ⒾⒾ

9.1K 362 58
                                    

Nie minęło kilka minut, a my już staliśmy przed budynkiem szkoły. Dobry humor nie miał w planach mnie opuścić. Uśmiechałam się szeroko, co spotkało się z pogardliwym spojrzeniem jednej z dziewczyn z klasy. Szczerze wywalone. To tylko człowiek.

- To o dziewiętnastej pod domem watahy mieszańców? - dopytał Lucas.

- Pewnie. - Viktori najwyraźniej również trzymał się dobry nastrój.

- To się widzimy. - rzuciłam i przytuliłam przyjaciółkę na do widzenia.

Wraz z Lucasem wsiedliśmy do jego auta. To gamoń, ale prowadzi całkiem nieźle. No a ja? Powiedzmy, że jazda to nie moja specjalność. Już po chwili byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta i ignorując kuzyna, weszłam do domu. Po drodze minęłam kilku mieszkańców. Atmosfera panującą w stadzie była dosyć luźna. W miarę lubię to miejsce. Nagle zauważyłam mamę w towarzystwie swoich dwóch bet. Tak dwóch jeden kotołak i jeden wilkołak. A kto bogatemu zabroni? Mama wyglądała dosyć imponująco. Kobieta o wyraźnych mięśniach i metrze osiemdziesiąt wzrostu na płaskich podeszwach. Szczerze mam nadzieję być jak ona. Podeszłam do niej, stwierdzając, że od razu zapytam o wieczorne wyjście. Nie będę jej przecież potem szukać jak głupia. Dom watahy jest naprawdę spory. Dziesięciopiętrowa halastra, w której naprawdę można się zgubić. A co do pytania to muszę to zrobić. Głównie jako członek watahy. Bez pozwolenia Alfy nikt nie może opuszczać granic terytorium. No i co by nie było, dorosła nie jestem.

- Hej mamo mam sprawę. - podeszłam do niej, zagradzając jej drogę.

- Co jest? - spytała, podając jednej z bet jakąś teczkę. Następnie gestem dłoni pokazała obu betą by odeszły. Te posłusznie wykonały polecenie.

- Mogę dzisiaj wyjść poza teren watahy? - spytałam, uśmiechając się maksymalnie niewinnie.

- Zgoda. Tylko napisz, jakbyś miała nie wrócić na noc. Bo inaczej tata oszaleje. - stwierdziła odwzajemniając mój uśmiech.

Ona jest serio super. Nie zgrywa nadopiekuńczej mamuśki, chociaż zdarza jej się nadmiernie martwić. Jednak to normalne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak poznała tatę. Ja po porwaniu mogłabym nie mieć tyle szczęścia co ona. Za to tacie zdarzało się przesadzać. Jednak to cecha typowa dla kotołaków. Które zazwyczaj mają jedno, dwa rzadziej trzy młode.

Nagle całkiem znikąd pojawił się tata. Objął mamę w taki i pocałował ją w policzek. Mama zaśmiała się na to lekko.

- Jesteście obrzydliwi. - rzuciłam, po czym pobiegłam na górę.

Szczerze. Rodzice wyidealizowali obraz więzi, który miałam w głowie. Byli iście idealną parą. Zawsze się wspierali i akceptowało w sobie wszystko. I mieli do siebie sporo dystansu. Widać było, że więź się nie pomyliła, w ich przypadku. Bardzo chciałam, by mój mate też taki był. Chociaż tata wyglądał nieco marnie przy mamie. Byli dokładnie tego samego wzrostu a mama była umięśniona nawet chyba trochę lepiej. To jednak zdało się im nie przeszkadzać. A tata wcale nie czuł się mały przy mamie. Chociaż zdarzali się odważni, którzy naśmiewali się z faktu, że mama nigdy nie ubierze szpilek. A co ona na to? A po co nam nosić to niewygodne cholerstwo? Słowem mamie w ogóle nie przeszkadzał fakt, że tata to omega. Kochała go właśnie takiego, jakim jest. Oby i mój był tak kochany.

Weszłam do pokoju i od razu zaczęłam przeszukiwać szafę. Wypadałoby w końcu jakoś wyglądać. W końcu wywaliłam całą zawartość szafy na podłogę. Jakim prawem tego jest tyle, a jak przyjdzie co do czego to nie mam co ubrać? No, ale jak trzeba sprzątać, to się wydaje, że tego jest nieskończona ilość. Jakie życie jest okrutne.

