Ignis

64 11 2
                                    

Dzisiaj przez większość dnia Aemulora i Furore nie było w domu. Starszy brat musiał iść do pracy, a młodszy poinformował, że ma dzisiaj przymiarki i parę spraw do załatwienia na mieście. Takim właśnie cudem Satis został pozostawiony sam sobie. Nawet Furore powiedział mu, że dzisiaj zje na mieście, więc błękitnooki nie miał żadnych obowiązków. Do głowy przyszedł mu szalony pomysł, żeby wymknąć się może z domu na mały spacer. Zielonooki zawsze zamykał drzwi, ale ostatnio podarował Satisowi klucz, więc mógł to zrobić. Przecież nie miał nic do stracenia.

Satis nigdy nie doceniał spacerów. Kojarzyły się mu ze starymi ludźmi, którzy nie mają w życiu żadnych zajęć. Jednak teraz zaczął rozumieć potęgę chodzenia. Dawało ono wolność i poczucie wyzwolenia, którego potrzebował. Po tym czasie spędzonym w klatce to było dla niego ambrozją. W końcu miał poczucie kontroli nad swoim własnym życiem. A przynajmniej nad tym, gdzie nogi go poniosą. Czuł, że każdy wdech świeżego powietrza daje mu paliwo zasilające jego umysł. A jeśli o nim mowa to był tak przejrzysty, jak dawno nie był. Sprawy w nim układały się o wiele lepiej niż zazwyczaj. Może to dzięki temu, że idąc przed siebie Satis szedł naprzeciw problemom, a nie rozpraszał się innymi rzeczami. Zaczął myśleć o swojej sytuacji. Ciągle zamartwiał się tym, że nie zachowuje się wystarczająco jak Satis. Wczorajszej nocy nie mógł przez to zasnąć. Jednak zrozumiał, że to jest bez sensu, bo tak naprawdę nie ma już nic do stracenia. Furore nie dokona na tym etapie odwetu na jego rodzinie. Jedyne czym Satis może przypłacić to życie. A to jakoś nie wprawiało go w lęk. Poczuł, że odrobinę lżej mu na sercu.

Kiedy chłopak wrócił do domu, było już całkiem późno. Niedługi czas po tym powrocie, Furore wrócił z pracy.

- Ogarnę się, a potem zaczniemy przygotowywać się na przyjęcie - rzucił na wejściu do niższego.

Satis usiadł i czekał z niecierpliwością aż Akumara skończy swój rytułał. Zastanawiał się w co będzie musiał się ubrać. Kiedy jeszcze jako Simon chadzał na jakieś bardziej oficjalne przyjęcia urodzinowe musiał ubierać strój ludowy, ale raczej Akumarzy nie nosili takich rzeczy. Furore wyglądałby jak pajac w zielono pomaranczowych spodniach i kubracku. Chociaż... może nie najgorzej.

- Dobra. Już skończyłem. Chodź - oznajmił zielonooki i gestem ręki zaprosił Satisa.

Obaj panowie pojawili się w garderobie. Furore schylił się i wyciągnął dwa pudełka. Jedno wręczył Satisowi.

- To założysz na dzisiejsze przyjęcie.

Chłopak otworzył pudełko i wyciągnął krótki kawałek tkaniny bardzo dobrej jakości, dwie złote spinki oraz pasek. Zauważył, że w pudełku jest jeszcze rysunek podglądowy z instrukcją. Chyba umrze że śmiechu.

- Mam nosić sukienkę? Wszyscy mnie tam wyśmieją. - Zaczął się głośno śmiać.

- To nie jest sukienka tylko *chiton.

- Dla mnie wygląda to jak zwykła sukienka. - Dalej nie mógł powstrzymać śmiechu.

- To tradycyjne ubranie akumarskie. Każdy na tym przyjęciu będzie to nosił - poinformował sztywno.

- Naprawdę? Nie wiedziałem, że lubicie nosić sukienki.

- Jako doświadczony Akumara radzę ci, żebyś Ty sam też to polubił, bo prawdopodobnie na żadnym przyjęciu nie pojawisz się w spodniach.

Satis przestał się śmiać.

- Jak to?

- Nie gadaj tyle tylko się rozbieraj. Pomogę Ci przy zakładaniu tej sukienki.

- Ale że mam się rozebrać?

- Tak.

- A muszę przy tobie?

Amor vincit omnia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz