Rozdział 4.

330 28 2
                                    

Czy chociaż przez chwilę nie mogłam posiedzieć w spokoju? Czy wszyscy uwzięli się na mnie tamtego dnia? Pewnie jakiś kot łaził po dachu, lub jakiś większy ptak. Nawet zwierzęta nie miały dla mnie litości. Zapanowała grobowa cisza, lecz po chwili znowu słyszałam jakieś obijanie się o dachówki. Szczerze mówiąc, trochę się przestraszyłam. Mimo swojego strachu podeszłam do okna, bo musiałam mieć pewność, że nikt nie czyha na moje życie. Też sobie wymyśliłam. Będąc prawie pod oknem ujrzałam za roletą kształt ludzkiej sylwetki. Szybko się cofnęłam, a wtedy intruz zapukał w okno. Serce podskoczyło mi do gardła, bo nie miałam zielonego pojęcia, kto to mógł być. Wzięłam się w garść, podeszłam tam i podniosłam roletę. Ashton? Otworzyłam okno i z niedowierzaniem wystawiłam głowę na świeże powietrze.

- Co ty tu kurde robisz? – Serce waliło mi jak oszalałe, co on sobie myślał. Chciał, żebym zeszła na zawał?

- Chciałem podziękować, że zostałaś. – Z wrażenia prawie wypadłam przez okno. On chciał mi podziękować? Prawie umarłam ze strachu!

- Nie miałam innego wyjścia, więc nie wiem czy jest za co dziękować. – Skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Mam lody – uniósł do góry reklamówkę z dwoma pudełeczkami. – Pogadamy? – Zrobił trochę żałosną minę, ale nie byłam taka jak on, więc się zgodziłam.

Wyszłam przez okno i usiadłam na dachu, gdzie często spędzałam czas jako dziecko.

Szatyn wyjął pudełka z jednorazówki i podał mi jedno z nich. Miętowe, moje ulubione. Najpierw ciasto marchewkowe, teraz lody miętowe… On i Diana mieli najwidoczniej bardzo dobre wyczucie.

- Mam nadzieję, że chociaż trochę trafiłem w twój gust. – Uśmiechnął, chociaż wyszło na to, że bardziej się skrzywił.

- Trafiłeś idealnie, to moje ulubione. – W tym czasie dał mi jeszcze plastikową łyżeczkę. Zdjęłam więc wieczko z lodów i wbiła w nie biały, plastikowy sztuciec.

- Serio? Ja to jednak jestem świetny. – Parsknęłam śmiechem wypluwając przy okazji trochę lodów.

- Masz jakieś wątpliwości? – Ściągnął brwi w udawanym niedowierzaniu.

- Jakoś na razie niczym takim się nie wykazałeś – wzięłam kolejną porcję deseru do ust.

- Oj nie bądź już taka niemiła. Wiem, źle cię potraktowałem na początku, ale zapomnijmy o tym, ok? Niech wszystko będzie normalnie.

- A to niby dlaczego? – Musiałam to z niego wyciągnąć.

- Wiesz, przyda mi się jakaś osoba, która będzie po mojej stronie, zbyt wielu już narobiłem sobie wrogów, muszę z tym skończyć. – Westchnął. Ok, zabrzmiało wiarygodnie.

- No dobrze, niech ci będzie panie doskonały Irwin. – Szeroko się uśmiechnął na dźwięk moich ostatnich słów, a niech się cieszy, głupi. – No to co z tym twoim zainteresowaniem muzyką?

- Muzyka jest ze mną od dziecka i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nawet mam zespół z przyjaciółmi.

- Ooo, naprawdę? To świetna sprawa. – Wydawał się kim, kto nie ma konkretnej pasji, ani celów w życiu. Nie mogłam wywnioskować niczego innego po jego sposobie bycia, codziennie arogancki, w dodatku uważający się za pępek świata, aż do dzisiaj, kiedy po raz pierwszy normalnie rozmawialiśmy.

- Gramy w moim garażu, to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła. A ty, masz jakieś hobby?

- Nie powiem, że czytanie książek, bo nawet nie wiem, czy można to zakwalifikować do kryterium hobby, ale tak poza tym, lubię pisać. Może jeszcze kiedyś odkryję jakąś pasję, o której teraz nie mam zielonego pojęcia. – Wzruszyłam ramionami i zatopiłam łyżeczkę w masie, która powoli zaczynała się roztapiać. – Jaki masz smak lodów? – Zapytałam.  

We all need to fight for something // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now