Holding On

347 40 8
                                    

Zdążył wrócić do domu, nim Mello wstał. Na palcach wszedł do pokoju, zakradł się za kanapę na której spał i wziął głęboki wdech.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, STO LAT, STO LAT! - Wrzasnął mu nad uchem, dzierżąc w dłoniach biały kartonik.
Mello, przerażony, zerwał się z krzykiem z kanapy i spadł z niej, lądując z głuchym hukiem na podłogowej wykładzinie.
- Matt..? Co? - Jego oczy były rozbiegane; twarz blada jakby poprzedniej nocy srogo się upił.
- No masz dziś urodziny, jest trzynasty grudnia. Szkoda, że nie widziałeś swojej twarzy, wyskoczyłeś jak poparzony. Oh; sorry, fatalny dobór słów.
- Ale ty jesteś zabawny. - Matt zakwiczał ze śmiechu, podtykając niezadowolonemu Mello karton pod nos.
- Co to?
- Sens życia. Dokładniej, tort. Czekoladowy. Mam nawet świeczki. - Zaczął przeszukiwać kieszenie; wśród niezliczonej ilości zapalniczek i kapsli, w końcu znalazł małą świeczkę w kształcie dwudziestki i wetknął ją w środek tortu.
- Postaw go na stole. Kupiłbym jeszcze balony, ale prędzej bym się udusił niż je nadmuchał. Wiesz, płuca palacza.
Mello wydawał się wciąż sionsternowany, ale w jego oczach pojawiły się iskierki.
Matt wyjął jedną z zapalniczek; swoją ulubioną w kształcie naboju.
- Cóż, to też jest nieco niefortunne. - Zażartował po przyjrzeniu się jej i odpalił od niej świeczkę.
- No, pomyśl jakieś życzenie. Wiesz jak to się robi? Coś typu: "chcę być tak mądry jak Matt" albo "chcę widzieć laski przez ubrania".
Mello posłał mu wymowne spojrzenie, na które Matt posłusznie się już zamknął. Szybko jeszcze wyjął papierosa i odpalił go sobie od płonącej świeczki. Mello, po zmarszczeniu brwi i zaprezentowaniu całego szeregu innych min, w końcu zdmuchnął świeczkę i wyjął z ciasta, uznając cały proceder za bezsensowny.
- Mam coś jeszcze dla ciebie. - Matt cofnął się do przedpokoju i wyjął coś z kieszeni swojej kurtki. Trzymał to niewidoczne w zamkniętej pięści i prosił Mello, by podał mu rękę.
- Pieszczocha z kolcami. Twoja trochę się zwęgliła, a chyba jeszcze nie zdążyłeś kupić sobie nowej.
Mello obrócił ją kilka razy w dłoniach. Była dokładnie taka, jaką chciał. Małe, srebrne kolce były nawet całkiem ostre.
- Matt... Ale po co? Nie musiałeś. - Popatrzył na niego swoim przepraszającym, szczenięcym wzrokiem; Matta zawsze to rozczulało, nieważne jak Mello zachowywał się chwilę wcześniej.
- Jak to po co? Masz urodziny. Zawsze chciałeś je wyprawić, a ja w końcu nie muszę jeść twojego urodzinowego tortu sam.
Mello zamilkł. Przeszedł się do szafki, by sięgnąć po nóż do krojenia ciasta, ale i tak nie zdołał ukryć przed Mattem swoich uniesionych kącików ust. Mimo, że Matt wyznał mu wcześniej co do niego czuje nie sądził, że to może być tak głębokie i że trzyma go tak długo. Wcześniej nie do końca brał go na poważnie, nie brał nawet tej opcji pod uwagę - teraz jednak wiedział, że się mylił. I musiał przyznać, że to było bardzo miłe uczucie.
***
Mello kończył właśnie wyjadanie okruszków tortu prosto z kartonu, gdy Matt odłożył swoje piwo i położył mu rękę na udzie.
- Skończyłeś już się opychać? Idziemy.
- Gdzie ty chcesz iść w taką pogodę?
- Na tor, będziemy się zderzać samochodzikami.
- Ty kiedyś dorośniesz?
- Wiesz jakie to fajne?! Zbieraj dupę. Spodoba ci się.
Mimo lekko prószącego śniegu, wciąż było ciepło. Pomarańczowe światła latarni nieśmiało oświetlały ulicę rozciągającą się przed nimi. Nie tylko oni zamierzali dokądś; ludzie mijali ich leniwym krokiem lub przemykali pośpiesznie obok nich. Matt kilka razu spróbował złapać blondyna za rękę, ale ten skutecznie mu się wymigiwał.
- Matt, nie na ulicy.
- Obchodzą cię ludzie? - Mello posłał mu skonsternowany uśmiech, mający być odpowiedzią.
Nagle Matt poczuł, jak ktoś szarpie go za ramię; wytrącając mu z ręki papierosa, który zgasił się w głębokim śniegu. Odwrócił się gwałtownie; Mello instynktownie położył dłoń na broni ukrytej pod kurtką. Ujrzeli blondynkę, niewiele niższą od Mello, ubraną w czerwony płaszcz. Jej niebieskie oczy pałały wściekłością, w furii zaczęła szarpać Matta i popychać go na zmianę.
- Więc to dlatego, tak?! Cały ten czas miałeś laskę na boku?!
- SŁUCHAM? - Ryknął Mello, nie kryjąc swego oburzenia i zwracając na nich uwagę wszystkich przechodniów.
- Alice, uspokój się! Mello, proszę, poczekaj chwilę.
- Nie! Niech się dowie, jakim jesteś dupkiem! Niech wszyscy się dowiedzą! - Dziewczyna wydzierała się na całą ulicę a Matt marzył tylko o tym, by zapaść się pod ziemię.
- Zamknij się, błagam.
- Teraz wolisz się zabawiać z "facetami"?! I co, lepiej Ci, śmieciu?!
- Zerwałem z tobą, kiedy to zrozumiesz?
- Przez SMS-a?! Jesteś żałosny! - Matt chwycił ją za ramiona i spojrzał z nienawiścią w jej oczy. Ludzie na ulicy zwolnili kroku, bacznie przyglądając się jego dalszym poczynaniom. Mello położył dłoń na ramieniu Rudego.
- Matt, chodź.
- Już. A ty - Zwrócił się do dziewczyny - nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej.
- Pierdol się. - Warknęła, gdy tylko ją puścił.
- Chętnie, byle bez ciebie. - Mello uparcie ciągnął go za rękaw. W końcu Matt odpuścił; odwrócili się zostawiając dziewczynę za sobą. Po przejściu parunastu metrów Matt odpalił papierosa.
- Powinna dostać jakiś order za marnowanie moich fajek. Sorry za to, Mells.
- Myślała, że jestem twoją nową lasią.
- A nie? - Matt roześmiał się, jakby już zapomniał o sytuacji mającej przed chwilą miejsce.
Mello przyglądał mu się jeszcze chwilę, pełen podziwu dla jego obojętności. Już zdążył zapomnieć, że przecież zawsze taki był dla wszystkich... Tylko nie dla niego.
Wyjął w końcu rękę z kieszeni i chwycił zimną dłoń Matta, splatając jego palce ze swoimi.
Matt patrzył na niego rozbawiony, ale Mello udawał uparcie, że wcale tego nie widzi, powstrzymując się od uśmiechu.

Fine Again (MelloxMatt)Where stories live. Discover now