ⓍⒾⓍ

4.9K 304 18
                                    

Po przebudzeniu napadły mnie pierwsze wątpliwości. Szybko jednak odsunęłam je od siebie. Nie czas na wahanie. To, co robię, jest ryzykowne, ale może być moją ostatnią szansą na poznanie prawdy, która jest dla mnie bardzo ważna. W końcu dotyczy faceta, z którym jestem związana do końca życia. Jak bardzo bym tego nie chciała. I właśnie to przywiązanie zmuszało mnie do podjęcia ryzyka.

Na umówionym miejscu stawiłam się nieco wcześniej, niż musiałam. Nie wiem, czy ta godzina naprawdę była tak istotna, ale wolałam dmuchać na zimne. Oczywiście Sarze wcisnęłam kit o tym, że znowu czuje się gorzej. Kłamałam, by poznać prawdę. Jeden z absurdów tego świata. Nie chciałam kłamać, ale nie miałam wyboru. Nikomu nie powiedziałam gdzie idę. W końcu, gdyby ktoś się dowiedział na stówe, by mnie nie puścił. A mimo wszystko zależało mi na tej prawdzie. Nawet jeśli okaże się ona bolesna.

W końcu dostrzegłam wilka z blizną. Nic nie mówiąc ruszył przed siebie. Ja oczywiście ruszyłam za nim, po chwili go doganiając. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest sporo ode mnie wyższy. Czy wyglądał na udomowionego? W żadnym wypadku. Wypracowane mięśnie i wiele blizn na ciele świadczyło o tym, że jest wojownikiem. I to zapewne całkiem dobrym.

- Powiesz mi w końcu, gdzie mnie prowadzisz? - zdecydowałam się przerwać panującą między bani ciszę.

- Zaufaj mi. - rzucił krótko, nawet na mnie nie patrząc.

- Mam tak po prostu dać Ci się zaprowadzić w nieznane mi miejsce? - kiedy powiedziałam to na głos, poczułam, że to, co robię jest, naprawdę głupie.

- Przecież cię nie zmuszam. - W końcu łaskawie na mnie spojrzał. - Sama za mną idziesz. Zawrócisz, kiedy zechcesz.

Zmarszczyłam brwi wkurzona. Czyli jestem zmuszona iść na ślepo lub odpuścić. Nie wycofam się. Nie teraz. Pierwszy raz jestem tak blisko prawdy o moim mate. Nie tylko słowa pozbawione dowodu. I bynajmniej nie zamierzałam się teraz podać.

- A powiesz mi chociaż czemu mi pomagasz? - spytałam, nie zamierzając dać za wygraną. W końcu jakiś wiarygodny motyw to też coś.

- Kiedyś byłem tam samo głupi jak Richard. - przyznał, wbijając wzrok w jakiś punkt przed sobą. - I nawet nie chodzi o niego. On jak dla mnie może smażyć się w piekle. Chodzi o to, że nie pozwolę by ktoś znowu tak cierpiał.

- Co to znaczy? - Nie za bardzo rozumiałam, o co może mu chodzić. A przyznam, że mnie zaintrygował.

- Jesteś strasznie gadatliwa, wiesz? - Przyśpieszył kroku, jakby na nowo chciał stworzyć dystans między nami.

- Wiem. - Również przyśpieszyłam. - Nie licz, że tak łatwo zakończysz temat. Jestem hybrydą i nie łatwo mnie przegonić.

- Słyszałem o tobie, wiesz? - Przyśpieszył jeszcze bardziej. - Córka alfy Sophie. Tej, która pogodziła rasy i prowadzi wilkołaki i kotołaki ramię w ramię. Jesteście dosyć znani. Zwłaszcza ty. Jedyna hybryda.

- Nie oceniaj mnie przez pryzmat plotek. - Nie miałam większego problemu z dotrzymaniem mu tempa. - Bywają mocno przesadzone.

- Na to liczę. Bo te mówiące o tobie wyśmieją twoją słabość. - Rzucił się do biegu, a ja na chwilę przystanęłam.

Naprawdę uchodzę za słabą? To znaczy, nigdy nie byłam trenowana ani nic z tych rzeczy. Jednak bez przesady. Byłam jeszcze młoda. Miałam czas na szkolenie i wprawienie się w byciu alfą. No i jedno wiem o sobie na pewno. Jestem silna po matce. I tego nikt mi nie odbierze.

