8. KONIEC

1.2K 63 23
                                    

Stanąłem przed drzwiami, za którymi mogłem zginąć. Za chwilę skończy się to całe wariactwo... albo umrę. Nie było sensu się skradać, więc po prostu nacisnąłem klamkę i popchnąłem drzwi. W środku, tak jak się spodziewałem, stała Annabeth. Robiła coś przy sarkofagu. Dobrze, że jej przerwałem. Odwróciła się, a kiedy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Momentalnie jednak zostało zastąpione uśmiechem.

- Strasznie długo ci to zajęło. Już myślałam, że się nie pojawisz - powiedziała dziewczyna

- Naprawdę uważasz, że ominąłbym taką zabawę?

- Po prostu myślałam, że jednak nie jesteś na tyle głupi, żeby tu przychodzić, wiedząc, że dzięki tobie będę mogła obudzić Kronosa.

- Na swoje usprawiedliwienie, nie miałem o tym pojęcia.

- To mogę ci to streścić. Po tym jak zginiesz twoja krew zostanie przelana na sarkofag, a to da Kronosowi na tyle siły, żeby się uformował i zniszczył świat. - Po tych słowach wyciągnęła sztylet z szuflady obok.

- A co jeśli ja nie zgadzam się na tą część z umieraniem? - wyciągnąłem Orkana z kieszeni

- A czy ktoś cię pyta o zdanie? - Zanim zdążyłem odpowiedzieć zamachnęła się sztyletem, ale zdołałem uniknąć stracenia głowy.

Później nie miałem już tyle szczęścia. Kolejne zamachnięcie sztyletem przecięło skórę na moim przedramieniu. Krew zaczęła się lać, ale nie zważałem na to. Odbiłem kilka ciosów Orkanem i zacząłem wykonywać swój plan. Jak możecie się domyślić, wszystko poszło źle.

Wykonałem zamach mieczem, zmuszając tym samym Annabeth do uniku. W tym czasie wyciągnąłem z kieszeni butelkę z miksturą usypiającą. Odetkałem ją i zbliżyłem się do dziewczyny. Mocno uderzyłem w jej sztylet, ale... nie wypadł jej z ręki tak jak planowałem. Podczas chwili mojej nieuwagi, Annabeth zamachnęła się, prawie odcinając mi palec, a co gorsza niszcząc miksturę, która wypadła mi z ręki i rozbiła się na podłodze.

Dobra, teraz nie wiem co robić... Niestety Annabeth nie traciła czasu na zastanawianie się. Ponownie zrobiła zamach na moją dłoń, znów udany. Krew zaczęła się lać, a miecz wypadł mi z ręki. Przynajmniej zachowałem palec.

Kiedy chciałem podnieść broń, poczułem zimny dotyk stali na moim gardle. Annabeth mogła mnie już wtedy zabić, ale zamiast tego uśmiechnełą się, spokojnie podniosła miecz, podeszła do okna i wyrzuciła go na głęboką wodę. Powinien wrócić, ale nie wiem czy będę jeszcze wtedy żył.

Blondynka odwróciła się i zaczęła powoli zbliżać w moją stronę, zaciskując sztylet w ręku.
- Może porozmawiajmy o tym na spokojnie przy herbatce? Jesteś wolna w przyszły czwartek? - zacząłem mówić, żeby ocalić życie.

Dziewczyna jednak nie zatrzymała się. Kiedy była już bardzo blisko, położyła mi dłonie na ramionach. Jej dotyk tak mną wstrząsnął i ucieszył, że nie zorientowałem się, że w tym czasie noga Annabeth zachaczyła o moją i szybkim ruchem powaliła mnie na kolana. Położyła mi sztylet na gardle. Tym razem w celu mordu.

- Nareszcie. W końcu mogę cię zabić i wypełnić moje przeznaczenie. - powiedziała Annabeth.

- To nie musi być twoje przeznaczenie. Co ci to wszystko da? Co on ci oferuje? - zapytałem zaczynając czuć się bezsilny.

- Uwolni Luke'a z zaświatów. Zaprojektuję nowy świat, w którym będę rządzić u boku Kronosa!

- A co jeśli się nie uda? Co jeśli zginiesz i trafisz do Tartaru? - oczy zaczęły mnie piec.

- Nie mam już innego wyjścia.

- Masz - łzy już płynęły z moich oczu. - To wszystko moja wina. Wiem, że popełniłem wiele błędów, ale nie powinnaś płacić za nie przez wieczność. Możesz mnie zabić, ale błagam, nie budź go. Nie ryzykuj. Nie wybaczę sobie jeśli będziesz musiała cierpieć przeze mnie. Bo... Ja... Kocham Cię Annabeth! Nie daję sobie rady bez twojego towarzystwa. Jeśli pozwolisz mi zabrać się do Obozu, to dopilnuje, że nigdy więcej mnie nie zobaczysz. 

Zacisnąłem oczy czekając na ostateczny ruch kończący moje życie. Czekałem i czekałem, ale dalej żyłem więc coś było nie tak. Spojrzałem na twarz Annabeth. Miała zaciśnięte zęby i wyraz wściekłości na twarzy, ale z oczu płynęły jej łzy. Upadła na kolana będąc twarzą w twarz ze mną. Nie mogłem się ruszać ze strachu.

