ZDRAJCA

392 38 15
                                    

                 — Pamiętaj, Jasonie Grace, by zawsze dotrzymywać obietnic.

Dwóch jasnowłosych chłopców siedziało na wzgórzu, obserwując rozgrywającą się na wielkim polu walkę, w której nie mogli wziąć udziału ze względu na wiek. Mieli może z dziesięć lat, nie więcej.

— Zastanawiam się, Jasonie, czy kiedyś uda nam się osiągnąć coś wielkiego — chłopiec o niemalże białych włosach śledził błękitnymi oczami z zamyśleniem ćwiczenia na polu marsowym.

My będziemy wielcy, Oktawianie — odpowiedział drugi chłopiec z pewnością. Jego ciemnoblond włosy rozwiał wiatr, odsłaniając niebieskoszare oczy, które świeciły niemalże szaleńczym blaskiem. — Tego jestem pewny jak niczego innego.

— Cieszy mnie twoja wiara, przyjacielu, mimo to muszę poddać ją mojej wątpliwości. Może i tobie uda się osiągnąć coś wielkiego, w końcu jesteś synem tego, który rządzi niebem, jednak ja? Jestem zaledwie wnukiem Apollina. Nie ma we mnie nic wyjątkowego. Nie mam żadnej boskiej mocy, nie mam nawet błogosławieństwa mojego dziadka. Jestem nikim.

— Nie mów tak, Oktawianie. Nie jest ważnym to, jakich rodziców masz lub nie masz, a to, kim jesteś. A już teraz jesteś kimś wspaniałym, władasz mieczem lepiej niż wielu starszych legionistów, jesteś bardzo sprytny i zaradny, a to cechy, których brakuje wielu. A ja wcale nie jestem taki wspaniały, na jakiego wszyscy mnie kreujecie. Mówicie, że będę waszym przywódcą, że poprowadzę was do chwały i może tak będzie, ale zapominacie, że jestem jedynie człowiekiem i mam swoje ograniczenia. A ty i ja... Uzupełniamy się, wiesz? Może i nie jestem tak inteligentny, jak ty, może i ty nie jesteś tak silny, jak ja, ale dopóki jesteśmy razem, nikt nas nie przezwycięży.

Między chłopcami zapadła cisza, oboje skupili się na walczących legionistach, latających sokołach, które zbierały rannych oraz krążących wokół pola marsowego pretorach, którzy pilnowali porządku. W ich uszach dźwięczały bojowe wrzaski, brzęk zderzającego się ze sobą cesarskiego złota oraz skrzeki ptaków, które informowały o kolejnych rannych.

— Obiecaj mi, Oktawianie, że jeśli polegniesz na polu bitwy, ze mną pożegnasz się ostatni — odezwał się w końcu Jason, przenosząc niebieskoszare oczy na błękitnookiego, który odwzajemnił spojrzenie.

— Jedynie, jeśli obiecasz mi to samo, Jasonie.

— Obiecuję ci to, Oktawianie.

×××

Trzynaście osób zasiadało przy wielkim stole. Każdy ubrany był w rzymską togę oraz wszyscy wyglądali, jakby z niecierpliwością czegoś oczekiwali.

Jason i Oktawian, teraz już nie jako chłopcy, a mężczyźni, siedzieli ramię w ramię, wpatrując się w ciemnowłosą z wyczekiwaniem, gdy w końcu się odezwała.

— Gregory Clooney zdecydował, że nie chce kontynuować swojej służby legionowi, przynajmniej na razie. Wraz z pozostałymi wybraliśmy już kogoś na to miejsce, dlatego też... — utkwiła czarne oczy w synu Jupitera. — Jasonie Grace, wszyscy bylibyśmy zaszczyceni, gdybyś zgodził się zostać pretorem dwunastego legionu fulminata.

Chłopak nie wyglądał na zaskoczonego, gdy pochylił się delikatnie do przodu, po chwili jednak spoglądając na Oktawiana z pytaniem w oczach. Ten jedynie pokręcił głową, uśmiechając się pewnie.

ZDRAJCA, jason graceWhere stories live. Discover now