ⓍⓋⒾⒾ

5.2K 305 10
                                    

Rano obudził mnie budzik. Od tak dawna nie słyszałam tego szatańskiego urządzenia. Nienawidziłam go. A kiedy tylko słyszałam ten dźwięk, miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. No, ale cóż. Jak mus to mus. Poza tym sama tego chciałam to mam. Leniwie podniosłam się z łóżka i przeszłam do łazienki. Dalej byłam w szoku, po tym co wczoraj się wydarzyło. Jednak Ethan na żadnego wilka się nie skarżył. Więc to musiał być tylko przypadek. A przynajmniej tak sobie wmawiałam, żeby czuć się lepiej.

Wzięłam prysznic i się przebrałam. Zwykłe czarne rurki i golf powinny dać rade. Zwłaszcza, że dzisiaj zacznie się koncert kłamstw. W końcu oficjalnie byłam chora. Tak samo, jak trojaczki. I zresztą wszyscy z rodziny, którzy chodzili do szkoły. Ach ten sezon grypowy. Nie zna litości dla nikogo.

Złapałam jeszcze za plecak i przeszłam do kuchni. Na szczęście reszta rodzinki jeszcze spała. Oni zdecydowanie nie byli tak chętni, by wracać do szkoły. I całe szczęście. Przynajmniej mam trochę świętego spokoju z rana. A to rzadki luksus. Otworzyłam lodówkę w nadziei na to, że znajdę tam coś konkretnego. O dziwo się nie zawiodłam. Było mleko, a jak wiadomo mleko to podstawa. Jestem w nim szczerze zakochana. Mogę wypić i zjeść niemalże wszystko pochodzenia mlecznego. Chociaż nadmiar mleka jest ponoć niezdrowy. No, ale kto by się tam tym przejmował. Gdybym miała słuchać tych wszystkich rad dietetyków i wielkich znawców to jadłabym kostki lodu. Zalałam płatki mlekiem i zrobiłam sobie kakao. Jestem chyba jedyną osobą na świecie, która preferuje takie połączenie. No, ale co zrobię. Jestem, jak to zwykłam mawiać, nie dziwna a wyjątkowa. Poza tym biorąc pod uwagę czym jestem, to moje dziwactw żywieniowe to moje najmniejsze odchyły od normy.

Szybko pochłonęłam śniadanie i ruszyłam do wyjścia. Po drodze minęłam jeszcze ledwo żywego Ethan, którego najpewniej obudziły moje trzaski. Jestem tak wredną istotą, że nie mogę nic robić po cichu, nawet kiedy inni śpią. Jeśli ja nie mogę spać, to inni też nie będą.

Ruszyłam do szkoły przez drogę leśną. Lucas jeszcze spał i szczerze nawet nie był pewna czy idzie dzisiaj do szkoły. Chociaż ciocia Sue pewnie go ciśnie. Przy nim jednak nic nie wiadomo. Włożyłam słuchawki do uszu, żeby odciąć się od świata. Cały czas nie mogłam pozbyć się wrażenia, jakby ktoś mnie śledził. Nawet nie próbowałam się zatrzymać czy sprawdzić co się dzieje. Po prostu nie chciałam wiedzieć. Przyśpieszyłam kroku i po chwili byłam już na miejscu. Chyba pierwszy raz w życiu cieszyłam się z tego, że jestem w szkole.

Szłam przez długi korytarz, rozglądając się uważnie. Nie nic się nie zmieniło. To samo paskudne światło, mdły zapach i dziwni ludzie. Chociaż czego ja się spodziewałam. Mama twierdzi, że za jej czasów szkoła wyglądała zupełnie tak samo. Więc cóż takiego mogło zmienić się przez te kilka tygodni?

- Wreszcie jesteś. - za moim pleców dobiegł charakterystyczny pisk mojej przyjaciółki.

Sara nie była zmiennokształtną. Była zwykłą dziewczyną ze zwykłymi nastoletnimi problemami, których czasem jej zazdrościłam. Zawsze chodziła szeroko uśmiechnięta. Praktycznie zawsze ciemnobrązowe włosy pozostawały w nieładzie, a zielone oczy były pełne życia.

- No wreszcie poczułam się trochę lepiej. - przyznałam, odgarniając włosy z twarzy.

- Wszystko okej? Wyglądasz na zmartwioną. - wbiła we mnie to swoje podejrzliwe spojrzenie.

