Disintegration

257 30 9
                                    



Mello stanął w drzwiach jak wryty. Próbował przetworzyć w głowie, co właśnie widzi, ale widok Matta zapodającego sobie kreskę nie był raczej trudny do zinterpretowania.

- Co ty odpierdalasz? - Nie był w stanie wydobyć z siebie bardziej elokwentnych słów. Nim jednak Matt zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Mello już sunął przez łazienkę jak tornado i rzucił się w jego stronę, targając nim za koszulkę.

- Mello, ja.. - Zaczął, ale blondyn nie przestał szarpać go i popychać na zmianę.

- Co ty sobie myślisz?! - Krzyczał, z wyrzutem patrząc w mętne oczy rudego. Serce waliło mu jak oszalałe; dopiero gdy Matt syknął z bólu zdał sobie sprawę z tego, co właśnie robi. Odsunął się od niego jak oparzony i patrzył na przyjaciela z obrzydzeniem, bez słowa. 

- Miałem cię za kogoś dużo bardziej ogarniętego - Zaczął z wyrzutem. - Nie sądziłem, że mogę się tak bardzo pomylić. - Ciśnienie skoczyło blondynowi tak szybko, że zaczęło kręcić mu się w głowie. Przyłożył dłoń do czoła ze zrezygnowaniem. Pomyślał jedynie, że powinien rzucić to wszystko w cholerę, choć sam był zdziwiony swoją nerwową reakcją. 

- I co, i to cię tak boli?! - Matt trzymał dłoń na policzku, w który przed chwilą przypadkiem oberwał. - Że się myliłeś?! Bo jesteś taki nieomylny! Pierdolony mistrz dedukcji, i ten idiota Matt na trzecim miejscu! 

- Przestań pierdolić głupoty! Słyszysz się w ogóle?! - Mello zacisnął dłonie w pięści; walczył ze sobą by nie dobyć broni i nie strzelić mu w łeb, żeby przestał gadać, albo by nie rzucić się na rudego i nie zacząć go dusić gołymi rękoma. - Więc stąd wiedziałeś, ile mnie szprycować tym gównem, jak mi pół twarzy poparzyło!

- No to zastrzel mnie! Co, tym razem nie spróbujesz?! Olej mnie, tak samo jak tamtych, których zostawiłeś na śmierć! Masz w dupie wszystkich, nikt się dla ciebie nie liczy! - Matt czuł, jak rośnie w nim gniew; sam nie wiedział, na kogo był zły bardziej: na Mello, za to że musiał akurat go przyłapać, czy na siebie, że znów tak łatwo wplątał się w coś tak głupiego. Z bólu chciał po prostu udać, że nic się nie dzieje, kucnąć na ziemi i wyć z bezsilności i beznadziei, w jakiej czuł, że się znalazł. 

- Dosyć. - Syknął Mello, próbując na siłę rozluźnić mięśnie, choć czuł jak drga każdy jego spięty mięsień. - Nic nie mówiłem, jak sobie popalałeś, bo jesteś dorosły, ale teraz to już kurwa przesadzasz. Chyba zapomniałeś, co na tobie ciąży, a ja nie mogę ci pozwolić narażać i śledztwa, i siebie samego. 

Matt odpowiedział mu zbolałym milczeniem, tylko patrzył mu w oczy. Ale teraz Mello unikał jego wzroku. Miał problem z panowaniem nad sobą i zdawał sobie z tego sprawę.

- Gdybyś był kimś innym, to rozwaliłbym ci łeb zanim bym mrugnął. Albo w sumie nie; gdybyś był kimś innym, miałbym to głęboko gdzieś.  - Dodał cicho, podając rękę Mattowi i łapiąc go pod ramię. - Idziesz do łóżka.
***

Opadł ciężko na fotel, odpalając podebranego z paczki Matta papierosa. Nigdy nie palił; nawet nigdy go do tego nie ciągnęło, sam nie wiedział, dlaczego ma na to taką ochotę.

Nie musiał go pytać, skąd to miał. Upewnił się, że rudy śpi, rzucając paczką w jego stronę, po czym sięgnął po jego telefon leżący przed konsolą. Pierwszym problemem, jaki napotkał, było hasło; to zbiło go z tropu. Wpisał datę urodzin Matta, nie pasowała. Numer jego pokoju z sierocińca, też nie. Została mu jedna próba do zablokowania telefonu, z czego nie chciał się potem tłumaczyć. Strzelał i wpisał po prostu własną datę urodzin.. i jego oczom ukazała się jakaś postać z gry jako tapeta. Odwrócił wzrok w jego stronę i poczuł falę wyrzutów sumienia zalewającą jego serce i myśli. 

- Wiem, że powinienem być przy tobie dużo wcześniej. - Szepnął, bardziej sam do siebie niż do śpiącego chłopaka. - I wiem, że nigdy nie chodziło ci o śledztwo, tylko o mnie. Nie interesują cię losy świata. Tylko nasze. A ja zbyt wiele razy pozwalałem ci narażać życie nie za coś, w co wierzysz, tylko za mnie. Tylko dlaczego musisz mi to utrudniać, i zachowywać się jak idiota?

Znów na niego spojrzał; leżącego na brzuchu na materacu; już dawno nieobecnego, w wygniecionej koszulce, z poczochranymi włosami opadającymi na kark, na jego coraz chudsze nadgarstki, szarą skórę na ramionach. 

- Wszyscy się zmieniliśmy, bardziej, niż byśmy chcieli. - Mello znalazł numer, którego szukał i zapisał go w swoim telefonie. 

Myślał o sierocińcu. Dla większości, wspomnienia z takiego miejsca powinny być złe - w jego przypadku było nieco inaczej. Choć kiedyś chciał opuścić go jak najszybciej, teraz myślał o nim ciepło i chciałby tam wrócić, choć na jeden dzień. Znów nie przejmować się niczym. Nie martwić się o nikogo. Z Mattem farbować Nearowi włosy na zielono, przewracać jego godzinami układane domino. Uciekać na dach, rysować na ścianach toalet komiksy. Zawsze być razem i nie przejmować się tym, że kiedyś wszystko tak bardzo się pokomplikuje, że każdego dnia życie ich wszystkich może się w każdej chwili skończyć.

Wiedział, że jutro czeka ich ciężka rozmowa, za którą nie miał pojęcia, jak się zabrać. Zapewne cięższa dla Mello, niż dla Matta. Był jednak pewien, że tak tego wszystkiego nie zostawi. 

Stracił poczucie, ile czasu upłynęło mu na tych rozmyślaniach. W końcu wstał z fotela i przetransportował się na materac do Matta, odgarniając rude włosy z jego twarzy. Objął go ramieniem i nakrył ich oboje kocem. Wtulił twarz w jego szyję i pocałował go lekko za uchem. Myślał o tym, co powiedział mu w łazience: że nikt go nie obchodzi. Wiedział, że sprawia takie wrażenie. Że długo naprawdę tak było. Poświęcił się w stu procentach temu, w co wierzył, i patrząc na Matta na materacu w ciemnym pokoju, po raz pierwszy tego żałował. 

Fine Again (MelloxMatt)Onde as histórias ganham vida. Descobre agora