Rozdział 15

33.5K 2.8K 1.6K
                                    

To było chłodne popołudnie. Z nieba spadały krople deszczu, przez co Sydney stawało się smutnym, szarym i nic nie wartym miastem. Właściwie, wszystko się zgadzało, a przynajmniej w moich oczach, w moim mniemaniu. Odkąd spadła na mnie masa nieszczęść i zmieniłam zawód na czarnego kota, zwiastujące pecha, uważałam to miasto za nudne i pełne rozczarowań. Nie umiałam odnaleźć się w żadnym miejscu. Przypominałam przybłędę z genami marudy. Boże... jak wiele się zmieniło, jak ja się zmieniłam.

Kiedyś spacerowałam tymi samymi ulicami z mamą. Mojego nastroju nie była w stanie zepsuć nawet burza. Wskakiwałam w kałużę, uznając to za całkiem niezłą zabawę. Mama wówczas wrzeszczała na mnie, kiedy zdarzało mi się ochlapać ubranie. Zazwyczaj pędziłyśmy wtedy w ważne miejsce, gdzie wymagano ubrań bardziej oficjalnych. Byłam zbyt mała, aby zrozumieć powagę sytuacji. Tęsknie za tym, za beztroskim życiem, które los odebrał mi tuż po wypadku. Musiałam szybko dorosnąć i podejmować dojrzałe decyzje. W tym momencie czułam, jakbym wróciła do czasów, kiedy popełniałam non stop błędy, a mama miała za zadanie wszystko naprawić. Różnicą był brak mamy i fakt, że muszę radzić sobie sama.

Zaczęło się ściemniać, jednak pomimo deszczu oraz nadchodzącego wieczoru, nie ruszyłam się z ławki, na której spędziłam ostatnio więcej czasu niż we własnym mieszkaniu. Dzisiaj zdecydowałam, że to ostatni raz, kiedy moja stopa stanęła na tym cmentarzu, przy tym grobie. Postanowiłam położyć kres smutkom i żałobie, która nie chciała mnie opuścić od ponad pół roku. 

Moje ubrania całkiem przemokły. Makijaż spływał po mojej twarzy wraz z kroplami wody. Mogłabym wreszcie zaopatrzyć się w wodoodporne kosmetyki bądź parasolkę, chociaż deszcz - tak samo, jak kilka lat temu - wcale mi nie przeszkadzał, a nawet sprzyjał. Halloween dopiero nadchodziło, a ja wyglądałam, jakbym obchodziła to święto codziennie. Słowo daję, gdyby ktoś mnie zobaczył, zapewne wystraszyłby się na śmierć.

Nie płakałam, bo już dość łez wylałam. Smutek nie widniał na mojej twarzy, żadnego żalu, rozczarowania, niczego, jakbym nagle straciła emocje, towarzyszące mi zawsze uczucia. Pogodziłam się z tym, że czasu nie da się cofnąć, a niektórzy ludzie muszą odejść. Chciałabym mieć na to wpływ, ale jest to niemożliwe. Nikt nie decyduje o czyimś odejściu oprócz Boga. Każdy ma swoją świeczkę, która w pewnym momencie gaśnie, a z nią wygasa nasze życie. Taki już jest los, taka jest natura. Świat rządzi się prawami, a my musimy na nie przystawać, czy nam się to podoba czy może nie.  

Westchnęłam cicho po raz enty już patrząc na inskrypcję. Wyryte na nagrobku nazwisko Ashtona chyba zamierzało dręczyć mnie do końca życia. Jego nie da się zapomnieć, żadnego spędzonego z nim dnia. Jedyną rzeczą, którą mogłam zrobić to zaakceptowanie tego faktu i przyzwyczajenie się do wspomnień. Inaczej, zniszczyłabym siebie i swoje życie, co już robiłam. Nadszedł czas, aby to skończyć. Bo w końcu ile można? Życie wspomnieniami nie przynosi niczego dobrego, a nawet mogłabym stwierdzić, że rujnuje naszą przyszłość. Zatrzymujesz się, a potem nie jesteś w stanie ruszyć dalej z powodu zatracenia. 

Gładziłam dłonią mokry nagrobek, zaciskając usta. Powtarzałam sobie w głowie, że muszę dać mu odejść, a teraz jest najlepsza pora. Dlaczego to było takie skomplikowane? Czemu nie mogłam zaśpiewać tej irytującej piosenki "Let it go" i byłoby po wszystkim? Po tym całym stresie? Chciałabym, aby w mojej głowie istniał przycisk "cofnij" lub "resetuj", abym mogła zapomnieć o tym, co łączyło mnie z Ashtonem. Ale on należał do osób wyjątkowych, specyficznych, których się nie zapomina. Bo zapomnieć o nim, to jak zapomnieć o dacie swoich urodzin. Był kimś specjalnym, nikim zwykłym. Wprowadził coś świeżego i innego do mojego nudnego życia zwykłej szarej myszki. Pokazał mi moje wady i zalety, uwidocznił resztę mojego charakteru, tą skrytą. Sprawiał, że żyłam. Złościłam się, cieszyłam, płakałam oraz uśmiechałam. Dzięki niemu poznałam samą siebie. Nigdy nie twierdziłam, że był aniołem, bo raczej porównanie go do istnego demona byłoby o wiele bardziej adekwatne, ale mimo wszystko odnalazłam w nim dobro, a tego wydarzenia nigdy nie wyrzucę z mojej pamięci.

Cień 2 - PułapkaWhere stories live. Discover now