Everything I Wanted

442 40 13
                                    

Zapukał trzy razy, potem jeszcze pięć. Nikt nie odpowiedział, więc przyłożył ucho do drzwi, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków.
Delikatnie nacisnął klamkę i wszedł do środka. Było ciemno i duszno; Mello ledwo dostrzegał śmieci leżące na podłodze o które co chwilę się potykał.
- Matt? - Zawołał niepewnie, ale odpowiedziało mu tylko głuche echo. Wszedł do sypialni, ale w łóżku nie było niczego poza stertą ubrań i ręczników. - Matt, jesteś tu? - Zwrócił swe kroki do dużego pokoju, ale i tam go nie dostrzegł. Jeszcze nie widział jego mieszkania w takim stanie. Wszędzie w wykładzinie były wypalone dziury, jakby cała służyła za popielniczkę. Z konsoli dobiegał cichy, ale ostry dźwięk zaciętej płyty, w kółko i w kółko. W końcu, wśród góry śmieci dostrzegł Matta siedzącego na podłodze, opartego o kanapę. Mello kucnął obok niego i z przerażeniem się mu przyglądał. Jego koszulka przesiąknięta była krwią, jakby w ogóle nie nosił opatrunków. Miał dziwne oczy; nieobecne, choć zdawało się, że patrzy na niego.
- Matt? Matt! Ty się naćpałeś?
Matt odpowiedział mu wątłym uśmiechem; nie był pewien czy to rzeczywiście Mello, czy tylko efekt jego zmęczenia.
- No Matt, do kurwy nędzy! - Matt cicho się roześmiał. Gdyby to było tylko wyobrażenie, Mello nie krzyczałby na niego od razu, gdy go zobaczy.
- Czego chcesz, Mello? Powiedz mi, jakie masz zdanie? Czego TY chcesz? Mello?

Jego słowa zbiły go z tropu. Już miał jakiś plan, gdy tylko wszedł - już chciał być zły i wnerwiony, kiedy wszystko się skomplikowało. Znów był skonsternowany; nie miał dokąd uciec przed jego zamglonym, ale nadal wywierającym presję wzrokiem.
- Nie wygłupiaj się. Co z twoją raną? - Niedelikatnie podciągnął jego koszulkę, by przyjrzeć się ranie i zająć czymś ręce i myśli.
Rana wyglądała paskudnie; jak czarna, krwawa dziura w skórze, jakby w ogóle o nią nie dbał.
Mello pognał do łazienki po jakieś waciki i środki dezynfekujące, ale znalazł tylko butelkę wódki gdzieś na ziemi.
Matt zdawał się w ogóle nie czuć bólu, gdy ten przecierał mu obojczyk alkoholem: jakby wciąż zajęty czekaniem na odpowiedź.
On jednak konsekwentnie unikał jego wzroku. Taki już był: coś cię rani, lub sprawia dyskomfort - unikaj tego, zajmij myśli czymś innym, za wszelką cenę.
Matt jednak nie dawał za wygraną. Przytrzymał jego dłoń, gdy ten przyciskał nią nerwowo wacik. W końcu, Mello zmuszony był by spojrzeć mu w oczy.
- Mello. - Powtórzył miękko i cicho, jakby sam dźwięk jego imienia sprawiał mu przyjemność. - Mello... - Zamknął oczy i oparł czoło na jego czole, bezkarnie i bezwstydnie; a on, zaskoczony, zapomniał nawet, by się od niego odsunąć.
Mello wiedział, że znów wraca do niego jak zbity pies. Nie miał się gdzie podziać, więc w końcu, ulegnąwszy, podkulił ogon. Matt, widząc jego oczy, zdawał sobie sprawę z jego uczuć, nawet jeśli za nic w świecie by się do nich nie przyznał. Zbyt długo go znał, by fala gniewu zdołała całkowicie przyćmić jego prawdziwego: resztki chłopca, z którym zaprzyjaźnił się dawno temu.
Matt pocałował go ponownie, nawet jeśli miała to być ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu. Przez tę ciągłą obojętność, jaką bezsensownie mu okazywał, czasem naprawdę skory był uwierzyć, że jest mu wdzystko jedno: czy się wykrwawi, czy Mello w następnej sekundzie go zastrzeli.
- Mello, już nie udawaj. - szepnął i drżącymi rękoma przyciągnął go do siebie.
Choć ledwo się ruszał, to Mello czuł się bezbronny, ale nie wobec niego - lecz wobec samego siebie. Delikatny dotyk jego dłoni sprawiał, że zaczął kwestionować swoje racje. Dlaczego tak uparcie go odrzucał? Dlaczego dawał mu czuć się jak śmieć, gdy okazując odwagę, jakiej Mello sam nie miał, okazywał mu swoje uczucia?
W chwili, gdy odwzajemniał jego subtelny pocałunek zrozumiał, że to nie czyni go wcale słabym. Że wcale nie musi być przegrany.
Mello wykrzywił usta w coś na kształt zmęczonego uśmiechu i spojrzał mu w oczy, zupełnie tak samo, jak kiedyś. Przytulił go czule, po czym pozwolił oprzeć się na swoim ramieniu i pomógł mu wstać.

