8.

1K 73 13
                                    

Dni w towarzystwie Snape'a mijały jej coraz szybciej. Również on zaczął tolerować to, że z nią pracuje. Ich relacja opierała się głównie na eliksirach, dogryzkach, książkach, dogryzkach, pojedynkach i dogryzkach.

- Jak ty wytrzymujesz w towarzystwie Snape'a przez tak długi czas i wracasz uśmiechnięta? - spytał Ron.

- Czerpię z tych spotkań wiele rozrywki. - zachichotała. Chłopak się skrzywił. - Harry, co u ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy.

- W porządku. Nie robię nic pożytecznego więc zacząłem czytać jakąś książkę o najbardziej przydatnych klątwach.

- Och. - zdziwiła się. - To świetnie. A ty Ronald co porabiasz w wolnym czasie.

- Trochę tego... trochę tego. - wzruszył ramionami. - Luna często wpada i omawiamy nasze metody szpiegowania uczniów. - rozpromienił się.

- To super. - uśmiechnęła się Hermiona. Dzięki Lunie przynajmniej Ron tak na nią nie naciska.
Następnego dnia udała się z uśmiechem na twarzy do lochów. Snape'a jeszcze nie było więc rozjerzała się nieco po jego gabinecie. Spojrzała na kartkę na biurku.

Nie chcę być śmierciożercą... rozumiesz?! Boje się... Moja matka nie zmusza mnie do podjęcia tej drogi. Ale ojciec?! Proszę porozmawiaj z nim. Zanim zniszczę sobie życie i będę się nienawidził tak samo jak ty.. - czytanie przerwał jej nauczyciel. Podszedł do niej szybkim krokiem, chwycił za list i zgniótł w ręce.

- Nie wtyka się nosa w nie swoje sprawy Granger! - był wściekły. - To, że czasem toleruję twoje zaczepki w moją stronę nie znaczy, że możesz pozwalać sobie na coś takiego!

- Przepraszam profesorze. - spojrzała w swoje buty.

- Co ja mam teraz z tobą zrobić?! - warknął raczej do siebie. - Do swojego stanowiska! Robisz to co wczoraj, pięć kociołków. I nie myśl, że cię za tamto nie ukaram...

- Oczywiście profesorze Snape.

-Uważa pan, że ślub powinien się odbyć? - spytała po dłuższej ciszy. - To już za kilka dni.

- Zależy od jakiej strony na to patrzeć Granger. - wrzucił skórki Boomslanga. - Nie cierpię tych idiotów więc wolałbym, żeby nie zabierali mojego cennego czasu, w końcu moje minuty są policzone. - spojrzała na niego pytająco. Podniósł oczy do nieba. - Tak... będę na tym kretyńskim ślubie i weselu. Minerva mnie zmusiła... - Hermiona postanowiła, że dowiedzie się jak!

- A patrząc od drugiej strony? - zamieszała w kociołku i klapnęła na blat, przy którym on przygotowywał swoje eliksiry.

- Takie chwile są potrzebne. Czasem trzeba się wyrwać od szarej rzeczywistości, w której żyjemy. Nie sądzisz? - obrócił się w jej stronę. Ich spojrzenia się spotkały.

- Coś w tym jest. Nora jest dobrze chroniona. Nie powinni zaatakować? - machała nogami jak mała dziewczynka i wciąż patrzyła na niego.

- Sam byłem jedną z osób, która nakładała zaklęcia obronne. Możesz być spokojna.

- Ta pańska skromność. - sarknęła. Wzruszył ramionami.

- Jedynie jakaś spontaniczna akcja ze strony Czarnego Pana mogłaby mnie zmusić do zdjęcia zaklęć. - uśmiechnął się wrednie.

- I tak dejmowałby je pan tak długo, aż byśmy uciekli. - unisoła brew.

- Nie. Zdejmowałbym je na tyle długo, aby wyglądało to wiarygodnie. - zamyślił się na chwilę, a na jego twarz dostał się złowieszczy uśmiech. - Właściwie... to ciekawie by wyglądało jakbyś dostała klątwą. - zachichotał.

Sevmione - Słodkie kłamstwa...Where stories live. Discover now