Rozdział 1.

533 28 1
                                    

Siedziałam w ogródku i czytałam jedną z moich ulubionych książek, kiedy ktoś położył mi lodowatą dłoń na ramieniu. Przeszedł mnie niemiły dreszcz i szybko odwróciłam się do osoby, która to zrobiła. To był mój tata, patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.

- Chodź do kuchni, musimy wszyscy poważnie porozmawiać. – Westchnął, był smutny, słyszałam to w jego głosie.

Podążyłam za nim do kuchennych drzwi i weszłam do pomieszczenia oświetlonego sztucznym, żółtym światłem żarówek. Usiadłam na jednym z krzeseł przy stole i rozejrzałam się po niewielkim pomieszczeniu. Mojego brata jeszcze nie było i wątpiłam, żeby w ogóle się pojawił. Nigdy go nie było, włóczył się gdzieś z kolegami.

- Powiecie mi co się stało? – Spojrzałam na rodziców, na ich zmartwione miny, aż zrobiło mi się smutno. Pewnie znowu chodziło o pieniądze.

- Obawiam się, że będziesz musiała znaleźć sobie pracę, bo inaczej z twoich przyszłorocznych studiów nici. – Westchnęła, spojrzała na tatę i lekko się do niego przytuliła.

- Dobrze, rozumiem. Znowu nam się nie powodzi – odłożyłam książkę na stół, zasunęłam krzesło, spojrzałam jeszcze raz na rodziców, serce mi się krajało, kiedy widziałam ich w takim stanie. Robili co mogli, by żyło nam się dobrze, ale nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak się tego chciało.

Tata znowu stracił pracę, ale wiedziałam, że już szukał kolejnej. Przyszedł czas na mnie. Jeśli uda mi się uzbierać wystarczająco dużo pieniędzy, będę mogła pójść na studia i w końcu zajmę się moją książką. Miałam nadzieję, że powieść powstanie, a ja spełnię swoje życiowe marzenie.

Weszłam do swojego pokoju i od razu usiadłam na łóżku ściągając z siebie lekko za duży sweter, który przy okazji naelektryzował mi włosy. Gdzie miałam znaleźć pracę? Jaką? Opadłam na łóżko i patrzyłam na śnieżnobiały sufit. W końcu nikt nie powiedział, że życie będzie proste.

Zakryłam się kołdrą po sam nos i poszłam spać. Postanowiłam pomyśleć o tym wszystkim następnego dnia, kiedy pod drzwiami będzie leżeć gazeta, a w niej będą jakieś oferty pracy. Wzięłabym każdą pracę, ale nie ukrywałam, że chciałam znaleźć coś, przy czym nie zanudziłabym się na śmierć.

Rano zeszłam na śniadanie i już prawie zapomniałam o wczorajszej rozmowie, kiedy tata położył mi poranną gazetę obok talerza.

- Nie marnuj czasu – poszedł do salonu i usiadł w swoim ulubionym fotelu, który był w naszym domu od kiedy sięgam pamięcią, wydawało mi się, że mógł należeć do dziadka. Pewnie pamięta jakieś zamierzchłe czasy, o których ja nie miałam zamiaru nawet myśleć, musiałam skupić się na teraźniejszości.

Rozłożyłam gazetę na stole, jedną ręką przewracałam kartki, w drugiej trzymałam tosta. Fascynujące zajęcie, idealne podczas śniadania…

- Mamo, dasz mi kluczyki od samochodu? – Pytając o to, miałam pełne usta, więc matka skarciła mnie wzrokiem.

- Trzymaj, tylko nie spowoduj jakiegoś wypadku. – Położyła kluczyki na stole, które cichutko zabrzęczały, lubiłam ten dźwięk.

- Mamo, mam dziewiętnaście lat, poza tym umiem prowadzić. Poradzę sobie. Nie jestem dzieckiem, w końcu szukam pracy, prawda? – Upiłam trochę soku pomarańczowego i wróciłam na górę, by się ubrać, uczesać i lekko podmalować.

Założyłam czarne spodnie, lekko rozciągnięty sweter i moje znoszone, ale najukochańsze na świecie czarne trampki. Włożyłam portfel oraz dokumenty do torebki i zbiegłam ze schodów, jakby każda minuta, a nawet sekunda ważyła na moim życiu.

We all need to fight for something // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now