***
Matt leżał na kanapie, zrelaksowany jak nigdy. Twarz przykrył sobie książką, którą od niedawna czytał. Miał na sobie czyste bandaże; wciąż wilgotne włosy po zimnym prysznicu. W mieszkaniu było ciepło, ale i tak nakrył się kocem.
Mello właśnie skończył się myć i wyszedł z łazienki, opatulony ręcznikiem od stóp do głów.
- Kyrie eleison, jak zimno. - Zerwał z Matta koc i narzucił go na siebie, zaciskając na nim skostniałe palce.
- Myślałem, że masz dość wysokich temperatur.
- Ale ty jesteś zabawny, Matt. Pękam ze śmiechu.
- Kiedyś naprawię ten kran. Ja się już przyzwyczaiłem do zimnej wody.
Mello, ciasno owinięty kocem, wycierał włosy ręcznikiem. Siadł ciężko na kanapie, jakby czymś wielce zmęczony. Matt w ostatniej chwili podkurczył nogi, by nie zostać przez niego przygniecionym.
- Co tam czytałeś?
- "Wpuść mnie". Chyba mam ją jeszcze z sierocińca. Czytałeś? - Podniósł się, opierając się o blondyna ramieniem i wyciągnął rękę z książką z jego stronę.
- To o tych dziwnych, mrocznych dziewczynkach?
Matt patrzył na niego z politowaniem, na co Mello odpowiedział mu uśmiechem. Dobrze znał tę książkę, ale Matt rzadko kiedy opowiadał o czymś z pasją.
- Jedna z nich, wbrew pozorom, była chłopcem. Właściwie to druga też, ale Mells, chyba wiesz że nie o to chodziło. To o odrzuceniu, i o przyjaźni, prawie jak.. - Matt się zawahał i na chwilę spuścił wzrok. - Właściwie, to po prostu zderzenie dwóch różnych samotności, które razem... razem... mogą być po prostu samotne razem.. Ale wiesz, nie ma zbyt wielu dobrych recenzji, z tego co widziałem. Raczej nie zrozumie jej ktoś, kto nigdy nie był sam.
- Wiedziałem, że ci się spodoba, jak ci ją dawałem.
Popatrzył na blondyna w milczeniu. Westchnął tylko i pochylił się ku niemu, by objąć go i oprzeć głowę na jego ramieniu. Oboje zamknęli oczy. Matt ostrożnie ujął jego dłoń w swoją, obawiając się jego reakcji. Ale był spokojny; od dawna nie był tak odprężony.
- Nie pamiętałem tego. Nie wiem czemu. - Dodał w końcu. Wiedział, że Mello ma wybuchowy charakter. Stąpał po niepewnym gruncie, który w każdej chwili mógł zarwać mu się pod stopami. Jedno nieuważne słowo mogłoby wystarczyć, by stracić go bezpowrotnie. Zdawał sobie sprawę, że może żałować wplątania się w ten dziwny związek, ale nie miał sił walczyć z czymś, co siedziało w nim od tak dawna.
- Przepraszam. - Jego głos zmusił go do otworzenia oczu i zwrócenia na niego wzroku, jakby chciał się upewnić, że powiedział to naprawdę. - Wyszedłem wtedy bez słowa; wiem, że się martwiłeś. Ty jako jedyny zawsze się o mnie martwiłeś. Ale wtedy o tym nie myślałem. Nie dałem ci nawet nic powiedzieć. Pytałeś czego chcę. Jesteś moim przyjacielem, Matt. Chcę, żeby tak zostało. Nie wymagaj nic ode mnie, bo nie wiem, co miałbym ci odpowiedzieć. Ja.. gdybyś umarł, to byłoby mi zajebiście smutno i źle. Rozumiesz?
- Rozumiem. - Matt popatrzył na niego chwilę w zamyśleniu, nie wiedząc czego właściwie się spodziewał. Czy to dobra odpowiedź? Czy może nie pozostawiała żadnej nadziei?
- Matt.. - Zaczął znów Mello, widząc wyraz jego twarzy. - Gdy zerwała z tobą ta lasia wyglądałeś, jakby w ogóle cię to nie obeszło. A teraz.. Nie wiem. Powinieneś wtedy być smutny, a nie teraz.

Fine Again (MelloxMatt)Där berättelser lever. Upptäck nu