- Planujesz zjeść obiad czy dalej będziesz grzebać w szafie? - zapytała Liana, stając rozbawiona w drzwiach.

- Już idę. - odwróciłam się w jej stronę i ruszyłam do kuchnio jadalni.

Na szczęście na piętrze rodziny alfy było wszystko. Inaczej chyba bym się zajechała, chodząc po schodach. No i w życiu nie dopchałabym się do lodówki. Już całkiem pomijając fakt, że i tak wiecznie są tak tłumy. I tym razem nie mogło być inaczej. Spojrzałam na swoje rodzeństwo.

Ethan i Lexin najstarsze bliźniaki siedziały i w spokoju jadły kurczaka. Nicolaj wgapiał się w telefon, siedząc przy stole. Liana weszła ze mną i aktualnie czekała aż tłum się trochę rozejdzie. Leo, Bridget i Carlos jak zawsze wybrzydzali. Trojaczki to jednak mają jeden mózg na spółę, a najmłodszej Ester jakoś nie było. Pewnie stwierdziła, że nie ma nic do jedzenia. Skrzywiłam się, po czym stwierdziłam, że zjem na mieście. Ten jeden raz chce sobie odpuścić tę błazenadę. Chyba muszę uświadomić rodzicom, że istnieje coś takiego jak antykoncepcja. Bo jak można spłodzić dziewiątkę dzieci w tak krótkim czasie?!

Wróciłam do pokoju, ponownie nachylają się nad stertą ubrań. W końcu udało mi się coś wybrać. Białe obcisłe rurki z dziurami na kolanach i obcisłą granatowa koszulka odkrywająca cienki pasek brzucha. Nic wystawnego jednak na imprezę w klubie styknie. Poza tym nie chwaląc się, moje ciało robi robotę. Do tego dobrałam biżuterię i byłam już praktycznie gotowa. Co teraz? A tak buty! Tylko jakie. Płaskie czy jakieś wyższe. Potem jednak przypomniałam sobie ostatnią imprezę. No tak, mało stopy mi nie odpadły. Poszłam za radą mamy i ubrałam zwykłe białe trampki. Pieniądze schowałam za obudowę telefonu, a ten włożyłam do kieszeni. Najwyżej potem wepchnę go do torebki Viki. Bo ja szczerze ich nie lubię. A na pewno nie na imprezy. Wyszłam z pokoju. Stwierdziłam, że zejdę już na dół, bo na pewno ktoś przyjdzie za wcześnie.

- Gdzie się wybierasz? - za plecami usłyszałam głos Ethana. Nie na super.

- Wychodzę. I dla twojej zasranej informacji mama wie i się zgadza. - stwierdziłam, nawet się do niego nie odwróciłam.

- Tylko żebym znowu nie musiał udawać ojca jak ostatnio. - prychnął rozbawiony. Będzie mi to wypominał do końca życia.

- Dobra będę ostrożna. Obiecuję. - oświadczyłam i skierowałam się w stronę schodów.

- Ubierz kurtkę. - rozkazał Ethan. Wszedł do mojego pokoju i wyszedł, po chwili rzucając we mnie czarną skórzaną kurtką. - Bo ja na pewno nie będę chodził do szkoły, kiedy ty leżysz sobie w domu w ciepłym łóżku.

- Jasne idioto. - rzuciłam, wkładając kurtkę. - Zadowolony?

- Tak. I żaden idiota tylko twój starszy brat i przyszły alfa. - oświadczył jak zawsze dumny ze swojej pozycji.

- A idź, się utop w papierach. Mama na pewno nie obrazi się za twoją pomoc. - rzuciłam i zbiegłam po schodach.

Na szczęście już nikt mnie nie zaczepił. Matko, żeby rodzice w końcu któregoś z nas odesłali. Nawet mnie mogą. Byle odpocząć od tego motłochu. Wyszłam przed budynek i skierowałam się na parking. Na szczęście Lucas już czekał oparty o samochód.

- Hej. Byłabym szybciej, gdyby nie ten dupek nasz przyszły alfa. - oświadczyłam, stając obok niego.

- Spoko. I tak jesteś pierwsza. - otworzył auto i wsiadł do środka. Ja zajęłam miejsce pasażera z przodu.

Na szczęście reszta ferajny zjawiła się względnie szybko. Na nic nie czekając, ruszyliśmy w drogę. Zapowiada się naprawdę udany wieczór.

Nie Chciałam Go OdnaleśćWhere stories live. Discover now