Rozdział XI~ Naamah

149 8 4
                                    

Jestem Naamah władczyni piekła, pierwsza tego imienia, ukochana Lucyfera, ale co ważne jestem upadłym aniołem. Zeszłam do piekieł tym samym odwracając się od boga. Dzięki temu zyskałam moc, o której anioły mogą pomarzyć. Z nic nie wartego anioła stałam się kimś ważnym i szanowanym. Najpotężniejsze demony kłaniają się na mój widok i to ja decyduje, kto ma prawo do życia, ale od początku.

**** Cztery dni przed przemianą****

Jestem właśnie u Boga i jak zwykle wraz z innymi anielicami czytamy stare księgi, to moje ulubione zajęcie w czasie wolnym. Mój synek bawi się z innymi dziećmi pod opieką Moniki, która jest naszą opiekunką. Dzień jak codzień i nie zapowiadało się, że ma się coś zmienić. W pewnym momencie Stworzyciel zawołał mnie do siebie i pozwolił mi zajrzeć na Ziemię. Jestem mu wdzięczna, że mogę to czasami robić, bo dzięki temu wiem co się dzieje u mojego ukochanego. Strasznie się załamał po mojej śmierci. Strasznie mnie kochał, tak jak ja jego. Planowaliśmy wspólna przyszłość, ale niestety mój czas przyszedł za szybko.
Weszłam do pokoju z wielkim luster i skupiłam sie na miejscu, w którym chciałabym się znaleźć. Po kilku sekundach widziałam wszystko co się dzieje w domu mojego ukochanego. Wtedy zobaczyłam coś, co za każdym razem łamie mi serce. Mój narzeczony z inną kobietą. Ten widok widuje często, ale wiem, że on tak sobie radzi z moją stratą. Pojedyncze łzy spłynęły po moim policzku. Patrzę jak ją dotyka w tej szczególny sposób. Wiele wspomnień wraca do mnie, tak jak na przykład nasze pierwsze spotkanie. Usiadłam na ziemi i po prostu płakałam. Tak bardzo chciałabym móc być teraz na miejscu tej kobiety. Popatrzeć w piękne brązowe oczy mojego mężczyzny, ale to niemożliwe.
Siedziałam w tym pokoju przez godzinę, aż w końcu postanowiłam wrócić do wioski. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do wspólnego pokoju, aby pożegnać się z dziewczynami i Stworzycielem. Wszyscy jak zawsze śmiali się i byli szczęśliwi. Pierwszy raz poczułam, że to może nie jest moje miejsce. Nie umiem być szczęśliwa jak oni wszyscy. Czuję pustkę w sercu, której nie umiem niczym wypełnić. Patrzyłam na wszystkich przez dłuższą chwilę, aż nagle ktoś wszedł przez główne drzwi. Poczułam nagły chłód, którego już dawno nie czułam. Nieproszonym gościem był mężczyzna o czarnych włosach. Czuć było od niego potęgę i złość.Nie zdążyłam jednak mu się dokładnie przyjrzeć, bo Bóg, gdy tylko go zobaczył od razu kazał nam wracać do wioski. Lekko przestraszone potęgom gościa wykonałyśmy rozkaz Stworzyciela.
Od razu udałam się po mojego synka, który na mój widok od razu przerwał zabawę i przybiegł się przywitać. Mój mały brunet jest moim jedynym szczęściem, gdyby nie on napewno nie poradziłabym sobie tu. Była tu z nami wcześniej jeszcze moja mama, ale postanowiła zwiedzić trochę nieba. 
Resztę dnia spędziłam na zabawie z moim synkiem, któremu obiecałam, że jutro pójdziemy do lasu, gdzie Marek kochał się bawić ze zwierzętami.
Nie umiałam jednak zapomnieć o dziwnym mężczyźnie, którego spotkałam dziś u Stworzyciela. Biła od niego wielka siła i złość, ale i tak czuję, że chciałabym z nim porozmawiać. Coś mnie do niego ciągnie, a zarazem odpycha. Mam jednak nadzieję, że jeszcze go spotkam.

*******
Zrobię mały maraton z perspektywy Naamah ☺️ będzie się on składał z trzech może czterech rozdziałów, w których poznamy historię przemiany naszej Naamah. Kolejny rozdział pojawi się jutro, następny w czwartek i może w piątek 💗 Będą one wstawiane około 21 💕 Dajcie znać co myślicie ❤️❤️

Wróć do mnie skarbieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon