Stara miłość nie rdzewieje

54 7 1
                                    

Chłopak obudził się. Był tak przyzwyczajony do spania z Akumarą, że do momentu kiedy się obejrzał, sądził, że ten jest obok niego. Jednakże prawa strona łóżka była pusta.

Chwilę się poprzeciągał i udał się do kuchni. Z niezadowoleniem burknął. Nie było prawie nic do jedzenia. Nałożył na siebie cokolwiek, umył zęby, wziął pozostawioną mu gotówkę i ruszył do sklepu.

Z dezorientacją lustrował półkę i zachodził w głowę nad tym, który produkt wybrać. Dalej nie przyzwyczaił się do tej różnorodności zalewającą akumarskie półki sklepowe. Kiedy tak sobie dumał, w jego nogę uderzył owoc. Rozejrzał się i podniósł jedzenie. Zauważył, że przed chwilą mijała go jakaś kobieta, więc zaczął iść ku niej szybkim krokiem.

- Przepraszam. Upuściła Pani to - zaczepił uptzejmie rudą dziewczynę.

Kobieta odwróciła się. Satis nie rozumiał co się dzieje. Jego oczy rozszerzyły się do wielgachnych rozmiarów, a brwi poszły do góry. Stał jakby został zamieniony przez Meduzę w kamień. Wyglądał jakby zobaczył ducha.

- Simon - dziewczyna o anielskiej twarzy objęła go.

Owoc wypadł z jego dłoni i toczył się po ziemii.

Ciężko było mu to przyznać, ale tak naprawdę przez ten długi czas zapomniał o Sofii. Od dawna już nawet nie potrafił przypomnieć sobie jej twarzy. Na początku pobytu u Furore wracał do niej w każdej wolnej chwili, lecz po jakimś czasie coraz bardziej stawała się dla niego obca. On miał nowe życie, a ona na pewno już stworzyła takie bez niego.

Mimo jego przypuszczeń, Sofia wcale nie uważała go za obcego. Nie miał kompletnie pojęcia co zrobić. Ogarniała go dezorientacja i stres. Nie był w stanie przez chwilę poruszyć żadną ze swoich kończyn, a na jego twarzy był ten sam zamrożony wyraz, który miał w momencie zobaczenia jej twarzy.

- Chyba mnie z kimś pomyliłaś - odparł sztywno i odsunął zdziwoną kobietę.

- Może i wyglądasz inaczej, ale tych oczu nigdy nie zapomnę - rzekła przekonana.

Satis nie wiedział co powiedzieć. Zaczął panikować. Nie sądził, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczy. Od dawna była dla niego nieżywa. A teraz musiał rozmawiać jak gdyby nigdy nic z osobą, którą uśmiercił, ale ona zmartwychwstała niczym jakiś zombie. Nie ważne co zrobi, ona nie umrze ponownie.

- Porozmawiajmy w jakimś spokojniejszym miejscu, gdzie nie będzie gapiów.- Złapała go za zimną z dłoń i pociągnęła za sobą.

Satis rozejrzał się dookoła. Rzeczywiście ich rozmowa zwróciła uwagę innych.

Opuścili sklep. Blondyn spojrzał na szyję Sofii. Czemu nie ma czerwonej chustki? Przecież zabiją ją za jej brak. Chociaż może nie poznają jej prawdziwego pochodzenia, bowiem bardzo różniła się od wyglądu typowego Enjerdczyka. Rude włosy przywodziły na myśl Akumarską arystokrację, a nie enjerdzki rynsztok. Poza tym wyglądała bardzo schludnie. Nawet schludniej niż w momencie, kiedy się przyjaźnili. Miała na sobie żółtą sukienkę w kwiaty oraz kapelusz w takim samym kolorze. Satis wyczuwał od niej nawet woń perfum. To wszystko jeszcze bardziej go skonfundowało. Wkroczyli do gmachu wielkiego hotelu. Dezorientacja uderzała Satisa coraz bardziej. Kiedy podeszli do recepcji, od razu dano kobiecie klucz do pokoju. Jakby była stałą bywalczynią tego miejsca.

Znaleźli się w bogato zdobionym pokoju. Ściany otulała czerwona tapeta, której blichtru dodawały złote wzory. Kłociły się z nią drogie meble w różnorakie wzory. Pomimo tego chaosu to wszystko tworzyło o dziwo całkiem zgraną całość. Całym sednen tego pokoju była manifestacja tego, że ten nie kosztował wcale mało. Chciał już zapytać Sofię, skąd posiada pieniądze na wynajem takiego apartamentu, lecz kobieta niespodziewanie zatrzymała się i spojrzała mu w oczy.

Amor vincit omnia.Where stories live. Discover now