5.9K 318 49
                                    

Zataczałam duże koła w pokoju. Pełnia księżyca jest już dzisiaj, a mnie roznosiła energia, której nijak nie umiałam spożytkować. Nie mogłam nawet wyjść pobiegać, bo byłam zamknięta w domu jak w więzieniu, które tak w ogóle zdawało się strasznie małe. Jakby mój pokój zrobił się o połowę mniejszy. Brałam głębokie oddechy, by nieco się uspokoić. Jednak nic zdało się nie pomagać. Jak zresztą podczas każdej pełni. Księżyc zaczyna na nas oddziaływać w wieku trzynastu lat i z każdą pełnią jest coraz gorzej. Aż do pierwszej przemiany. Doszłam do momentu, kiedy mam ochotę biegać po schodach bez wytchnienia... I to chyba nie jest taki zły pomysł.

Wyszłam z pokoju i weszłam na schody. Zaczęłam biegać z góry na dół. Pewnie wyglądałam jak wariatka, ale zwisało mi to. Niech sobie myślą co chcą. Jestem zbyt nabuzowana żeby o tym myśleć. Pokonywałam kolejne stopnie, co pewnie można było usłyszeć w całym domu. Byłam mało delikatna przez co w domu niósł się straszny huk.

- Uspokój się wreszcie. - nagle znikąd pojawił się Nicko. - To nic nie da. Będziesz się tak czuła aż do przemiany. - oświadczył, odchodząc w kierunku swojego pokoju.

Może to i nic nie da jednak, ja muszę coś ze sobą zrobić. Przecież nie będę leżeć i czekać na pełnie. Prędzej eksploduje. I jeszcze on... Widziałam go przed oczami, kiedy tylko zamykałam oczy. Wyglądał niesamowicie seksownie. Jego idealnie ułożone włosy. Dobrze zbudowane mięśnie. W mojej głowie pozbywał się koszulki i rzucał się na mnie. Pożądał jak nikt przed nim. I to było okropne. Czułam podniecenie bez wyraźnego powodu. Przecież to tylko sprośne myśli, które tak w ogóle były momentami paskudne.

- Weź zimny prysznic. - oświadczyła Lexin mijając mnie na schodach. - To zawsze pomaga.

I wreszcie jakiś plus posiadania dużej rodziny. Zawsze znajdzie się ktoś bardziej doświadczony. I to dosłownie znikąd. Po prostu pełna chata. Wbiegłam na górę i weszłam do swojego pokoju, po czym od razu udałam się pod prysznic.

Zrzuciła z siebie przepocone ubranie i weszłam do kabiny prysznicowej. Puściłam lodowatą wodę, by nieco się ocucić. Potem puściłam gorącą, by ulżyć spiętym mięśniom. Każdy przechodzi pierwszą przemianę w nieco inny sposób. Jedni tego nie odczuwają, a dla innych to udręka. U mnie nie było jeszcze najgorzej. Bolały mnie stawy i kości, ale oprócz tego zwykłe objawy pełni. Co do myśli erotycznych to wina więzi, więc ich nie zaliczam. Stanęłam pod strumieniem wody i zamknęłam oczy, czego szybko pożałowałam. Ponownie uderzyły mnie niestosowne obrazy. To było okropne.

~ Spędzimy pełnię razem. - odezwał się głos w mojej głowie, a ja mało nie padłam na zawał.

~ Czyli się przemieniasz. - oświadczyłam, gdy udało mi się uspokoić. ~ Nie mogę. Rodzice trzymają mnie pod kluczem.

~ No nie mów, że wolisz siedzieć w domu z rodziną niż przemienić się ze mną w lesie.

Oczywiście, że wolałam być z nim. Więź ciągła mnie w jego stronę. A im bliżej było pełni, tym silniejsza potrzeba bycia przy nim. Jednak nie mogłam sprzeciwiać się woli alfy. To nie leży w mojej naturze.

~ Wolę być z tobą. - przyznałam zgodnie z prawdą. ~ Jednak nie mogę. Bardzo mi przykro.

Nie chciałam go olewać. Zwłaszcza że go też do mnie ciągło. I to bardzo mocno. Jednak nie mógł zbliżyć się do domu watahy. Zgodnie z paktem pokojowym udomwieni do osiągnięcia pełnoletności mogli przemieniać się na terenie watahy. Nie mogli jednak zbliżać się do domu watahy na odległość mniejszą, jak kilometr. To było takie zabezpieczenie na wszelki wypadek. Było mi głupio, jednak pocieszałam się tym, że to nie do końca moja wina. To nie przeze mnie akurat teraz zaczyna się wojna.

~ Jeśli zmienisz zdanie, będę w lesie.