- Tak... Po prostu trochę mnie nie było i martwię się, że dużo mnie ominęło. - nigdy nie byłam geniuszem kłamstwa. Dlatego też powiedziałam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy.

- Nie jest źle. Chociaż pewnie każe napisać ci sprawdzian z matematyki. - przyznała brunetka, ruszając ze mną w stronę sali, w której mieliśmy mieć matematyke.

Całkiem zapomniałam o tym, że ominął mnie sprawdzian z matematyki. A oczywiście cudowna nauczycielka każe pisać ci sprawdzian od razu, kiedy wrócisz. Oczywiście nie mam jej tego za złe. To nie jej wina, że jestem kompletną idiotką nierozumiejącą matematyki. Poza tym nic straconego. U niej można poprawiać do skutku tak więc jakoś dam radę.

Weszłam do sali, a nauczycielka zdała się od razu wyłapać mnie w tłumie. Mimo, że uczyła kilka klas, zdała się kojarzyć nas wszystkich. Więc zawsze wiedziała, kto nie pisał sprawdzianu. Nic nie mówiąc, po prostu usiadłam w pierwszej ławce i odebrałam kartkę ze sprawdzianem. Przeczytałam pierwsze polecenie i coś mi tam niby świtało no, ale nie do końca. Ostatecznie rozgrzebałam każde zadanie i pod koniec lekcji oddałam kartkę, modląc się o dwa.

- I jak? - Sara podbiegła do mnie, kiedy opuszczaliśmy sale.

- Powiem tak. Jest jak zawsze. Czyli niby jakaś szansa na to dwa jest, ale jednak niewielka. - stwierdziłam rozbawiona. Oczywiście, że nie uśmiechało mi się biegać i poprawiać, ale przecież nie będę wszczynała dramatów z powodu oceny. - Co mamy teraz?

- Wychowanie fizyczne moja droga. - oświadczyła z szerokim uśmiechem. - Więc mnie goń. - rzuciła się biegiem w kierunku sali.

Ja od razu ruszyłam za nią. Pewnie wyglądałyśmy jak idiotki, ale co z tego? Skoro bawimy się świetnie. W końcu wpadłyśmy do szatni, w której byłyśmy same. Reszta dziewczyn zapewne zajęła drugą szatnię. No i całe szczęście. Ja nie ćwiczę na w-f. Według rodziców to zbyt niebezpieczne. Adrenalina, przemiana i te sprawy. Więc przez godzinę będę się nudzić.

- Za dobrze Ci. - rzuciła dziewczyna, zmieniając koszulkę.

- Mogłabyś nie ćwiczyć. Co ja będę sama siedzieć? - spytałam, bezczelnie przeszukując jej torbę w poszukiwaniu leginsów, które w końcu znalazłam i jej podałam.

Zwykle ktoś jeszcze ze mną nie ćwiczy, ale nie dzisiaj. Viki również się nie pojawiła. Lucas pewnie nadal śpi. No a Carol ma, teraz pewnie wow czy inne polityki.

- Wybacz. Jak znowu nie będę ćwiczyć, to dostanę jeden. No, a zagrożenie na koniec z w-f brzmi mało zachęcająco. - przebrała jeszcze szybko spodnie i była gotowa.

- Dobra chodźmy już.

Przeszłyśmy na salę, gdzie trener zarządził, że dzisiaj ćwiczymy za zewnątrz. Całą grupą przeszliśmy na boisko szkolne. Ja usadowiłam się na trybunach i przyglądałam się, jak reszta wylewa siódme poty.

Nagle moją uwagę przykuł nieznajomy mi chłopak, który stał nieopodal. Nie przyglądał się jednak grze w kosza. Patrzył na mnie. Co w cale nie sprawiło, że czułam się pewniej. Kiedy lepiej mu się przyjrzałam zauważyłam bliznę przechodzącą przez wargę. Więc od razu mogłam obstawić, że to ludzka forma wilka, którego spotkałam wczoraj.

Cała się spięłam i zeszłam z trybun. Pod pretekstem pójścia do toalety wróciłam do szkoły. Dopiero tam nieco się rozluźniłam. To znaczy, że to nie był przypadek. Ten wilkołak naprawdę za mną chodzi.

Nie Chciałam Go Odnaleśćحيث تعيش القصص. اكتشف الآن