- Dlaczego musisz zawsze wszystko utrudniać? Starałam się o tobie zapomnieć, myślałam że jak cię zabije to opuszczą mnie te wszystkie zmartwienia. Ale ty przychodzisz tu i mówisz, że mnie... że możesz wszystko naprawić. - wykrzyczała.

- Wróć ze mną do domu. Dopilnuję, że wszystko będzie dobrze. Błagam, po prostu daj mi szansę.

Annabeth spojrzała na mnie i po kilku minutach przerażającego milczenia, zabrała sztylet z mojego gardła i schowała go do kieszeni. Położyłem jej rękę na dłoni, ale odruchowo ją zabrała.

Wstałem i otrzepałem kolana po czym podałem jej rękę, aby pomóc jej wstać. Po chwili namysłu wstała bez mojej pomocy. Dalej mi nie ufa. W sumie nie mam co się dziwić.

- Zbieramy się. - powiedziałem i nacisnąłem guzik na zegarku. Momentalnie usłyszałem wybuch. Statek zaczął się trząść. Po chwili z całego pokładu dobiegły krzyki. Otworzyłem drzwi i wybiegliśmy.

Kiedy już prawie wybiegliśmy w miejsce spotkania, przypomniałem sobie o Lukasie.

- Muszę się wrócić. Nie mogę go znowu zostawić. Idź na górę i wsiądź na Mrocznego. Jeśli nie pojawię się w ciągu 15 minut, macie lecieć beze mnie.

Odbiegłem zanim Annabeth zdążyła odpowiedzieć. Dotarłem do pokoju, otworzyłem drzwi szafy i natychmiast zostałem popchnięty z całą siłą na ścianę. Lukas się obudził i był wściekły. Wykonał zamach, ale w ostatniej chwili uniknąłem ciosu. Chłopak był czerwony ze złości.

- Jak śmiesz zamykać mnie w tej szafie! Pewnie chciałeś mnie tam zostawić i odejść jak wszyscy inni. - po tych słowach rzucił się na mnie, zmuszając mnie do upadnięcia na podłogę.

- Lukas, uspokój się! - wybuchnąłem, co nim trochę wstrząsnęło. - Chcę zabrać cię do Obozu. Nigdy nie miałem zamiaru cię zostawiać. Kiedy zniknąłeś nie zapomnieliśmy o tobie. Alex zupełnie się załamał - Lukas i Alex byli w sobie zakochani podczas pobytu w Obozie. Spędzali ze sobą większość wspólnego czasu.

Kiedy Syn Hefajstosa usłyszał imię Alexa, zatrzymał się.
- N-naprawdę? Nie pomyślałem o nim, byłem tak wściekły. Ja muszę go przeprosić.

- Czeka na górze. Więc jakbyś mógł łaskawie zejść ze mnie i skierować w stronę wyjścia zanim odlecą bez nas to byłoby miło.

Kiedy wyszliśmy na pokład strasznie kołysało. Połowa statku była zniszczona, więc nie ma co się dziwić. Zobaczyłem Alexa oraz poobijanych Grovera i Malcolma siedzących na swoich pegazach. Obok stała Annabeth. Kiedy Alex nas zobaczył zeskoczył z wierzchowca i podbiegł po czym uderzył Lukasa w ramię z całej siły. W jego oczach widniały łzy.

- TY ŻYJESZ? I w dodatku pracujesz dla Kronosa? Co ty sobie wogóle wyobrażasz, myślałem, że nie żyjesz, a ty sobie tak podcho- jego monolog został przerwany pocałunkiem ze strony Lukasa. Kiedy oderwali się od siebie, chłopak dotknął policzka Alexa i powiedział:

- Przepraszam, wytłumaczę ci wszystko później. Teraz proszę, wróćmy do domu.

Wsiadłem na Mrocznego. Zaraz za mną usadowiła się Annabeth.

- No to spadamy! - krzyknąłem po czym pegaz zerwał się w powietrze. Annabeth automatycznie przytuliła się mnie, żeby nie spaść. Po chwili oderwała się ode mnie z taką gwałtownością, że prawie ześlizgnęła się z konia.

- Jeśli chcesz to możesz się mnie trzymać. - powiedziałem, nie oczekując niczego, ale poczułem jej ręce na moich ramionach. Dziewczyna dalej bała się zbytniej bliskości, ale to i tak był krok do przodu. Może kiedyś odwzajemni moje uczucie. Na razie jestem wdzięczny, że postanowiła wrócić. Dopilnuję, żeby nigdy więcej nie musiała przez takie coś przechodzić.

/// wiem, że się spóźniłam, ale szkoła, nauka itd. Żeby wam to wynagrodzić ten rozdział jest zdecydowanie zbyt długi biorąc pod uwagę moje lenistwo. No, więc to już koniec. Mam nadzieję, że ten fanfik się wam spodobał i dziękuję za wszystkie miłe słowa. Minął już rok odkąd wpadłam na ten pomysł na lekcji geografii. Tyle pięknych wspomnień. To dziękuje jeszcze raz i widzimy się w następnej opowieści jeśli będzie mi się chciało takową napisać. Ta opowieśc nie jest zupełnie zamknięta może kiedyś napiszę jakiegoś one-shota czy cos, ale nie obiecuję. Dobra za bardzo się rozpisałam. Miłego dnia!///

Mogę ją odzyskać/// Percy Jackson/// PercabethDonde viven las historias. Descúbrelo ahora