Westchnęłam cicho, wychodząc spod prysznica. Było mi go cholernie szkoda. Jednak hej, skoro całe życie uczą go, tłumić instynkt to da sobie radę. To znaczy mam taką nadzieję. Inaczej może zrobić coś bardzo głupiego.

Ubrałam się i postanowiłam jeszcze pobiegać. Kiedy tylko wyszłam z pokoju wpadłam na Lexin. Ona mnie śledzi czy jak?

- Nie nakręcaj się tylko leż. - rozkazała, niemal wpychając mnie do pokoju. Cholerna alfa.

- Łatwo ci mówić. - stwierdziłam, kierując na nią wściekłe spojrzenie. - Ty mogłaś biegać po lesie przed przemianą.

- Nie przeżywaj. - rzuciła i odeszła zamykając za sobą drzwi. Ja ją kiedyś uduszę. Przysięgam.

Z braku lepszej możliwości położyłam się na łóżku i odpaliłam serial. Miałam dosyć długą listę rzeczy do obejrzenia, więc na braki nie narzekałam. Szybko coś wybrałam i skupiłam się na fabule. Leżałam tak wpatrzona w monitor laptopa, póki na zewnątrz nie zrobiło się całkiem ciemno.

W końcu nie wytrzymałam i zeszłam z łóżka. Pokusa wyjścia stąd była taka silna. Tłumiłam ją tak długo, że zaczynało brakować mi sił na dalszą walkę. W takich momentach podziwiam udomowionych za tak wielką siłę woli. Chciałam już tylko stąd wyjść i go zobaczyć. Dotknąć, poczuć jego zapach i usłyszeć jego seksowny głos. Tylko tyle chciałam i tylko o tym byłam aktualnie w stanie myśleć.

Zresztą walić to wszystko. Żyje się tylko raz a mate ma się tylko jednego. Otworzyłam okno i przez nie wyskoczyłam. Spadłam na ziemię, przy czym przewróciłam się wykonując przewrót w przód. Dałam radę tylko przez pełnię o więź mate. No i pewnie pierwsza przemiana też nieco mi pomogła.

Zaczęłam biec do przodu, starając się omijać strażników. Nie uśmiechało mi się, dostać opierdziel bez nagrody, którą rzecz jasna było spotkanie z Richardem. Matko, nawet jego imię jest doskonałe.

Po chwili biegłam już lasem. Jeszcze w życiu nie byłam aż taka szybka. Wszystko, co mnie teraz napędzało, dało niezły pokaz. Prowadziły mnie jedynie nos i instynkt. Miałam nadzieję, że te wiedzą co robią. W końcu ja tu nie przyszłam pobiegać! Znacznie oddaliłam się już od domu watahy, kiedy usłyszałam jak ktoś mnie godni. Po chwili leżałam już na ziemi. Wzięłam zamach, nie będąc pewna kto mnie powalił.

- Spokojnie skarbie. - mój mate złapał mnie za nadgarstki. - To tylko ja.

- Kurwa. Mógłbyś zacząć pachnieć. - rzuciłam oburzona, wyrywając mu swoje ręce.

- Wiedziałem, że przyjdziesz. - rzucił, ignorując moją uwagę. - Też nie mogłem bez ciebie wytrzymać.

W tym momencie najpewniej zrobiłam się czerwona jak dojrzały pomidor. To było upokarzające. I jeszcze ta pozycja, w której teraz się znajdowaliśmy.

Leżałam plecami na ziemi, a ten siedział na mnie okrakiem. Wpatrywał się w moją twarz. Widziałam, że stara się, nie patrzeć w dół. Jednak jego oczy co chwilę z nim wygrywały.

- Może ze mnie zejdziesz? - zaproponowałam, czując się obrzydliwie głupio.

- Oł wolisz być na górze? Rozumiem. - wstał ze mnie, po czym podał mi dłoń, żeby pomóc mi wstać.

To było obrzydliwe. Czy on myśli tylko o jednym? Jakoś inaczej wyobrażałam sobie udomowionego. Sama podniosłam się z ziemi. Spojrzałam na niego by go skarcić, jednak nie mogłam. Jedno spojrzenie w jego dwukolorowe oczy i nagle uchodziła ze mnie całą złość. Patrzyłam jak błądzi wzrokiem po mojej twarzy, aż nagle zatrzymuje się na moich ustach. Po chwili wbił się w nie swoimi. Nie protestowałam, nie tym razem. Oddawałam jego pocałunki, a ten przycisnął mnie do jednego z drzew. I znowu byliśmy w tym samym punkcie co ostatnio. Tym razem jednak nie zamierzałam uciekać...

Nie Chciałam Go OdnaleśćWo Geschichten leben. Entdecke jetzt