W końcu ruszyłam za nim. Jako krzyżówka byłam szybsza od wilka. Chociaż on górował wytrenowaniem. Więc wyszło na to, że nasze szanse się równają. Starałam się go dogonić, on jednak był ode mnie zwinniejszy. Widać było, że lepiej radzi sobie z pokonywaniem przeszkód. Jak widać wrodzone zdolności to nie wszystko.

W końcu zniknął mi z oczy. Zatrzymałam się, by uspokoić oddech przy okazji się rozglądając. Jednak nigdzie go nie było. Nie miał też zapachu, więc tak go nie znajdę. Kręciłam się wokół własnej osi, wyglądając pewnie jak debil. Mam nadzieję, że nikt trzeci nie był tego świadkiem. Nagle usłyszałam gwizdanie dochodzące z góry. Spojrzałam na koronę jednego z drzew, by dostrzec tam mojego przewodnika. Siedział na gałęzi, uśmiechając się złośliwie. Kiedy z niej zeskoczył, zaczął biec dalej. Na nic nie czekając, ruszyłam za nim.

W końcu się zatrzymał. Stanęłam obok niego, orientując się, że jestem przy samej granicy. Spojrzałam na niego zaskoczona, biorąc kilka głębszych wdechów.

- Trzymaj. - Podał mi dziwny wisior z jakimś amuletem. - To zablokuje twój zapach.

- W co ja się wpakowałam. - jęknęłam, zakładając wisior. Już naprawdę było za późno, żeby się wycofać. A szkoda, bo w tamtym momencie miałam na to wielką ochotę.

- Spokojnie. Gdybym miał cię zabić, już bym to zrobił. A gdybym miał cię porwać, dawno byłabyś już nieprzytomna. - stwierdzi z kamienną miną, na co ja warknęłam. - Co poradzić jestem zadaniowcem. Jak mam coś robić to, to robię. I to właśnie mnie zgubiło pięć lat temu.

- Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - Miałam już dosyć uników. W końcu musiałam poznać prawdę.

- Wataha tych ziem jest bezwzględna i nie cofnie się przed niczym. - oświadczył przekraczając granice. - Wykorzystają każdą okazję do zdobycia potęgi. Poświęca w tym celu wszystko i wszystkich.

- Zgaduję, że Richard nie jest udomowionym. - stwierdziłem, jakby to nie było oczywiste. - Coś tak podejrzewałam. Chociaż to pewnie nie sprawia, że nasz mnie za mniejszą idiotkę.

- Zgadłaś. Jednak dalej nie zgaduj, bo to ci już nie wyjdzie. - stwierdził, krzyżując ramiona na piersi.

- Pozwól, że jednak spróbuję. - Przez chwilę udałam, że intensywnie się zastanawiam. - Niechaj zgadnę. Opowiesz mi teraz, jakąś ckliwą historyjkę jak to poświęciłeś miłość do kotki dla tej watahy. Potem opowiesz mi o wszystkich okrucieństwach, jakich dopuścił się mój mate. A na koniec oświadczysz, że zabił kogoś z mojego rodu.

- Jesteś dosyć daleka prawdy. - stwierdził, uśmiechając się triumfalnie. - Dzisiaj poznasz tylko jeden z jego grzechów. Jednak będzie to ten najgorszy.

- I jakiś jeden występek ma sprawić, że tak bardzo go znienawidzę? - spytałam z kpiną. Jak wcześniej mu wierzyłam, tak teraz robiło się mało wiarygodnie.

- Kiedy już usłyszysz czego się dopuścił w imię alfy, nie nazwiesz tego występkiem. Gwarantuje, że go znienawidzisz.

- Jeszcze się przekonamy. - rzuciłam, ruszając przed siebie. - A teraz ruchy. Nie mamy całego dnia na te pierdoły. Chcę wreszcie dowiedzieć się czegoś konkretnego.

- Cicho. - warknął, łapiąc mnie za ramię. - Lepiej, żeby cię nie poznali. - Naciągnął mi kaptur na głowę, po chwili robiąc to samo ze swoim.

Byłam ciekawa, co takiego może wywołać u mnie aż taką odrazę. Chociaż nie byłam pewna, czy ta ciekawość jest wskazana. W końcu zapewne zaraz usłyszę o masakrze na jakimś niewinnym stadzie czy coś w tym stylu. A przynajmniej tego się spodziewam.

Nie Chciałam Go OdnaleśćWhere stories live. Discover now