drzewa, o które dobre kilkanaście godzin temu opierała się Rozalia, odpoczywając po ucieczce z Grabowa. Eosforos usiadł obok śladu na śniegu, już niezbyt widocznego przez opady śniegu. Świadczył on o tym, że dziewczę niezręcznie wsiadało na konia i się potknęło. Aleksander dotknął ziemi obok tego śladu i jego kamienna twarz wykrzywiła się w delikatnym uśmiechu. Przywrócił się do porządku po tej krótkiej chwili zapomnienia i dumnie odwrócił się do towarzysza podróży, który nadal uspokajał Stanisławę.
  -Gdzie się znajdujemy?-spytał, chowając rękawiczkę.
  -Godzinę od Grabowa-oznajmił.
  Bestia skinęła głową. Dosiadł swojego ogiera i wolnym chodem ruszył na południe. Eosforos wesoło dreptał obok pana.
  -Jedziesz w złą stronę!-zawołał Filip i wskoczył na klacz.
  -Musisz zaufać, że w dobrą.
  Grabowski dorównał Woronowowi.
  -Jak?
  -Eosforos czuje swoją panią tutaj. Tędy zmierzała.
  -Swoją panią?-spytał nierozumnie.
  Aleksander pozwolił mu samemu dojść do swojej niespostrzegawczości.
  -W każdym razie zmierza na Knyszynę. Jeśli robi to na około, to lepiej ją wyprzedzić idąc krótszą trasą.
  -Uważasz, że tak dobrze ją znasz?
  -A ty sądzisz, że znasz ją lepiej? Jesteś zuchwały.
  -Znam ją dłużej.
  -Ale to przede mną się otwiera.
  -Potrafię z niej wyciągnąć wiele informacji.
  -Prawdziwie ważne rzeczy musi powiedzieć z potrzeby serca.
  -Jesteś naiwny-prychnął Woronow.
  Doszło pomiędzy nimi do dłuższej wymiany zdań, które przypominały bardziej kłótnię, niźli konwersację. W każdym razie obrali kierunek wskazany przez Aleksandra i pod osłoną nocy, w blasku lutowego księżyca, ruszyli po Rozalię.

*W mediach jest Stanisława. Jest on rasy gończy polski.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz